Wciąż zastanawiam się, jakie cechy łączą najbardziej magnetycznych ludzi. Tak, wiem. Gadaliśmy już o tym, że oni potrafią po prostu oddalać się z miejsc, w których im źle. Uważam, że trzeba sobie jasno dopowiedzieć kilka ważnych rzeczy. Na przykład: dokąd oni odchodzą?
Co łączy ludzi budzących podziw i szacunek? Rozstrzygnęli kwestię granic (ich przekraczania i nieprzekraczania). Że nie pchają się tam, gdzie im źle, gdzie ich nie chcą. Ale to nie koniec.
Po co nam inni ludzie?
Człowiek to zwierzę stadne. Podobno to normalne też, że człowiek potrzebuje czuć się:
- zauważonym,
- docenionym,
- traktowanym sprawiedliwie.
Też tak mam, przyznaję. I że bez innych ludzi to się nie uda. Myślę jednak, że ci magnetyczni, pociągający ludzie – mają to w dupie. Ponieważ przestali oczekiwać od innych i uwagi, i docenienia, i sprawiedliwego traktowania. Mają świadomość, że:
- nikt nie wie kiedy i jak bardzo tego potrzebują (i ma do tego prawo)
- ludzie z deficytem uwagi, docenienia i sprawiedliwości ze strony innych są cholernie męczący,
- lepiej iść pobiegać/do stajni/do lasu/na ryby lub runąć z książką na łóżko czy fotel czy zrobić po prostu coś ukochanego, do czego niepotrzebne mu towarzystwo.
Tak mi się wydaje, bo to wszystko nie jest takie proste.
Ale ludzie, którzy lubią i umieją być sami — o ironio losu — naprawdę są cholernie magnetyczni.
Oni po prostu potrafią wracać do siebie, jak do domu, w którym się dostrzegają, doceniają i są dla siebie sprawiedliwi. Z sobą samym jest im super.
Pociągający, interesujący, pożądani: gdzie ich szukać?
Myślę, że można próbować szukać ich w sieci, choć np. media społecznościowe to (trochę takie) targowisko próżności. Gdzie najwięcej ludzi walczących o uwagę, docenienie, sprawiedliwe traktowanie. A kiedy się o te rzeczy żebrze — amenówa. To odpycha. Tak, czy nie?
Myślę, że gdyby się zastanowić, to każdy ma takich magnetycznych ludzi w swoim otoczeniu. Wystarczy więc zastanowić się, co ci ludzie teraz robią. Hm, to trudne pytanie, bo wiadomo na pewno jedynie to, że coś fajnego. Coś, co daje im spokój i/lub frajdę. I trudno im nie zazdrościć… No dobra, ale gdzie oni są? Co robią?
- Malują się właśnie trzecią godzinę, by tak bardzo, bardzo podobać się innym (nie, dla siebie to bez sensu)?
- Buszują w szafie lub sklepach, żeby dobrać autfit, by… jak wyżej?
- Sprawdzają co chwila telefonu (napisał/a?)?
- Tyrają od rana przy garach, których nienawidzą, bo przecież przez żołądek do serca?
- Robią inne rzeczy, których nie znoszą, ale jest szansa, że ktoś to zauważy, doceni i w ogóle?
A może:
- w domu (w którym lubią być, choćby sami, latają w ulubionej sukience, wokół garów — bo lubią)?
- w pracy, którą lubią (zupełnie nie przez współpracowników)?
- w hamaku (czytają coś albo drzemią)?
- pod wodą (o nie, nie toną, a nurkują zafascynowani, tym, co czują)?
- na ściance wspinaczkowej (jeśli świetnie się tam z sobą bawią)?
- w lesie, nad rzeką, na spacerze z psem i w ogóle wszędzie, gdzie nie ma ludzi błagających o uwagę, uznanie i potraktowanie ich tak, jak na to (wg siebie samych zasługują), niemogących wytrzymać bez wołania o towarzystwo, bo sami ze sobą nie mogą wytrzymać… ?
Czy nie jest tak, że ci pociągający po prostu umieją i lubią być sami ze sobą? I sami dla siebie są najlepszymi przyjaciółmi?
Źródło: S. Kuburic: Miło mi się poznać. Kraków 2024, fot. Unsplash/stas ustrikow
Najnowsze komentarze