Wrzesień w książkach, czyli cytaty pełne tego, co wrześniowe (część 2)

Opajęczony. Cichy (chyba że właśnie biją dzwony). W kolorach lisicy (chyba że perłowo-szary). Miesiąc, kiedy według Salvadora Dali ludzie zaczynają tyć… Wrzesień.

Czy wiecie, kiedy Robinson Crusoe wyruszył w ten swój przeklęty rejs? Tak, 1 września. Z drugiej strony, światło wrześniowego słońca, wrześniowe kolory i zapachy to dla wielu pisarzy recepta na oddanie błogiego uczucia spokoju…

Jak zwykle, trochę cytatów z klasyki a trochę z nowszych książek. O wrześniu. Który się mieni cudownie, od blasków, barw, bogactw natury…

Wrzesień w klasyce literatury

Nie myśląc o rodzicach, nie zawiadamiając ich nawet o zamiarze, nie bacząc zgoła na skutki tego nierozsądnego, lekkomyślnego i buntowniczego postępku, wsiadłem dnia 1 września na odpływający do Londynu okręt.

Zaprawdę, nigdy chyba wcześniej nie zaczęła się niedola młodego awanturnika i nie trwała dłużej od mojej.

D. Defoe: Robinson na bezludnej wyspie

***

Ciszę w sadzie przerywały tylko odgłosy spadających na ziemię przejrzałych owoców i brzęczenie owadów. Pogoda ustaliła się cudnie. Był to początek września. Słońce nie prażyło już za mocno, ale rzucało jeszcze obfite złote blaski. W blaskach owych lśniły się czerwone jabłka wśród szarych liści siedzące tak obficie, że drzewa zdawały się być nimi oblepione. Gałęzie śliw gięły się pod owocem okrytym siwym woskiem. Pierwsze zapowiednie nitki pajęczyny, pouczepiane do drzew, chwiały się wraz z leciuchnym powiewem, tak lekkim, iż nie szeleścił nawet liśćmi.

Może i owa pogoda na świecie napawała tak pana Kmicica wesołością, bo oblicze rozjaśniało mu się coraz więcej. Wreszcie pociągnął miodu i rzekł do żony:

— Oleńka, a pójdź ino tu! Coś ci rzeknę.

H. Sienkiewicz: Ogniem i mieczem

***

Była niedziela — cichy, opajęczony, przesłoneczniony dzień wrześniowy.

W. S. Reymont: Chłopi

Słońce, chociaż to był już koniec września, przygrzewało jeszcze niezgorzej — wisiało w połowie drogi między południem a zachodem, nad lasami, że już krze i kamionki, i grusze po polach, a nawet zeschłe twarde skiby kładły za się cienie mocne i chłodne.

Cisza była na polach opustoszałych i upajająca słodkość w powietrzu, przymglonym kurzawą słoneczną; na wysokim, bladym błękicie leżały gdzieniegdzie bezładnie porozrzucane ogromne białe chmury niby zwały śniegów, nawiane przez wichry i postrzępione.

A pod nimi, jak okiem ogarnąć, leżały szare pola niby olbrzymia misa o modrych wrębach lasów — misa, przez którą, jak srebrne przędziwo rozbłysłe w słońcu, migotała się w skrętach rzeka spod olch i łozin nadbrzeżnych. Wzbierała w pośrodku wsi w ogromny podłużny staw i uciekała na północ wyrwą wśród pagórków; na dnie kotliny, dokoła stawu, leżała wieś i grała w słońcu jesiennymi barwami sadów — niby czerwono–żółta liszka, zwinięta na szarym liściu łopianu, od której do lasów wyciągało się długie, splątane nieco przędziwo zagonów, płachty pól szarych, sznury miedz pełnych kamionek i tarnin — tylko gdzieniegdzie w tej srebrnawej szarości rozlewały się strugi złota — łubiny żółciły się kwiatem pachnącym, to bielały omdlałe, wyschłe łożyska strumieni albo leżały piaszczyste senne drogi i nad nimi rzędy potężnych topoli z wolna wspinały się na wzgórza i pochylały ku lasom.

W. S. Reymont: Chłopi

***

Wokulski wyjrzał oknem. Przed nim rozciągał się trawnik ozdobiony kępami starych świerków, modrzewi, lip, poza którymi daleko było widać lesiste wzgórza. Tuż przy oknie stał krzak bzu, a w nim gniazdo, do którego zlatywały się wróble. Ciepły wiatr wrześniowy co chwilę wpadał do pokoju siejąc w nim niepochwytne wonie.

Gość patrzył na obłoki, jakby dotykające wierzchołków drzew, na snopy światła, które przepływały między ciemnymi gałęźmi świerków, i było mu dobrze. Nie myślał o pannie Izabeli. Jej wizerunek, palący mu duszę, rozwiał się wobec prostych powabów natury; chore serce umilkło i pierwszy raz od dawna zaległy w nim ukojenie i cisza.

B. Prus: Lalka

***

Był to jeden z owych przepięknych jesiennych dni, które wynagradzają nam brzydkie lub zbyt krótkie lato. Chmury, które tego ranka zasłoniły panu de Villefort wschód słońca, rozproszyły się jak za dotknięciem różdżki i zajaśniał w całym swym czystym blasku pogodny, jeden z ostatnich dni wrześniowych.

A. Dumas: Hrabia Monte Christo

***

Parę jaśniejących obłoków rzucało długie białe pasy na rozsłoneczniony Sund. W brunatnawych wierzchołkach buków ponad omszonym dachem igrały, skrząc się figlarnie, promienie wrześniowego słońca, natomiast między pniami świerków światło przenikało spokojnymi snopami.

