Najlepszy miód, śmietana, jabłka: skąd je wziąć?

Śmiejcie się, ale dopiero wczoraj dowiedziałam się, że wracają stare dobre czasy. Takie, jak kiedyś… Kiedy w wakacje szło się z siostrą do Śledziewskich pod las po śmietanę. Prawdziwą. Za grosze. Polną, piaszczystą drogą. Może jestem naiwna, ale na samą myśl nie mogę się nie uśmiechnąć. Poziomki z tą śmietaną to było Coś!

Pewnie ze względu na te piękne wspomnienia, z aplikacją Food Farmer wiążę wielkie nadzieje. I aż się boję: gdzie jest  haczyk?

Food Farmer: aplikacja na złoty medal?

Gdybym pisała tekst na zamówienie, to pewnie już by w nim stało, że aplikacja Food Farmer powstała z myślą o samych korzyściach. Tak, by zadowoleni byli i rolnicy, i ludzie, którym nie jest wszystko jedno, co jedzą.

Aplikacja Food Farmer pokazuje, od kogo w okolicy możesz kupić (ekologiczne i bez marży):

  • miody
  • śmietany
  • ziemniaki
  • cukinie
  • jajka
  • i wiele innych smakołyków.

Pozwala też wspierać lokalnych rolników.

Oszczędzić pieniądze (ekologiczne produkty mogą okazać się tańsze niż w renomowanych delikatesach) i czas (do markietu też trzeba jechać za miasto, parkować i stać w kolejkach).

Dzięki Farmer Food można poznać ludzi, z którymi da się dogadać w wielu kwestiach – począwszy od żywieniowych do życiowych. Rozmowy przy płocie potrafią być wszak tak ożywcze, ciekawe, ubagacające…

Tak. Wow.

Food Farmer: gdzie jest haczyk?

Zainstalowałam. Mam. I jestem w takim stanie, że z jednej strony mam ochotę natychmiast wypróbować tę aplikację…  No, piaszczystą drogą pod las nie pójdę, wiadomo, to se ne vrati. Ale mogę  ssiąść na rower z plecakiem i wrócić z ingrediencjami, z których wyczaruję niebo w gębie. I z satysfakcją, która może płynąć tylko z autentycznej rozmowy przy płocie albo i przy herbacie w szklance z koszyczkiem (takie były u Śledziewskich).

A z drugiej boję się. Długie życie nauczyło mnie już, że zjawiska zbyt piękne nie mogą być prawdziwe. Że jakby się bardziej zastanowić, to nawet wtedy, w latach 90-tych, ta miła pani Śledziewska czasem zachowywała się, jakby osa ją ugryzła. I mówiła wtedy, że jestem gruba. A te wiejskie jajka? Pecha mam do nich, w co piątym krwawy zarodek, co na pół roku odbiera apetyt na jajecznicę.

Mimo wszystko się odważę. Spróbuję. Sprawdzę dokładnie, co tam sąsiedzi dalsi mają dobrego i zgłoszę się, co tam. Raz kozie śmierć.