Herbata z gwiazdami, marmolada z ogniska, wojna i spokój

Uwielbiam ogniska. Zamiast podpałek, brykietów, nierdzewnych sztućców — chruścik,  trochę igieł, szyszek i zapałki. Zawsze nie mogę się doczekać aż… Prysną iskry i płomyk zacznie szeleścić i trzeszczeć w suchych igłach. Będzie dwoił się i troił, aż zacznie oblizywać grubsze patyki… Prawie toczka w toczkę jak w moim ukochanym fragmencie pewnej baśni. Która odkryła przede mną przepis nie tylko na cudowną herbatę i marmoladę. 

„Zapadał ciepły, pogodny zmierzch. Zaraz (lisiczka) Chytraska przyklękła, pochwyciła czajnik i podbiegła nad staw. Było już prawie ciemno. Na niebo wysypało się mnóstwo gwiazd, tyle samo mrugało w zwierciadłach wody. Gdy zaczerpnęła  u brzegu, wpłynęło ich do czajnika kilka, potem zaparzona herbata miała śliczny, złotawy kolor”.
Oto przepis na cudowną herbatę 🙂 

Ta herbata uda się pod warunkiem, że zaczerpniemy wody ze źródła godnego zaufania. Oprócz wody ważne jest dobre towarzystwo i czajniczek. Wiem co mówię…

Ale wróćmy do baśni. 

Coś do herbaty, chleba i gruszek

– Dobrze, że mamy gorącą herbatę, w której gwiazdy pływają jak lipowy kwiat powiedział kogut do dwójki swych towarzyszy, lisiczki Chytraski i kocura Miauczura. Którzy właśnie zaczęli snuć tęsknoty za masełkiem, serkiem i kiełbaską wędzoną w jałowcowym dymie.
Cóż, na kolację – przed noclegiem pod sosnowym konarem – mieli tylko chleb, po kawałku gruszki i tę herbatę… Tylko albo aż. W końcu i Chytraska, i Miauczur przyznali, że ich sytuacja jest całkiem znośna. Bez chleba, herbaty i gruszek byłoby gorzej…

Lisiczka umiotła ogonkiem szyszki i położyła się przy ognisku.
 „Chleb przechyliła w stronę płomienia tak, że blask ociekał po nim jak malinowa marmolada. Jadła drobnymi kęsami z miną tak zadowoloną, że…” 
Zawsze kiedy czytam ten fragment zazdroszczę jej nie mniej niż kocur Miauczur… Który oblizywał się, na widok przyrządzania i konsumpcji tej słodkiej grzanki.

O wojnie – opowieść przy ognisku 

Nasi nasyceni i ogrzani wędrowcy poprosili koguta, czyli kaprala Pypcia, o opowieść. Oczywiście o wojnie. O, bo o wojnie miło się słucha sytym, ogrzanym i bezpiecznym… W pewnym momencie wystraszył ich nie na żarty tętent konia – jakiś jeździec przemknął z pochodnią ale na szczęście zniknął za zakrętem… Po chwili znów zrobiło się spokojnie i bezpiecznie, w sam raz na błogie słuchanie. 

Taki przerywający spokojną ciszę dźwięk – może przyprawić o dreszcze na plecach. A potem – gdy ustanie, gdy nie grozi, gdy można z ulgą pomyśleć „jak dobrze” –  ciarki też mogą się pojawić, ale już zupełnie inne… Przyjemne.

Ciągle nie mogę się nadziwić, że Wojciech Żukrowski pisał tę swoją baśń podczas drugiej wojny światowej. W rozdziale Nocleg pod sosnowym konarem stworzył alternatywny świat – równoległy do tego, w którym panował głód, chłód, łapanki, huk bomb i strzałów. Pierwsze wydanie pojawiło się w 1946 roku. Książka doczekała nie tylko licznych wznowień ale i wyróżnień. Nie wiem czy wciąż omawia się ją w podstawówce… Uważam, że to bardziej baśń dla dorosłych. Jako dziecko nie umiałam docenić ani jej poetyckiego języka, ani przepaści dzielącą wojnę od pokoju. 

Wakacje’ 2014. Bez czajniczka i zmyślnego rusztowania – gotowanie wody na ognisku jest bardzo trudne. Wiem,  bo kiedyś z Mężem (a wtedy jeszcze nawet nie zaręczonym), nad pewnym dzikim jeziorem walczyliśmy o wrzątek z wszystkimi czterema żywiołami. Zwycięstwo smakowało bosko…

Źródła:

W. Żukrowski: Porwanie w Tiutiurlistanie; kadry z bajki o tymże tytule