Czy niedzielny obiad powinien być „lepszy”?

Kiedy byłam mała, wydawało mi się, że to naturalne. Że w niedzielę je się „lepiej”. Że zupy, naleśniki, placki są ok w soboty i inne dni tygodnia. A w niedzielę powinno być coś „lepszego”. Czyli takiego, co równało się dla mnie z dłuższym czasem przygotowywania. I to właśnie stanowiło o wyjątkowości niedzielnego obiadu wśród innych.

W pewnym momencie zorientowałam się, że co dom to obyczaj. Bywając w różnych domach, przekonałam się, że są tacy, co na co dzień jadają czasochłonne potrawy z deserami (równie pracochłonnymi), a inni — nawet w niedzielę potrawy, które można zrobić w maks. pół godziny.

Pizza kiedyś to było coś… Teraz to chyba lubiane, ale tak zwyczajne, że najmniej odświętne danie ever

Obiady w tygodniu: raczej na szybko?

Córka w szkole nie chodzi na stołówkę (nie chodzi też na świetlicę, bo pracuję w domu). Dlatego też w tygodniu najczęściej jemy: kupowane pierogi, zamawianą pizzę, rosół od babci, makaron z pesto, jajka sadzone, paluszki rybne (5 minut na patelni).

W soboty — naleśniki (bo jednak tego smażenia trochę jest).

A w niedzielę? O proszę Was, na przykład w ostatnią podano:

  • mięsiwa: kotlety schabowe i bitki schabowe w sosie własnym (starczy do wtorku),
  • buraczki na ciepło,
  • brukselkę smażoną w maśle i tartej bułce,
  • utartą drobno marchewkę
  • ziemniaki (przy każdej okazji powtarzam: dla mnie obiad bez ziemniaków to nie obiad).

Myślałam jeszcze o drożdżowym cieście z gruszkami. Ewa Wachowicz pokazała ostatnio, jak można zrobić takie pyszne, z mąki orkiszowej i z kruszonką. Ale od kilku dni Młoda męczy o chlebek szwedzki (pojawił się taki w Dzień dobry, Eugeniuszu i nabrała nań ogromnej ochoty).

Dlatego ciasto gruszkowe spadło na za tydzień…

Jemy coraz lepiej?

Szczerze mówiąc, chyba jest tak, że z jednej strony gotujemy coraz częściej, a z drugiej strony — coraz rzadziej. Bo jak inaczej rosłaby popularność stron z przepisami kulinarnymi i restauracji/cateringu? Obstawiam, że chcemy jeść coraz lepiej (smaczniej) nie tylko od święta. I nawet jeśli pracujemy, to (może zwłaszcza wtedy), to coraz częściej lubimy znaleźć czas, żeby zjeść coś dobrego, a nie byle jakiego.

I znów — z jednej strony to fajne, a z drugiej — co u licha gotować i/lub jeść na obiad np. w pierwszy i drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, żeby podkreślić, że to święta? To samo co w zwykłe niedziele, poniedziałki, wtorki, środy, czwartki, piątki i soboty?