K. Giellurp: Młyn na wzgórzu

***

Daleko gdzieś, daleko, wysoko gdzieś, wysoko, nad borem, nad lasem, głos dzwonu płynął i obejmował pola i łąki, i drżały pod nim trawy zroszone, i zioła, a od nieba do ziemi, w wielkiej wieczornej ciszy rozbrzmiewał szeroko głos dzwonu…

I nagle pod głosem tym zaczęły się osypywać barwy i kolory z wiernych Krasnoludków, tak właśnie jak się osypują złote liście z drzew jesiennych w modrej i słonecznej ciszy wrześniowego ranka.

M. Konopnicka: O krasnoludkach i sierotce Marysi

***

Dzień był wrześniowy, pogodny, pełen błyszczących pajęczyn w powietrzu i na rżyskach. Na drzewach trzymała się jeszcze zieleń dość świeża, gdzieniegdzie jednak, wśród liściastych zagajeń, widać było jakby fontanny lub bukiety żółte i czerwone. 

H. Sienkiewicz: Rodzina Połanieckich        

***

Dzień, jakkolwiek wrześniowy, był tak ciepły i pogodny, że ludzie zgromadzili się licznie i całe zgromadzenie miało pozór letni. Wszędy mnóstwo jasnych sukien, jasnych parasolek i młodych kobiet, które wyroiły się, jak kolorowe motyle, przygrzane słońcem. 

H. Sienkiewicz: Rodzina Połanieckich

***

– Przyszedłem cię poprosić, abyśmy się dziś po południu przespacerowali, jak za dawnych lat, po lesie i pagórkach, gdzie snują się wonie wrześniowe — rzekł Gilbert, ukazując się nagle przed domem Ani. — Może pójdziemy do ogrodu Heleny Gray?

L. M. Montgomery: Ania na uniwersytecie

***

Właśnie zmierzch zapadał, gdy lekki deszczyk wrześniowy zaczął skrapiać plecy ludzi zajętych zbieraniem chmielu. Mamusie jęły pośpiesznie uchodzić z ogrodów, tocząc przed sobą podskakujące wózki dziecięce; sprzątnięto płachty napełnione chmielem i zamknięto księgi rejestrów. Młode pary, tuląc się pod parasolami, wracały do domu, kawalerowie szli poza nimi, prowadząc pełną śmiechów rozmowę.

R. Kipling: Puk z Pukowej Górki

***

Pamiętała dźwięk dzwonów, gdy biły po raz ostatni. Zwoływały na nieszpór, gdyż było to święto Matki Boskiej Siewnej, dzień wrześniowy, łagodny, omglony, perłowo szary, przedziwnie cichy.

M. Domańska: Dzwony

***

Zapadła ciemność zupełna, przyszedł słodki, cichy wieczór wrześniowy, pachnący dymem, lnem i więdnącą nacią kartoflaną. Na niebie wyroiły się gwiazdy nieco mgliste, migotliwe; pola senne, wyczerpane, objęła cisza bezmierna.

M. Domańska: Dzwony

***

Wcale nie! Odżyjesz jeszcze po wielekroć. Jeszcze w ciche południe wrześniowe, gdy drzewa obleką się czerwienią i całą gamą barw bronzowych, a po polach, od miedzy do miedzy, od badyla do badyla, rozsnuje się mleczne i w słońcu srebrzące się babie lato, napełnisz powietrze miarowymi, suchymi stukami terlic, które w każdej wsi, w każdej chacie wiejskiej dobywać będą z twardych powłok włókna twe, tak płowe i blado połyskujące, jak w jesieni poświata słoneczna.

E. Orzeszkowa: Dymy

***

Chyba to sprawił wrzesień, że prawie nic już nie czuję.
Słucham, jak teraz upał zamiera, ciszą pulsuje.
Pewno ci dobrze gdzieś o tej porze, pewnie przyjemnie.
 A wokolutko — pejzaż bez smutku- pejzaż beze mnie.
Noce i dni, o których nie wiesz, jesień i pejzaż bez Ciebie.

J. Przybora

Wrzesień w literaturze współczesnej

Dzięki Ci, Boże, że zesłałeś mi te zaburzenia jelitowe. Brakowało mi ich, by odzyskać równowagę. Wrzesień zacznie się niebawem wrześniować: ludzie przybierają obecnie na wadze, podczas gdy w lipcu — jak notują to statystyki — popełniają samobójstwa i stają się nienormalni.
Posiadam wagę przywiezioną z Barcelony. Zacznę się ważyć.

S. Dali: Dziennik geniusza

***

Wrzesień już wyszedł z lasów. W tym roku jesień przyszła jak mądrość: tego roku jesień była jak uśmiech starego, dobrego człowieka. Słyszał głos:
– Świat – to noc dla człowieka. Paskudna noc. Błądzisz. A na latarkę – ludzie ci dmuchają…
– Nieprawda – mówił, wbijając palce w ziemię. – Nieprawda…

M. Hłasko: Najlepsze lata naszego życia

***

Wczesnym rankiem w piątek, 1 września 1939 roku, zawyły syreny alarmowe. Warszawiacy, przyzwyczajeni do ich dźwięku, nie okazywali strachu. Dzieci planowały zabawy na przedłużone wakacje, ponieważ rok szkolny miał się rozpocząć dopiero w poniedziałek, 4 września. Niestety, tym razem syreny oznajmiły początek wojny

M. Czerwińska-Buczek: Dzieci wojennej Warszawy

Inne wrześniowe cytaty w temacie O wrześniu w literaturze.