Tak, często podziwiam zdjęcia znajomych z wakacji nad Morzem Śródziemnym. A gdzieś w głębi serca może i marzę i wyprawie do Kanady (tylko, czy tam został, choć ślad po świecie z czasów, gdy żyli tam Indianie?)… Lecz ostatecznie, z największą radością planujemy wakacje za miastem i jest nam z tym najlepiej…
Przyznam szczerze, że takie właśnie wakacje mam od początku czerwca. Wtedy to wyciągnęliśmy z drewutni rowery, by niemal codziennie ruszać na popołudniowe wycieczki. Kiedy byłam dzieckiem, takie wyprawy przez pola, łąki i lasy były możliwe tylko w wakacje na wsi.
Szlak Leśnych Róż i…
Za każdym razem wzrusza mnie, gdy widzę w szczerym lesie dzikie grusze, jabłonie lub… róże.
Zastanawiam się wtedy, czy zostały po czyichś sadach i ogrodach. Czy przypadkiem wiatr je zasiał. Czy też taką różę zasiała jakaś zakochana dziewczyna… Tak sobie dumam, odsuwając myśl, że najpewniej nasionko wydalił ze układu pokarmowego jakiś ptak lub inny zwierz, nieważne.
A akurat wczoraj wybraliśmy się na rowery trasą, na które krzewy różane spotykaliśmy aż trzy razy. Dziś nad naszą okolicą bardzo pada i wieje, wciąż myślę o tym, czy leśnym drzewom udało się ochronić różaną siostrę…
Od dziecka lubię nadawać nazwy miejscom. Mam to chyba po Emilce ze Srebrnego Nowiu i Ani z Zielonego Wzgórza. W sumie to nie chyba… Wczorajsza trasa wprost musiała otrzymać nazwę Szlaku Leśnych Róż. I tak się stało. I takie wymyślanie mian dla miejsc, które zobaczę niech towarzyszy mi przez całe lato. To jeden z moich wakacyjnych planów: poznać ich jak najwięcej.
Bory, bory
Tego lata planujemy też po raz pierwszy wybrać się w Bory Tucholskie. Z namiotem. I agregatem prądotwórczym. Może nie są to zbyt rustykalne rekwizyty, ale… tam i tak będziemy z dala od cywilizacji.
Gadać przy ognisku.
Łazić po lesie.
Kąpać w jeziorze (damn, jeszcze nie mam biodegradowalnych kosmetyków do mycia, a tam tak czyste środowisko, że używania właśnie takich mydeł i szamponów wymaga nasz gospodarz). Uwielbiam myć się na świeżym powietrzu (otwarte na oścież okno w łazience to nie to samo).
Kompoty, nie lemoniady
Tego lata zamierzam zrobić tyle kompotów ile się da. Z truskawek, porzeczek, wiśni, agrestu, mirabelek, śliwek. I pić je na zimno i na gorąco, o. Przez cały maj i czerwiec królowała woda z cytryną i miętą, ale ostatnio doszłam do wniosku, że nawet najlepsza lemoniada nie zastąpi kompotu.
Wizyty w jagodziwiach
Grzybów zbierać nie umiem, ale jagody to i owszem. Przez sześć ostatnich lat zdążyłam poznać miejsca, gdzie występują najobfitsze jagodziwia (wciąż nie mogę napodziwiać się tego określenia jagodników, które wyczytałam u Teodora Goździkiewicza).
A kiedy już nazbieramy jagód, upieczemy jagodzianki.
Pierogi na słodko — lepić będę, oczywista, ale z białym serem i miętą. Takie, jak robiły na Podlasiu moje babki w ubiegłym stuleciu 🙂
Lawenda na wrotycz i inne zioła w bukietach
Od lata (dosłownie każdego lata) pilnowałam, by w izbach nie zabrakło lawendowych, suchych bukietów. Teraz marzy mi się nazbierać wielkich bukietów ziół: takich, co wisiały u powały w chatach wiejskich znachorek. Wiem na pewno, że chcę w tych bukietach wrotycz. Pięknie wygląda, a zapachu nie lubią owady (może mniej będzie komarów i much?).
Miłych wakacji nam wszystkim — sielskich i anielskich (tak chwil zaplanowanych, jak i niespodzianek).
Najnowsze komentarze