Popołudnie, więc to jeszcze nie koniec. Tego dnia, którego znów udało nam się przetrzeć zupełnie nowe szlaki. Wycieczkowe i kulinarne. Z poczuciem, że jesteśmy na bardzo dobrej drodze. Chodźcie pogadać o tym, co tym, co nowego przyniósł dzień i co aż się o prosi o bis…
Mała wstała pierwsza i zaczęła od prezentacji… pozycji jogi zwanej wojownikiem. Widziałam już w jej wykonaniu: kamyk, kobrę, drzewo… ale nie wojownika. Sącząc chwilę potem kawę na tarasie (jak wiecie, nie palimy w domu), pomyślałam sobie o wyspaniu (godz. 10.), całkiem przyjemnej pogodzie (10 st.) i uznałam, że w takich okolicznościach to można powalczyć!
Nawiasem mówiąc, znajomy psycholog i sportowiec uważa, że dużo zdrowiej jest używać słowa „trenować” niż „walczyć”. I coś w tym jest, prawda?
Ruiny fortyfikacji – bunkry w Emowie
Plan na wypad obejmował kierunek Wiązowna – Emów. Rzucik berecikiem od nas. W sam raz na zaostrzenie apetytu przed obiadem.
Wiązowna zawiodła – pałac niedostępny, za siatką. Trzeba tu wrócić kiedy będzie czynny ośrodek zdrowia, który stoi w tym samym parku co opuszczony ale efektowny zabytek.
Z Wiązowną graniczy Emów, gdzie macie Park Krajobrazowy im. Czesława Łaszka. A w nim pozostałości po fortyfikacji z lat 1915-1940. O rekonesans aż się prosiło… Liczba zaparkowanych samochodów świadczyła, że jest to miejsce lubiane na równi z Puszczą Kampinoską.
Pewnie, że wróciliśmy głodni. Plan zakładał drugą próbę odtworzenia ulubionego żarełka z ukochanej knajpy Zapieksy&Kawa. Jeśli nie wiecie o czym mówię – po prostu musicie odwiedzić Mińsk Mazowiecki, znaleźć ulicę Warszawską 148 i… się przekonać na własnych zmysłach! Jeśli dodatkowo należycie do osób, które lubią idealne ciasto bezowe – będziecie tu wracać już zawsze.
Sos mango-mayo robiłam szybko i bez aptekarskiej dokładności, a mimo to – udał się cudownie. Gdybym nie jadła tego wcześniej w Zapieksach, pewnie nie miałabym odwagi połączyć mango z majonezem i musztardą… A także z ząbkiem czosnku, szczyptą chili, curry, soli i pieprzu. Zblendowane składniki stają się sosem mango mayo idealnym do pizzy tortillowej (hamburgerów lub sałatek – też).
Smak pizzy udało się nam odtworzyć w 80%, ale było warto. Będziemy trenować a prócz tego – tak jak dotąd – regularnie trafiać do Zapieksów.
A co dobrego u Was? Plany na weekend się udały? Odpoczęliście? A w kuchni to wolicie jak jest eksperymentalnie czy tradycyjnie?
No i czy lubicie bunkry lub to co z nich zostało?
PS. Tak sobie dziś myślałam, że żołnierze, którzy znali te bunkry zanim rozwaliły je bomby i czas – nie mieli wyboru pomiędzy treningiem a walką…
Bunkry leżą w zakresie naszych zainteresowań. Dokładnie interesuje się nimi Najmłodsza, czyli Gui, inżynier budownictwa. Gdy była nastolatką odwiedzałyśmy fortyfikacje na Pojezierzu Drawskim. A plany weekendowe zrealizowane z nawiązką. Wystarczy wejść na mój blog.
Bunkrów nie lubię i tematów wojennych także, ale…ponieważ usytuowane są najczęściej w lasach, a naturę kocham więc na pewno się nie znudzę.
Zaintrygowałaś mnie tym sosem mango mayo, bo go nie znam, a kocham smaki słodko- pikantne. Kocham. Zadam dziś wujkowi google zadanie wyszukania takiego przepisu, ale gdyby się nie umiał wykazać, poproszę Cię o ów przepis.
Miła wycieczka 🙂
Oj tak! Takie wycieczki to my lubimy! Ostatnio w czasie spaceru odkryliśmy niemiecki schron. Nie mieliśmy o nim pojęcia, chociaż jest całkiem niedaleko od naszego domu. Dopiero gdy poszperaliśmy w Internecie dowiedzieliśmy się trochę więcej o tym miejscu 🙂
Ten sos musi być świetny, wypróbuję na pewno. Fajna wycieczka 🙂
Byłam kiedyś w bunkrach w Międzyrzeczu. Fajnie było! Bunkry zawsze kojarzą się z przygodą i obietnicą, że będzie ciekawie ( o ile ktoś lubi takie atrakcje ). Uwierz mi, że mango pasuje niemal do wszystkiego i to nie tylko w postaci sosu.
A w kuchni lubię i tradycję i eksperymenty ale z naciskiem raczej na to drugie.