Siatka na motyle. Czy to dobry pomysł na prezent dla dziecka?

Kiedy moja córka miała 2,5 roku akurat trwały wakacje. Prawdziwie letnie – nie za gorące a nie za zimne. Lipiec pełen jagód, cykających świerszczy i kolorowych motyli. Cytrynków, bielinków i błękitków, które na potęgę fruwały w naszym ogrodzie. 

Helenka była nimi zafascynowana. I do tego zachwytu niepotrzebna jej była żadna wiedza. Ani o nazwach (dumnie brzmiących Troides helena , Atrophaneura hektor, Heliconius erato i tych swojskich jak np. Krocznik wieśniaczek itp.), Ani o symbolice (duszy, vanitas, błahostki). Ani o znanych lepidopterologach, w tym Nabokokovie i Panu Kleksie. Ani o tym, że motyle żyją niespełna miesiąc. Wiedziała tylko, że są piękne i nieuchwytne, co czyni je bardziej jeszcze fascynującymi. Ganiała za nimi z taką radością, że pomyślałam: „Ale będzie super, kiedy kupię jej siatkę na motyle!”. 

Tak czy nie? Trzy do trzech…

Już chwilę później pojawiły się kolejne myśli, które ostudziły mój entuzjazm. Co z dotychczasową konsekwencją stania na straży wrażliwości mojego dziecka na los owadów (tramwajarzy, biedronek, mrówek, które nie wolno: deptać, ściskać paluszkami, więzić pod foremkami itp.)

Trzy argumenty przeciw siatce: męczenie motyli, więzienie ich wbrew naturze, satysfakcja z przewagi nad słabymi – prawie trzykilowe odważniki na jednej szali wagi, sprawne, że druga z szal poszybowała w górę jak rakieta. Ale, zaraz… A co z radością, poczuciem mocy sprawczej, treningiem zręczności na urządzeniach lotniczych? Mimo remisu 3: 3, siatkę kupiłam…

Co dalej?

Siatka na motyle okazała się fajna, bo: niebieska, z regulowaną długością pałąka i idealna do łowienia liści z baseniku czy chwytania w nią piłek. Tyle według córki. Ja patrzę na tę zabawkę z sentymentem. Do Pana Kleksa. I wszystkich pokoleń dzieci, które beztrosko bawiły się na łąkach lub w ogrodzie w łapanie najpiękniejszych owadów świata.

Póki co żaden motyl nie wpadł w sidła Helenki, więc jeszcze nie wiem co kiedy … Jeśli przy tym będę, to na pewno go wypuścimy. I wyjaśnimy sobie dlaczego.

Rozmawiałam na ten temat z mężem i nianią. Nie widzę nic złego w zabawce z siatką na motyle. A Ty? Uważasz, że to dobry temat do rozmowy?

PS. Waleria z Koriolana Szekspira mówi o swoim wnuku: „Widziałam jak gonił za złotym motylem, a gdy go schwytał, puścił go wolno, a potem znowu gonił za nim i znowu łapał, i gonił, i chwytał, koniec końca, czy to rozgniewany koniec upadkiem , czy też z jakąś inną formą, zacisnął, o tak, zęby i rozszarpał go (…) Wspaniałe dziecko”. Okrucieństwo szkołą wodza? Babka-Spartanka miała powód do dumy…