O, jakże się cieszę, że ta książka spodobała się Siedmioipółletniej. Trochę się bałam, że nie. Że za wcześnie humor i lirykę Osieckiej. Ale ani po pierwszym, ani po przedostatnim rozdziale, Młoda nie powiedziała, że chce, bym czytała jej na dobranoc coś innego.
Główny bohater to Eugeniusz, niebieski ptaszek z gliny. Ulepiony i wypalony w chlebowym piecu przez Agatę. Kiedy Pan Dostawca Chleba nie zastaje piekarza ani bochenków, bierze Eugeniusza. Którego potem przekazuje parze młodziutkich ludzi, Szwedowi i Polsce. Lars daje Agnieszce Eugeniusza na pamiątkę, bo chyba ją kocha… Tak Eugeniusz trafia do Polski. Samolotem. Prawie prosto do leśniczówki, gdzie mieszka tata i mama Agnieszki. I oczywiście Agnieszka.
Jakże w tej leśniczówce jest miło… Już leśniczyna o to dba. Aż pewnego dnia Eugeniusz dochodzi do wniosku, że to jego dom: „Widocznie jest tu moje mieszkanie, bo tu mam swoje łóżko (z kraciastej chusteczki, zrobiła mu leśniczyna — przyp. LS), miód i wodę”. I to wcale nie jest żaden minimalizm, wręcz przeciwnie. Własne łóżko na piecu, miód i woda to prawdziwe bogactwo. Jeśli czujecie się gdzieś obco — w tej leśniczówce znajdziecie naprawdę przyjazny kącik do odpoczynku.

Co jest gorsze: marznięcie czy odfruwanie?
Naturalnie to jedynie mocno ramowo nakreślona fabuła.
W każdym razie, już na pierwszej stronie uderzyły mnie swą urodą i prawdą dwa zdania:
Na oko marznięcie jest gorsze, ale odfruwanie też bywa do niczego. Chmury są wilgotne i smutne jak kocie łby.
Faktycznie. Ptaki odlatują do ciepłych krajów, ale czy to rzeczywiście zawsze takie proste? Odlecieć? No nie. I to jest chyba o wybieraniu mniejszego zła, w zależności od gatunku ptaka — każdy wie, co pozwoli mu przeżyć najzimniejszy czas.
W zależności od gatunku człowieka — mamy prawo wybierać, czy podczas kryzysu zostać i cierpieć, czy cierpieć po odlocie w miejsce, gdzie może być łatwiej. To można odnieść do rozstania się z domem, krajem albo ukochanym człowiekiem.
Kolibry i polskie ptaki
Eugeniusz pewnego dnia poznaje parę eleganckich kolibrów. Gdy zaprasza w daleką podróż, słyszy w odpowiedzi:
Nie możemy, bo po prostu nie chcemy. Mieszkamy w klatce i bardzo jesteśmy z tego zadowoleni.
Mimo że ptasiego języka zupełnie nie rozumie ich właścicielka, nawet nie wie, kiedy panna koliber potrzebuje kropli wody do umycia…
Kiedy później, Eugeniusz opowiada leśnym ptakom o kolibrach, w tym jednym zarozumiałym, słyszy:
Tutaj wszyscy jesteśmy kolibrami! Wszyscy! Rozumiesz?! – wrzeszczał pan Wróbel, a Jaskółka słuchała cichutko i podziwiała go oczami.
Oj, rozwrzeszczany panie Wróblu… Cały w pretensjach. Co to za egzotyczne aspiracje?
Heh, a kiedy Wróbel z Jaskółką odlatują, podchodzi do Eugeniusza smutna kawka, a właściwie kawek: pan Franz Kawka. Tak, dla niego wszystko jest bardzo smutne, przesmutne, nawet trwające tygodniami wesele w Pszczynie. A dla białej Gęsi wręcz przeciwnie — wszystko jest bardzo wesołe. Tak, bardzo różne są te gatunki ptaków. Nawet czaple, które mają fioła na punkcie gry w ping-ponga (ależ poobijały Eugeniusza!) Potem chciały nawet grać Agnieszką, ale na szczęście gliniany ptaszek ją uratować…
A co o miłości?
O miłości też tu jest, dużo, pewnie. Poznajemy np. związek dostawcy chleba z żoną, która marzy jedynie o maszynie do mycia półmisków. A także ciotkę dostawcy, Adelę, która poślubiała po kolei członków śpiewaczego tria. Aż wreszcie stała się Adelą trzech nazwisk: Fińczyk-Tuńczyk-Sardyńczyk.
Kiedy Lars pyta Agnieszkę, czy chce zostać jego żoną, słyszy:
Chcę, ale nie mogę. Muszę być o wpół do piątej w domu.
A czemu nie może się przeprowadzić z Polski do Szwecji? Ma siedem powodów. Postanawia, że opowie mu jedynie o siódmym:
– No więc – w moim lesie, to znaczy tym lesie, w którym ja mieszkam (bo my mieszkamy w lesie) jest jedna sarna, która nazywa się Baśka. Kiedy jest jej bardzo zimno, to przychodzi pod nasz dom i czeka. Wtedy ja biorę coś do jedzenia i wołam: „Baśka, Baśka, Baśka!” Ona rozgląda się uważnie, patrzy na mnie oczami i powolutku przychodzi. Ma ciepły język i kosmate uszy. Innych ludzi strasznie się boi i ucieka.
Najnowsze komentarze