Czy zauważyliście, że temat kleszczy potrafi ożywić niejedną rozmowę? Każdy przecież jakieś tam elektryzujące doświadczenie w tej sprawie ma. I kiedy tylko pojawia się okazja — często z wypiekami na twarzach wymieniamy się opowieściami z krainy kleszczy.
Zwykle zaczyna się od tego, że ktoś właśnie ma kleszcza albo właśnie się go pozbył. Tak, dokładnie tak będzie i tym razem 😀
O nie, tylko nie kleszcz
Czy też tak macie, że zanim jeszcze kleszcz się wybrzuszy i zanim zostanie odkryty — czujecie swędzenie? Pytam, bo spotkałam się z opiniami, że kleszcz częstuje specjalną, przeciwbólową substancją, żeby nie poczuć, jak się wbija i rozgaszcza. To zresztą by się zgadzało, bo jak świat światem nie pamiętam momentu „łapania” kleszcza. Ale potem swędzi. A potem za każdym razem jest: „O nie, tylko nie kleszcz”, bo prawie zawsze…
Nawiasem mówiąc, właśnie stąd wzięło się w naszej rodzinie powiedzenie, które ukuła córka bodajże w wieku 5 lat.
– Helen, a zerknijże matce na plecy i powiedz: czy to kleszcz czy krosta? – zagaiłam, czując swędzenie na łopatce.
– Krosta na kleszczu – usłyszałam w odpowiedzi, co miało oznaczać, że znowu z czymś przesadzam, bo na łopatce nie było ani śladu krosty i ani śladu kleszcza.
Ha, a to był na pewno sezon na kleszcze (czyli temperatura powyżej 5 stopni na plusie). I uważam, że jeśli chodzi o kleszcze ostrożności nigdy za wiele. Fakt, raz byłam świadkiem, jak pani przyszła z przerażonym dzieckiem. Sama zresztą była przerażona, bo nie wiedziała, czy to, co dziecko ma na policzku to kleszcz czy nie. Okazało się na szczęście, że to był tylko okruszek. Którego pielęgniarka zgładziła jednym muśnięciem palca.
I nie ma co się śmiać. Mój dzisiejszy kleszcz też wyglądał jak okruszek lub ziarnko piasku. A był kleszczem.
Jak pobyć się kleszcza?
O, gotowa jestem na ten temat mówić i pisać, pisać i mówić…
Kiedy byłam jeszcze mała, wyjmowanie kleszcza to był pryszcz. W ogóle na temat kleszczy nie krążyły żadne opowieści. Wbity kleszcz był jak mała drzazga, wiadomo było, że trzeba było wyjąć i samo się o tym zapominało. Niestety, jako dziecko nigdy nie zdążyłam przyjrzeć się, jak wyjmowano mi te kleszcze. Trwało to naprawdę krótko. Zdaje się jednak, że mowa była za każdym razem o wykręcaniu go, żeby mu nic nie urwać.
Pompka na kleszcze
Metodę pompki poznałam w przychodni w Krukach (Mazowsze). Podszedł chłopak w kitlu, z czymś jak wielka strzykawa. Potem przytknął, odetknął i kleszcz siedział już w strzykawie.
Skrobanka
Dlatego, kiedy już mieszkałam u nas w miasteczku jako żona i matka, śmiało udałam się raz na nocną pomoc. Pewna, że wyjdę po niespełna minucie. Ale gdzie tam. Tam o pompce nikt nie słyszał. Kazali siadać i szykowali długo rzeczy na blaszanej nerce. A potem pół godziny skrobali po kleszczu igłą. Po co? Chyba chodziło o to, żeby się wkurwić na pacjentkę (znaczy mnie), że „No wie pani, ale ten kleszcz siedzi”. Jakbym sama go sobie utkwiła na złość pielęgniarce. Wreszcie zrobiło mi się słabo, zemdlałam, a potem wyszłam. Tego kleszcza chyba wyjął mi potem stary w domu, pęsetą.
Radełko na kleszcze
O, radełko na kleszcze poznaliśmy dzięki pani Ani ze Stegny. Na wieść o tym, że mi słabo na samą myśl o szarpaniu skóry pod kolanem pompką (stary bez skutku próbował być jak ten chłopak w kitlu z Kruków) albo skrobaniu jej igłą… Pani Ania po sekundzie stała przy mnie z radełkiem, a w kolejnej sekundzie wyjęła kleszcza. Ależ to było cudowne!
Pompka i zdrapka
Historia lubi się powtarzać. Oto wczoraj — kleszcz zakleszczył się mi się znów pod kolanem, tylko w innej nodze. „Dlaczego nie jesteśmy teraz w Stegnie?” – to pytanie nie dawało mi spokoju. Jeszcze większy niepokój budziło „co to teraz będzie?”.
Na pierwszy ogień poszło radełko. Tylko że kleszcz okazał się za mały.
Na drugi ogień poszła pompka. Okazało się, że wyciągnęła kleszczydło na tyle, że można je było zeskrobać paznokciem. W całości. Co to znów była za ulga…
Kleszcze, kleszcze i kleszcze: opowiadać jeszcze?
Niestety, osobiście znam 3 osoby, które za sprawą kleszczy trafiły do szpitali. 2 osoby z powodu boreliozy, 1 z powodu odkleszczowego zapalenia opon mózgowych. Szczęściem w nieszczęściu wszystkie te osoby mają się dziś świetnie.
Dwie inne osoby miały problem tej natury, że kleszcze wpiły im się w miejsca intymne. I jedna osoba myślała, że to czerniak.
Wow. Po raz pierwszy w życiu wypowiedziałam w temacie kleszczy wszystko, co miałam do powiedzenia. Nigdy wcześniej nie starczyło mi siły przebicia lub entuzjazmu do tego, by powiedzieć to wszystko. Aż dziwnie mi z tym.
Źródła: doświadczenia osobiste oraz rozmówców, fot. Pixabay/Jerzy Gorecki
Najnowsze komentarze