Plan na Święto Niepodległości był prosty: najpierw tradycyjnie na leśną mogiłę NN żołnierza, potem na Pohulankę, wrócić na mielone z buraczkami a później biegiem na capstrzyk pod pomnik Marszałka. Choć podczas wieczornej salwy honorowej przy pomniku Marszałka z córkami, już powoli robiło się zimno, to… cały dzień jakoś ciepło mi w duszę.
Na Bagna Macierowskie wjeżdża się ulicą Torfową w Starej Miłośnie. Idąc wzdłuż bagna, po 10 minutach widać leśną mogiłę żołnierza, który poległ w 1944 roku. Na tym leśnym grobie byliśmy już rok temu. Wbrew zaleceniom nadleśnictwa zapaliliśmy znicz (bo na leśnych mogiłach powinno się kłaść wyłącznie „gałązkę jedliny przewiązaną biodregradowalną wstążką”). Od ostatniego roku nic się nie zmieniło, z wyjątkiem tego, że ktoś zainwestował w domki nad bagnami (dosłownie nad) i jeden już nawet stoi, a kolejne się budują. I chyba było więcej ludzi niż w tamtym roku – wszyscy, których mijaliśmy albo milczeli uśmiechnięci albo gadali o jedzeniu . Na przykład: „Flaki mam”.
Im dalej w las, tym ludzi mniej… Bo tym razem postanowiliśmy zobaczyć jak wygląda Pohulanka. Tam i z powrotem mieliśmy do przejścia ok. 5 km. W sam raz na pieszą wycieczkę z Czteroletnią.

Po drodze na Pohulankę ukazała nam się…
Szliśmy Górami Macierowskimi. Cały czas lasem. Po drodze, za sprawą ogołoconych z liści drzew, nieco w bok od głównego duktu, dostrzegliśmy figurę Matki Boskiej. Nie mam pojęcia co to za historia, ale musi jakaś bardzo stara.

Świadczy o tym kamienny krąg – coś jak gigantyczna cembrowina starej studni, na który patrzy Figura. A wysprzątane dokoła! Ani listka, ani paproszka… Na dwóch drzewach – po zestawie zmiotek. Omiecione rabatki sztucznych kwiatów aż rozczuliły.
Pierwszy raz w życiu widziałam figurę Matki Boskiej w samym środku lasu.


Pohulanka przez duże P
Pohulanka to nic innego jak schron z 1915 roku, który ma się nad wyraz dobrze. I nic dziwnego, bo w 2016 roku przeszedł gruntowny remont.
Wybudowany na trzech żołnierzy. Z otworem wentylacyjnym na rurę od piecyka okopowego i innym – na peryskop. Do tego – wąska szczelina obserwacyjna, której z zewnątrz nie sposób dostrzec.


Jak capstrzyk to bliziutko Milusina
Lubię sulejóweckie capstrzyki. Odkąd tu mieszkam, nie opuściliśmy ani jednego. I za każdym razem są dreszcze. I to wcale nie z zimna. Bo hymn, bo apel, po sygnał „Śpij kolego” grany na trąbce. Uważam, że to tutaj jest centrum wszystkich niepodległościowych uroczystości i bardzo się cieszę, że mimo to odbywa się wszystko w sposób tak kameralny…
Konie trochę niespokojne i dzieciaki też się wiercą, ale i tak polecam każdemu. Dzień Niepodległości w Sulejówku, tuż przy domu, w którym mieszkał Piłsudski z Aleksandrą i córkami – to jest naprawdę coś, co potrafi chwycić za gardło i serce. Nawet jeśli uważa się, że politycy plotą bzdury i że wojna to najgorszy wynalazek ludzkości.



I przez ten spacer do Pohulanki, i kolejny capstrzyk, i słońce, które w ciągu dnia wywabiło z kryjówek pszczoły – ciepło mi w duszę. Czego i Wam, życzę.
A propos:
Pięknie spędzony dzień
!!!