Właśnie wróciliśmy z wczasów pod namiotem. Znad jeziora w Borach Tucholskich. Jeszcze jest źle, bo dopiero tak naprawdę wciąż wracamy do siebie. Duchem będąc Tam, a tu tylko ciałem. Za jakiś czas, gdy minie pierwszy, drugi i kolejny żal, zostaną najlepsze wspomnienia. Jak to po najlepszym urlopie w życiu.
Każdy z naszej trójki zostawił tam po sporym kawałku serca. Wyjechaliśmy pierwsi. Została Marta (z którą znamy się od 33 lat), Adam (mąż Martowy) i Ania – wakacyjna przyjaźń Sześcioletniej, nasza wczasowa sąsiadka (której babcia plecie najpiękniejsze wianki na świecie). Mówi się , że przy rozstaniach łatwiej tym, którzy wyjeżdżają, a trudniej tym, co zostają… Jeśli to prawda, to nie wyobrażam sobie, jak Oni się teraz czują.
Nad jeziorem, pod namiotem
Tak w cichości serca, jak i wszem i wobec mogę powiedzieć: miałam tam wszystko, czego potrzebuję do szczęścia. Byli i najbliżsi, było jezioro, niebo, bory, dzwonki leśne. I cisza, w której sobie rozmawialiśmy, słuchaliśmy radia i muzyki. A wieczorami słuchowiska ze Spotify Piórem i Pazurem (bliskolasu.pl). W tej sytuacji nietrudno o poczucie, że jest się na swoim miejscu. I bardzo łatwo zobaczyć piękno w ogóle i szczególe.
Zwłaszcza jeśli wokoło przyczepy i namioty mają ludzie życzliwi, pogodni, ciekawi. I tacy jak my… I jest ich tyle, że ani za mało, ani zbyt dużo. Na przykład plażyczkę to mieliśmy prywatną. Letnicy z okolicy korzystali z dwóch dużych plaż, a ta mała była tylko dla naszej siódemki.
Minusy takich wczasów w sercu natury to z pewnością osy. I owad, który jednej nocy ugryzł Małą w dłoń, tak że spuchła jak buła. Ale darcie się żurawi i gęsi , moc prześlicznych jaszczurek, saren i lisów wynagradza całe zło, które mogą wyrządzić małe skrzydlate i nie skrzydlate cholery.
Udany camping z dzieckiem? No pewnie!
Jeśli dziecko lubi siedzieć na łące/w lesie/w jeziorze od rana do nocy to tydzień pod namiotem będzie super przygodą. Jeśli siedzi cały czas w telefonie – prawdopodobnie i tak będzie miało w dupie gdzie klika. Ergo: decydując się na taki wyjazd z dzieciakiem nie ma się obawiać, że młode będzie się nudziło.
Nasza Sześcioletnia była włąko- wlaso- i wjeziorowzięta. Zwłaszcza, że poznała rówieśniczkę, z którą wypatrywały jaszczurek, żab, padalców i ślimaków. Jagód też. Rysowały mapy i grały w Dixit (okazuje się, że jak się bardzo chce, to wystarczą dwie osoby). Wymykały się w mgły i w zarośla, żeby mieć swoje sekrety…
Dzieciak wrócił z mentosem wlepionym we włosy (o tym ile razy miała przemoczone nogi, już nikt nie pamięta) i dopiero powolutku nie stają jej łzy w oczach, gdy sobie przypomni, że Ania i jaszczurki są tak daleko…
Codzienna toaleta na biwaku
Ok, pierwszego dnia opadły nam ręce. Woda w jeziorze zimna. W pompie też. Damn. Słońca brak. Pozostawała opcja gotowania wody w przyczepie. A potem już wyszło słońce. I nawet włosy myłam w jeziorze i była to chyba najprzyjemniejsze nowe doświadczenie ever. Tak jak prosił właściciel – wszyscy mieliśmy kosmetyki biodegradowalne. Takoż szampony, jak i mydła. Dlatego nie zanieczyszczaliśmy wody ani ziemi niczym, z czym natura by sobie mogła nie poradzić.
Chyba nigdy nie miałam takich miękkich włosów jak po tej wodzie z jeziora. Ani razu nie użyłam też balsamu do ciała, a skóra nie wyschła…
Przyznaję, bywało, że chłodne już wieczory i poranki nie mnie nastrajały do kąpieli (innych niż słoneczne). W takich chwilach odświeżenie niosły mi nawilżane chusteczki dla niemowląt. Pewnie, że lepiej mieć przyczepę lub campera niż namiot, ale… przez tydzień nie da się zarosnąć brudem jeśli ma się pod ręką:
- jezioro (lub rzekę),
- wodę z pompy (+ kuchenkę gazową)
- wodę źródlaną (do mycia zębów i twarzy),
- nawilżane chusteczki,
- utensylia do mycia i ręczniki…
Przynajmniej jeśli chodzi o camping położony nad wodą wielką i czystą 🙂
Jedzenie na biwaku
Tak naprawdę na biwaku można jeść, co się chce. Można zrobić nawet:
- naleśniki bez miksera (wystarczy składniki ciasta wrzucić/wlać do słoika i chwilę potrząsać),
- schabowe bez tłuczka do mięsa (mięcho można rozbić słoikiem, uderzając w nie dnem),
- ulubione kanapki (sklepy są wszędzie).
Nie mówiąc o pizzy (która przyjedzie pod wskazany adres). W sensie, że menu wcale nie zaczyna i nie kończy się na karku z gryla czy konserwach.
My m.in. gotowaliśmy makaron z (gotowym) pesto i robiliśmy zapiekanki (na grylu).
Szczerze mówiąc, przed wyjazdem myślałam, że będziemy na jakiejś monodiecie, ale nic z tych rzeczy 🙂
Tematy do rozmowy o campingu
Kto był, ten wie, że długo i przyjemnie można rozmawiać o:
- miejscówkach idealnych do rozbicia namiotu lub zamieszkania w przyczepie/camperze,
- tym, co okazało się na campingach najfajniejsze,
- tym, co odkryło się podczas biwakowania 🙂
- co przeżyło się na biwaku po raz pierwszy,
- najpiękniejszych wspomnienia z tego typu wczasów.
Aproposki:
Najnowsze komentarze