O perfumach na lato (cytrusy, drzewa i zioła): 5 odkryć, jeden zwycięzca

Zapachy na lato to temat rzeka, jezioro, plaża, las, lemoniada, lody cytrynowe, pomarańcze… Choć może być to również temat: róże, ogórki, arbuzy, melony, truskawki, czereśnie, wiśnie. Osobiście latem nie sięgam po słodkie czy podduszające killery (w sumie jesienią, zimą ani wiosną też tego nie robię).  

Latem (ani o żadnej innej porze roku) nie interesują mnie też tzw. pewniaki. Czyli zapachy, które panie w perfumeriach proponują w ciemno, wszystkim, jak leci. Efekt jest taki, że (może i ładnie), ale całe ulice, przedziały w pociągach i imprezy pachną Madmoiselle Chanel, Si Armani, Euphorią CK. Tymczasem bogactwo miliona innych zawartości “flaszek” kusi mnie jak stado diabłów. I chyba na żadne przesyłki nie czekam z taką ekscytacją, jak na te z perfumami/wodami toaletowymi. I to od momentu, gdy poczuję, że to może być TO (na podstawie nut i recenzji na forach), aż po pierwszy psik lub musk. Który niestety, najczęściej jest rozczarowaniem. Co sprawia, że na pewien czas rezygnuję z odkrywania nowych zapachów. A potem znów jestem wodzona na pokuszenie…

Tego lata postanowiłam poszukać fajnych perfum o zapachu cytryny i/lub ziół.

Do testów (po rozeznaniu się w nutach i recenzjach na fragrantica.com) zakwalifikowały się takie wody toaletowe jak:

  • Le Jardin De Monsieur Li edt (Hermes)
  • Arancia di Capri edt (Aqua di Parma)
  • Cipresso di Toscana (Aqua di Parma)
  • Fico di Amalfi (Aqua di Parma)
  • Boccioli di Limone (Monotheme)

Le Jardin De Monsieur Li edt (Hermes)

Do tej pory wszystkie “ogródki Hermesa” podziwiałam, ale z daleka. Stojąc, powiedzmy, przy płocie.

W kultowych Un Jardin Sur de Nil – odstraszały warzywa. A w kultowych Un Jardin En Mediterranee – sama nie wiem co. Nowe “ogrody” pojawiły się już dość dawno, a ja nie znałam żadnego. Aż tu nagle padło na… ogród pana Li. Który bardzo chciałam odwiedzić.

Czytając o nutach i ich zachowaniu zaintrygowało:

  • trio: cytrusów, drzew iglastych i mięty,
  • to, jak pachnie jaśmin w tym chińskim ogrodzie
  • porównanie początku do zapachu lemon curd

Obawiałam się:

  • chińszczyzny (w znaczeniu: tandety)
  • tego, że kojarzył się dziewczynom i chłopakom z Dolce&Gabbana Light Blue, którego nie znosze,
  • kwaśnego odorku pomieszanego z wilgocią.

W efekcie:

Bardzo przyjemny od samego początku. Od razu czuć jaśmin i to dość swojski, taki, co pachnie w rodzimych ogrodach. To trudne zamknąć jaśmin w perfumach, żeby nie dusił ani nie kojarzył się z “odchodowo”.

Po kilku minutach w ogrodzie pana Li dostajemy zieloną herbatę jaśminową z plasterkiem cytryny. Mięty jak na lekarstwo. Sosny też nie na swojej skórze nie czuję. Mimo to wciąż jest bardzo miło.

Po kwadransie pojawia się sosna, bardzo delikatna i naturalna. Jak byśmy od płotu z jaśminem i orzeźwieniem się wspomnianą herbatą, ruszyli w głąb ogrodu, gdzie te sosny dają cudowny cień.

Po godzinie już nie mam wątpliwości, że to “mój” ogród. I z pewnością na 2 ml-wej próbce się nie skończy…

Nosem męża: “Bardzo ładny”

Nosem Sześcioletniej: “Lawenda na mole”

Ocena: 7/10

Arancia di Capri edt (Aqua di Parma)

Zapach z 2010 roku. Z serii włoskie wakacje-marzenie.

Uznałam, że to może być bardzo ciekawa wycieczka przez:

  • pomarańczę, mandarynkę, cytrynę i bergamotkę na początku (pycha lemon-orange-ada?)
  • to, że wiele osób pisząc o nim podkreślało naturalność tego zapachu i…
  • to, że jest radosny, aromaterapeutyczny, dodający energii.

Obawiałam się:

  • karmelu i piżma w “głębi” (że nabroją tu mazią i kremowością)
  • nietrwałości,
  • braku “warkocza” (nie lubię bliskoskórnych zapachów)

W efekcie:

Otwarcie soczyście pomarańczowe, naturalną słodyczą i energią pomarańczy. Potem wjeżdża coś w stylu Ralpha (Ralph Lauren) i robi się odrobinę kremowo. Pachnie jak bardzo naturalny i bardzo wysokiej jakości balsam do ciała o zapachu pomarańczy. Lubię to. Cieszę się, że zamówiłam 3 próbeczki po 2 ml. Ta pomarańcza może pięknie brzmieć jesienią i zimą…

Moja ocena: 7/10

Nosem męża: – (brak zdania)

Nosem Sześcioletniej: – (brak zdania)

Cipresso di Toscana (Aqua di Parma)

Ich twórca nie szalał z cytrusami. Za to wziął na warsztat solidną garść ziół (rozmaryn, bazylia, lawenda) i sosnowych igieł.

