W przedszkolu Maleństwa zapach choinki wypełnia już cały ho, ho, ho… holik. A jednak częściej mam ochotę jak Ania z Zielonego Wzgórza po egzaminach „spędzić co najmniej dwie godziny leżąc w trawie w sadzie, nie myśląc zgoła o wszystkim”… Niż np. robić to do listy i myśleć: o porcelanowych domkach, piernikach czy smażonych złotych rybkach. Tylko, że leżenie i niemyślenie musi poczekać.
Od jutra biorę się za realizację świątecznych zadań. By aktywnie, wprawić się w nastrój – wzięłam pod szkiełko kilka świątecznych rzeczy. W myśl zasady: jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma” albo „od szczegółu od ogółu”

Powyższa skórka pomarańczowa to foto na rozgrzewkę. Wygląda trochę jak wylewająca się lawa z Fanty, ale zapewniam, że to jeden skraweczek skórkowo-pomarańczowy.
Od tej pory zaczynają się już same zagadki. Ale takie wyłącznie dla przyjemności. Na poniższych zdjęciach można wypatrzyć:
- sianko
- igłę świerkową
- opłatek
- miód
- rubin
- płatek grudnika (właśnie zakwitł, a jakże)
- mak
- orzech włoski







Osobiście najbardziej zaskoczył mnie miód. Że nie złoty a przezroczysty. Ale po kolei.
Fot. 1. Mak (z zeszłego roku, niemielony)
Fot. 2. Płatek grudnika (czerwony)
Fot. 3. Źdźbło sianka (z mini paczuszki za 2 zł)
Fot. 4. Miód (wielokwiatowy)
Fot. 5. Opłatek (tradycyjny)
Fot. 6. Rubin (prezent na poprzednią gwiazdkę)
Fot. 7. Świerkowa igła (zerwana z drzewka sprzed domu, gdyż jak każda szanująca się rodzina, której wiara korzeniami tkwi w pogaństwie mamy na posesji drzewo iglaste – wyjaśnień tej odważnej tezy proszę szukać tu: Plastikowe, świerk czy jodła? Które drzewko jest najbardziej pogańskie – oto jest pytanie…
Niezla zabawa