Bardzo lubię imię Marcin. Myślę, że nie tyle za sprawą jego brzmienia, co samych Marcinów, których znam lub znałam (ponieważ już nie wszyscy są wśród nas). I tak, ci chłopcy i mężczyźni mają pewne wspólne cechy. Ciekawe, czy to przypadek.
Dziś (11 listopada) można długo i dużo o niepodległości, Piłsudskim (np. czy jest w niebie, czy piekle, czy był dobry, czy zły), gęsinie i rogalach, ale — uważam — o Marcinach też trochę trzeba.
Zawsze mnie dziwiło, że mój pradziadek nosił takie współczesne imię. Takie, jak jeden z moich ulubionych kolegów z klasy w podstawówce. I zawsze było dla mnie niezwykłe, że pradziadek Marcin urodził się i zmarł 11 listopada — dokładnie w dzień swoich imienin. Tegoż to dnia, wypił kieliszek wódki i wstał od stołu ze słowami, że teraz może umrzeć. Nikt nie wziął tego na serio. Do momentu, aż okazało się, że Marcin właśnie tego dnia oddał ducha.

Pradziadek Marcin
Moja mama była jego ulubioną wnuczką. Podobno często miała tego serdecznie dość. Bo w latach 40. i 50. ubiegłego wieku niewielu dorosłych chodziło za dzieciakami i trzęsło się nad nimi jak nad pisklęciem. A mój dziadek względem ukochanej Danusi właśnie tak robił. Moja mama doceniła to dopiero po latach, kiedy wspominała tego ukochanego dziadka.
Mam jedno zdjęcie pradziadka. Z koniem. Gwiazdą od zaklinania koni w naszej rodzinie był dziadek Ignacy, syn Marcina. Ignacy — masztalerz słynął ze swych talentów do układania koni nie tylko w najbliższej okolicy. Ufał mu nie tylko dziedzic miejscowego majątku. Dziadek bywał na Służewcu i w Janowie Podlaskim. Całe miesiące spędzał poza domem, by wrócić z wypłatą i za jakiś czas znów jechać do pracy, gdzie był potrzebny ludziom i koniom.
Lubię myśleć, że gdyby nie ojciec, Ignacy nie byłby zaklinaczem koni. Gdyby dla Marcina konie nie były ważne, nie ustawiłby się z koniem do fotografii…
Najlepsi koledzy w szkole
I w podstawówce, i w liceum w klasie miałam po Marcinie. I bardzo dobrze. Bo i jeden, i drugi szybko znaleźli się w gronie najbliższych. Kiedy tak myślę, tych dwóch różniło wiele, ale… Obaj wyróżniali się w całej klasie:
- łobuzerskim poczuciem humoru (takim w granicach dobrego smaku),
- urokiem osobistym, którego wszyscy mieli świadomość,
- dystansem, który mieli do innych, mimo że wszyscy najchętniej lgnęliby do nich jak najbliżej.
Dziś… obaj wykonują zawód związany z pasjami. Marcin K. – z wędkarstwem, Marcin B. – z fotografią. To chyba też o czymś świadczy. No, chyba że to ten przypadek.
Na studiach Marcina nie miałam. Chociaż był Marcin — przecież z Marcinem mieliśmy ćwiczenia z literatury staropolskiej i zajęcia filmoznawstwa. I on też: zupełnie nigdy nie był nudny. Też go wszyscy lubiliśmy, choć on nas niekoniecznie.
Marcin: mężczyzna z armii boga wojny
Ale. Marcinowie, których poznałam w dorosłym życiu, też byli tacy bardzo życzliwi, uprzejmi i jednocześnie zdystansowani. Marcin Mazurek był już uznanym w Siedlcach dziennikarzem, a Marcin Kulicki — dyrektorem szpitala wojewódzkiego. O dyrektorze niektórzy mówili źle, ale — miałam wrażenie — tylko dlatego, że był w PO. Osoby sympatyzujące z Platformą oraz niezaangażowani politycznie — mieli o nim wyłącznie dobre zdanie. A o Marcinie M. nigdy nie usłyszałam złego słowa. Nigdy. Choć w środowisku dziennikarskim i wśród ludzi, którzy się po prostu znali, roiło się od różnych plotek i ocen wszystkich innych osób.
Chyba to wszystko znów przez tę iście marcińską klasę. Tak, każdy Marcin miał klasę. I każdy chciał, żeby Marcin okazał właśnie mu więcej sympatii niż innym. Bo to było coś.
Imię Marcin pochodzi od łacińskiego Martius — mężczyzny z orszaku Marsa, boga wojny. Marcinowie, których znałam, z pewnością są (lub byli) prawdziwymi wojownikami. Wygrali wiele bitew, przy czym na zewnątrz nie było widać ani potu, ani krwi, ani żadnych porwanych szat czy wyszczerbionych mieczy.
Z okazji imienin, wszystkim Marcinom życzę wszystkiego, co najlepsze. A „swoim” Marcinom dziękuję, że pojawili się w moim życiu jako naprawdę fajni chłopcy i wyjątkowo dojrzali mężczyźni.
Tematy do rozmowy:
- Ilu Marcinów znaliście lub znacie?
- Co możecie powiedzieć o „swoich” Marcinach?
- Czy też uważacie, że są cechy, które łączą chłopców lub mężczyzn o imieniu Marcin?
Najnowsze komentarze