Bardzo chciałam odwiedzić tę Toskanię i przekonać się:

  • czy tu sosna i zioła pachną pięknie i “sucho”,
  • jak komponuje się z nimi jaśmin i konwalia,
  • i jak ma się do tego lawenda

Jedyne, czego się obawiałam, to, że  ten uniseks będzie bardziej męski niż uni.

W efekcie:

Ależ tu ziół! Zdecydowanych, mocno podbitych sosną. W pierwszej chwili przyszło mi do głowy, że to uniseks, ale… dla kobiet, wyłącznie dla kobiet. Są sekundy, że pachnie jak męski, ostro-wonny i tani żel pod prysznic, ale zaraz potem wibruje taką elegancją, że aż trudno ująć to w słowa. To zapach stworzony dla osoby, która stwarza wokół siebie aurę dystansu i ogromnej sympatii jednocześnie. Lawenda bardzo ładnie tu tańczy… Wiosennych kwiatów nie czuję, ale może to i lepiej.

Moja ocena: 7/10

Nosem Sześcioletniej: “Lepiej spytaj taty”

Nosem Męża:

Fico di Amalfi (Aqua di Parma)

Dla wielu to zapach-wyprawa (trochę do Włoch, a trochę do Grecji) podnoszący na duchu, optymistyczny. I najlepszy z całej kolekcji śródziemnomorskiej od Aqua di Parma. W górnych nutach: cytrusy, a im głębiej w gaj, tym więcej drzew, traw i wiatru w ciepły dzień. Tak go sobie wyobrażałam.

Przyznaję, zachęciły mnie bardzo wysokie oceny tego zapachu (4,3 na 5 to wyjątkowo dobra nota jak na użytkowników fragrantica.com). Mimo wszystko, w recenzjach zdarzyło się też porównanie do przepoconej skarpetki…

W efekcie:

Najbezpieczniejszy z całej piątki! W dodatku na mojej skórze pachnie niemal identycznie jak Mademoiselle Chanel z lekką domieszką tego, co najpiękniejsze w Elle YSL i Pour Elle Paco Rabanne. Z żadnym innym zapachem (z natury lub z edp/etd) mi się nie kojarzą.

Po godzinie przestaje być radosny, emanuje spokojem. Jest pięknie. I trwa to jeszcze ok. 2 godzin.

Ocena: 7/10

Nosem męża: “Ładne. Bardzo ładne”

Nosem Sześcioletniej: – (brak zdania)

Boccioli di Limone (Monotheme)

Cytryna i kwiat cytryny. Piękny temat 🙂 A jeszcze jak czytam, że pachnie jak lemon curd, lody cytrynowe lub tarta cytrynowa, to tak bardzo go chcę. Najbardziej z całej piątki.

Pierwsze pięć minut: skórka cytryny i chemia. W związku z tym, że moja pamięć zapachowa bywa nieobliczalna, obezwładniła mnie sekunda, w której przed oczami stanęły mi wąsy jakiegoś wujka. Które pachniały właśnie tak, damn. I aż zebrało mi się za łzy, ale… Spokojnie, wąsata chemia z każdą sekundą ulatniała się, pozostawiając coraz łagodniejszą i słodszy zapach cytryny. Rzeczywiście bliskoskórny. Ale świeży, bardzo świeży!

Po 5 minutach: uspokoiło się, pozostała sama cudowna lemoniada. Bez cukru. Z plasterkami nieobranych cytryn. Lodowata lemoniada. Taka w kryształowym dzbanku na stole, nakrytym białym obrusem. Na którym w pewnym momencie pojawia się tarta cytrynowa. Klasyczna, bez słodkiej kruchej bezy. W dodatku wokoło kwitną akurat cytrynowe drzewka. Takie wakacje to ja rozumiem…

Po godzinie: wciąż jest pięknie. Naturalnie, jasno, rześko, czysto. Tak, Boccioli di Limone to zapach aromaterapeutyczny. Pełen optymizmu, dodający energii do działania i myślenia. Bardzo się cieszę, że się już znamy, moje cytrynowe, rozkwitające pąki (Boccioli di Limone to z włoska: pąki cytryn). Zapowiada się długa, mocno owocna znajomość…

Po dwóch godzinach już prawie nic nie czuć. Można znów zaaplikować sobie to cudo… Bardzo chętnie będę je miała cały czas przy sobie 🙂

Moja ocena: 8/10

Nosem męża: “Ale to nie jest zapach na lato. Tak pachnie jesień.”

Nosem Sześcioletniej: “Lawenda na mole”

Źródła zdjęć: Pixabay, Unsplash, Freepik (ostatnie moje własne)