Będziemy to powtarzać, czyli z dziennika pewnego tria (bunkry koło Warszawy i nie tylko)

Popołudnie, więc to jeszcze nie koniec. Tego dnia, którego znów udało nam się przetrzeć zupełnie nowe szlaki. Wycieczkowe i kulinarne. Z poczuciem, że jesteśmy na bardzo dobrej drodze. Chodźcie pogadać o tym, co tym, co nowego przyniósł dzień i co aż się o prosi o bis…

Schrony, bunkry – koło Warszawy jest ich naprawdę dużo. Sporo z nich to ruiny pozostawiające spore pole dla wyobraźni…

Mała wstała pierwsza i zaczęła od prezentacji… pozycji jogi zwanej wojownikiem. Widziałam już w jej wykonaniu: kamyk, kobrę, drzewo… ale nie wojownika. Sącząc chwilę potem kawę na tarasie (jak wiecie, nie palimy w domu), pomyślałam sobie o wyspaniu (godz. 10.), całkiem przyjemnej pogodzie (10 st.) i uznałam, że w takich okolicznościach to można powalczyć!

Nawiasem mówiąc, znajomy psycholog i sportowiec uważa, że dużo zdrowiej jest używać słowa „trenować” niż „walczyć”. I coś w tym jest, prawda?

Ruiny fortyfikacji – bunkry w Emowie

Plan na wypad obejmował kierunek Wiązowna – Emów. Rzucik berecikiem od nas. W sam raz na zaostrzenie apetytu przed obiadem.
Wiązowna zawiodła – pałac niedostępny, za siatką. Trzeba tu wrócić kiedy będzie czynny ośrodek zdrowia, który stoi w tym samym parku co opuszczony ale efektowny zabytek.
Z Wiązowną graniczy Emów, gdzie macie Park Krajobrazowy im. Czesława Łaszka. A w nim pozostałości po fortyfikacji z lat 1915-1940. O rekonesans aż się prosiło… Liczba zaparkowanych samochodów świadczyła, że jest to miejsce lubiane na równi z Puszczą Kampinoską.

Fragment pozostałości po schronie dla piechoty. Miał wysunięte stanowiska strzeleckie.

Jak wyżej – schron dla piechoty lub raczej pozostałości bunkrów…

Pozostałości schronu dla karabinu maszynowego. Wokół (nieco zarosłe) transzeje

Stromo ale co z tego?
Tych pozostałości po bunkrach jest oczywiście dużo więcej i zamierzamy do nich kiedyś dotrzeć.
Inspiracja na kolejne spacery

Liście jak gwiazdki – jeszcze w Emowie

Listopadowe róże (już w naszym ogrodzie)

Prawie odtworzony smak z mińskich Zapieksów 🙂 Tortilla, sos pomidorowy, szynka, ser, czarne oliwki, rukola, pomidorki i… sos mango mayo, który robi robotę 🙂

Pewnie, że wróciliśmy głodni. Plan zakładał drugą próbę odtworzenia ulubionego żarełka z ukochanej knajpy Zapieksy&Kawa. Jeśli nie wiecie o czym mówię – po prostu musicie odwiedzić Mińsk Mazowiecki, znaleźć ulicę Warszawską 148 i… się przekonać na własnych zmysłach! Jeśli dodatkowo należycie do osób, które lubią idealne ciasto bezowe – będziecie tu wracać już zawsze.

Sos mango-mayo robiłam szybko i bez aptekarskiej dokładności, a mimo to – udał się cudownie. Gdybym nie jadła tego wcześniej w Zapieksach, pewnie nie miałabym odwagi połączyć mango z majonezem i musztardą… A także z ząbkiem czosnku, szczyptą chili, curry, soli i pieprzu. Zblendowane składniki stają się sosem mango mayo idealnym do pizzy tortillowej (hamburgerów lub sałatek – też).
Smak pizzy udało się nam odtworzyć w 80%, ale było warto. Będziemy trenować a prócz tego – tak jak dotąd – regularnie trafiać do Zapieksów.

A co dobrego u Was? Plany na weekend się udały? Odpoczęliście? A w kuchni to wolicie jak jest eksperymentalnie czy tradycyjnie?
No i czy lubicie bunkry lub to co z nich zostało?

PS. Tak sobie dziś myślałam, że żołnierze, którzy znali te bunkry zanim rozwaliły je bomby i czas – nie mieli wyboru pomiędzy treningiem a walką…