Wiersz o zapachach tylko dlatego przepisałam przed wierszem o wyjątkowym szczęściu, bo poznałam go chwilę wcześniej. Oba idealnie wpisały się w nastrój środka tarczy lata. Uderzyły urodą, którą trudną wyjaśnić w dwóch słowach. I który piękniejszy — nie mogę się zdecydować.
Wiersz czasem potrafi być cud baśnią. Taką, która dodaje sił. Nawet jeśli nie pęka w szwach od cytatów motywacyjnych czy niecierpliwych bohaterów z Insta — opowieść taka może sprawić, że człowiekowi… lepiej i lżej. Te wiersze, które chcę posłać dalej w świat, dotyczą chyba nas wszystkich.
Wiersz zmysłowy (o zapachu lata i lat)
Lato to taki czas, kiedy chyba najbardziej czuć najwięcej zapachów. Proszę bardzo, popraw mnie jeśli się mylę. Czy jednak nie latem więcej okazji do tego, by czuć więcej? Czy słońce nie wyzwala z sosen, ziemi czy rzek zapachów, które wpadają w pamięć? A deszcz i burza?
Kiedyś już rozmawialiśmy o tym, że zmysł węchu jest najbardziej pierwotnym ze zmysłów (Zapach i… czujesz, że jesteś?). Ten zmysł pozwalał przetrwać. Właśnie dlatego zapachami tak bardzo przechodzi nasza pamięć. Właśnie o tym jest ten wiersz.
Zapachy
Nigdy nie spodziewał się, że historia jego życia
będzie historią zapachów. Prędzej oczekiwałby,
że będzie to opowieść złożona z dźwięków
kształtów czy kolorów.
Ale to właśnie zapachy przywoływały najbardziej
i przypominały najsilniej. I nie miało znaczenia,
że niektórych z nich mógł nie czuć kilkadziesiąt lat.
Wystarczyło, że przejeżdżał czasem latem wieczorem
przez jakąś wieś i poczuł zapach dymu z komina.
Przed oczami stawał mu zaraz obraz dziadków
grzejących dla niego pięcioletniego
wodę na mycie.
W takich miejscach, w takich wioskach
prawie wszystko pachniało czymś
i zapach był czymś więcej niż zapachem,
skoro mógł w jednej chwili przypomnieć
walczących ze sobą ołowianych żołnierzy
spracowane dłonie dziadka i tornister
z kolorowymi kredkami. A nawet ją
biegnącą drogą od lasu w sukience
poplamionej jagodami.
Hubert Czarnocki
Wiersz o szczęściu
Dziecko potrafi samo świetnie się bawić, przynajmniej kiedyś tak było, pamiętam. Pamiętam szczęście jak ze zdjęć dzieciaka radosnego, bo: deszcz, słońce, piach, wiatr, bieg, jazda rowerem… Kiedy dorastamy, to już chyba zbyt zachłannie skupiamy się na szczęściu z kimś. Nie w pojedynkę. Lgniemy do ludzi. A potem — zdaje się nam, że szczęście zależy jedynie od obecności tego jedynego/tej jedynej. To bajka, ale ładna. Gdzie dwoje dorosłych odnalazło wyjątkowe szczęście, bo poczuli się jak dzieci.
Jeden dzień.
Szczęście kapało na twarze,
biegliśmy przez powietrze
albo na dzikich gęsiach
odlatywaliśmy na wschód.
Puszczaliśmy nad rzeką
pierwsze latawce,
które niosły nas
w jasne krainy.
(Hostia słońca spadała na twarze,
wędrowaliśmy jej brzegiem.)
Za drzewami czekały na nas
dobre fauny, częstując miodem
i zaczarowanymi smakołykami,
zaś wielkie białe centaury
niosły wszystkich
na swych grzbietach.
Tamtego dnia biegaliśmy
w wielkim sadzie,
nie wiedząc o swojej beztrosce,
a łagodne tchnienia
porywały nas od baśni do baśni.
Hubert Czarnocki
Źródło: Wydawnictwo Twój/Hubert Czarnocki, Fot. Unsplash/Robert Fischetto
Najnowsze komentarze