O planach na Halloween (i dlaczego je wolę od spinania barków i bioder)

Coś w rodzaju imprezy halloweenowej ma u nas miejsce częściej niż mogłoby się wydawać. Wystarczy, że nadmienię: casus jelonka o imieniu Mielonka czy zabawę w krwawą pełnię księżyca (podczas której wariują wszystkie dzieci, aż dorosłym chce się wyć).

Imprezę Halloweenową robimy też dlatego, by planować właśnie ją, a nie wigilię. Na przekór wszystkim, którzy myślą, że najlepiej zarabia się na Christmas — w ostatni dzień października nie będziemy wybierać bombek ani swetrów w jelonki. Prócz tego nie planuję stresować się trendami w zniczach i wiązankach, ani modą 1-listopadową. Ani spinać barków i bioder ze stresu, że korki, tłok, smog, ziąb/gorąc, bla.

Przed imprezą halloweenową nawet nie trzeba omiatać pajęczyn z obejścia…

Za wcześnie na Boże Narodzenie

19 października wyszłam sobie na taras zapalić, z kawką i w ogóle. Słońce jasne i ciepłe. Zbłąkany szerszeń zaplątał się na chwilę w kaptur. Na głowie wylądował suchy liść dębu. No jak, jak, jak mam w tej sytuacji martwić się, że Boże Narodzenie musi być w tym roku idealne? Kiedy jest jesień, w dodatku jeszcze taka kolorowa. No nie, żadne bombki w sklepach ani welurowe sukienki w kolorze jodły nie przekonają mnie do tego, że święta za pasem.

Zupełnie nie wiem też, dlaczego Młode uwielbia klimaty halloweenowe i może o nich gadać przez okrągły rok. Poza tym — nasze plemię wychodzi z założenia, że brak okazji też okazja to tego, by se razem posiedzieć i pogadać czy też sowicie się powydurniać. Już dwa pokolenia naszego plemienia tak uważają… (my rodzice i nasze dzieci). Halloween: ok, niech będzie, że Halloween będzie tematem naszego najbliższego spotkania, czemu nie.

Za późno na Wszystkich Świętych

Tym bardziej że chyba przegapiłam moment (ok. początku września, po opadnięciu pyłu związanego z początkiem roku szkolnego), zaczęcia planowania Wszystkich Świętych (goście, wyjazdy, powroty, menu, stroje wierzchnie i spodnie, obuwie, liczba i gabaryty wiązanek/zniczy). Na dwa tygodnie przed Wszystkimi Świętymi — nie ma opcji — nie przygotuje się tego święta w sposób powszechnie uważany za jedyny słuszny.

Wbrew tradycji: zamówię 2 wiązanki dopiero w poniedziałek. Zniczy kupimy z 5. A, i pogodę sprawdzę dopiero 1 listopada (żeby wiedzieć, co włożyć na grzbiet). Zaliczymy cmentarz, gdzie leżą moi a wieczorem — sulejówecki, gdzie spróbuję wreszcie znaleźć grób Lecha Wilczka, partnera Simony Kossak.

Halloween kameralne

By nie myśleć o tym, że zbyt lekceważąco podchodzę do Wszystkich Świętych — ugotuję sagan bigosu (w domu rodzinnym obowiązkowy obiad na 1 listopada — wystarczy podgrzać, a sytny). Zrobię dyniową zupę z soczewicą. I ciasto marchewkowe. Dla dzieci — jeszcze wymyślę (małe jedzą od lat u nas w koło to samo: naleśniki, pizzę na tortillach lub rosół z kostki bulionowej z makaronem, nie chcą nic innego).

Siedmioipółletnia na szczęście nie chce stroju za miliony monet. Ponieważ chce być kotem czarownicy… ubierze się na czarno, w opaskę z uszkami i ogon.

Sama myślałam o tym, by przebrać się za creepy dżokejkę. Czyli założyć to, w czym chodzę jeździć konno, dzierżyć w ręku szpicrutę i zadbać o halloweenowy makijaż,  mocno rozwianą fryzurę (jak u czarownicy) i ewentualnie jakieś rany-szramy.

Taak, przyszła mi do głowy impreza (bal) wszystkich świętych, ale nasze córki mogłyby niechcący wszystko zepsuć, zupełnie nie zachowując się jak święte. Cóż, my dorośli też chyba byśmy nie podołali siedząc z buziami w ciup i dłońmi w małdrzyk. Tematy do rozmowy mamy często takie, że w przebraniu świętych wyszłaby za ciężka groteska (grotecha).

Zabawy na Hallloween (dla dzieci i dorosłych)

Serio? Mam kazać sześciu dziewuchom w wieku 5-11 lat bawić w to, co mi się wydaje dla nich fajne? Oh, no. One najlepiej to wiedzą! Jak też to, że mają prawo do swobodnej zabawy. Podczas której starszyzna im się nie wpieprza w nic a nic. I tak jest najlepiej. Kiedy chcą się czymś pochwalić, same wołają. Kiedy nie — naprawdę, nie widzę sensu narzucania im zabaw (bo przeczytałam, że taka będzie fajna na Halloween i choćby nie wiem co, muszą się w to pobawić, bo tak).

Od prawie ośmiu lat moja córka właśnie tak się bawi w gronie dzieci naszego plemienia i jeszcze nikomu nic złego się nie stało. Dzieciaki zadowolone, a my mamy czas spokojnie pogadać. Zasada jest jedna: jedno z nas jest w 100 procentach trzeźwe. Najczęściej trzeźwych jest więcej (tak się złożyło, że kobiety z naszego plemienia jeszcze nigdy nie upiły się na takiej imprezie z bachorkami).

BTW, nam dorosłym z plemienia też nikt nie będzie mówił (ani pisał), w co mamy się bawić, o czym gadać i tak dalej. Jako dorośli ludzie, którzy znają się od lat 15 – mniej więcej wiemy, jak fajnie wspólnie spędzać czas a jak nie.

  • Jaki jest sens w ostatnim tygodniu października spinać barki i biodra do granic?
  • Organizujecie dzieciom zabawy, czy dajecie im możliwość swobodnej zabawy bez udziału dorosłych (również w Halloween)?
  • Macie swoje pomysły, by 31 października i 1 listopada przeżyć jak normalni, nieoszalali na punkcie komercji i narzucanych sobie stresów ludzie?