Jarzębina magiczna

Jak po moich imieninach, to już prawie po wakacjach… Tak sobie to przez czasy szkolne utrwaliłam, że wciąż trochę się tymi imieninami martwię. Na szczęście koniuszek sierpnia może być dalej piękny i dobry. Jak zresztą wrzesień, październik i listopad… Na te najbliższe miesiące mam sporo planów, ale dziś chcę pogadać o jednym. Jarzębinowym. I tak: we wrześniu planuję upatrzeć sobie jarzębinę albo dwie (jak najdalej od szos/y). W październiku – zerwać koraliki na konfiturę i sok. I wreszcie spróbować jak smakują i działają te witaminowe bomby. A listopad wykorzystać jako najlepszy miesiąc do sprawienia sobie jarzębinowej warząchwi albo nożyka do smarowania masłem. Albo patyczka do sprawdzania czy ciasto już nie jest surowe. Dlaczego? Bo jarzębina ma magiczną moc!



They thought me, once, a magic tree
Of wondrous lucky charm,
And at the door they planted me
To keep the house from harm.

 

They have no fear of witchcraft now,
Yet here am I today;
I’ve hung my berries from the bough,
And merrily I say:

 

“Come, all you blackbirds, bring your wives,
Your sons and daughters too;
The finest banquet of your lives
Is here prepared for you.”


Cicely M. Barker (1895 – 1973)

 


Wrzesień: spacerem po lecie

Jarzębinowe korale pojawiają się już w połowie wakacji. Pamiętam, że raz był nimi udekorowany stół na imieninach ciotki Anki (29 lipca, właśnie, od świętej Anki chłodne wieczory i poranki… Skojarzenia z kolejną porą roku pojawiają się same). Czerwonymi jak korale… Właśnie przez tę czerwień, Celtowie uznali niegdyś, że jarzębina musi mieć związek z magią. Nazywali ją Panią Góry, drzewem druidów lub nawet Drzewem Życia… Wierzyli, że w zaświatach rośnie Jarzębina Wiedzy i Natchnienia – skosztowanie jej owoców było marzeniem wielu czarodziejów i druidów. Drzewko to rosło nad rzeką, a korale wpadały prosto w nurt i barwiły wodę na koralowy kolor. Stanowiły też pokarm dla pstrągów. Moc tych niewielkich owoców była tak wielka, że by posiąść wiedzę i natchnienie wystarczyło napić się tej wody lub zjeść rybę z czerwonej rzeki.

Jedyne jarzębiny, które kojarzę w bliższej okolicy niż Zaświaty, rosną przy poczcie i jednocześnie zbyt ruchliwej ulicy. Dlatego przez cały wrzesień planuję wypatrywać jarzębin z dala od miasta.

 

Październik:

Zgodnie z mitologią grecką, Hebe (córka Hery i Zeusa), podając ambrozję bogom straciła kielich swego ojca. Ukradł go demon, za którym Zeus posłał orła. Walka między demonem a ptakiem była zaciekła – w miejscu, gdzie upadła kropla orlej krwi wyrastała jarzębina. Dlatego jej owoce mają kolor krwi, a liście – kształtem przypominają pióra.

Tak czy inaczej, do końca września chcę mieć upatrzone drzewko. Najlepiej w lesie… Choć zgodnie z dawnymi wierzeniami, jarzębiny widziano przy domach (by odganiały złe duchy i chroniły obejście przed piorunami) lub wokół cmentarzy (by ciała zmarłych nie ważyły się wydostawać z grobów). Problemem mogą być też uwarunkowania przyrodnicze: owoce jarzębiny to przysmak leśnego ptactwa. W końcu łacińska nazwa zobowiązuje (sorbus aucupariawzięło się od aucupatio: polowanie na ptaki, ponieważ dawni myśliwi je wabili często właśnie jarzębinowymi koralami).

Zrobiłam mały risercz i podobno owoce jarzębiny należy zrywać w październiku, najlepiej po pierwszych przymrozkach. I absolutnie  nie wolno jeść owoców prosto z drzewa… Zanim w ogóle zacznie się coś z niej wyczarowywać, należy owoce zamrozić albo choć trochę pogotować.

Przepisów wciąż szukam, więc jeśli macie jakieś sprawdzone receptury – chętnie przyjmę. Najlepiej na konfitury lub sok. Z samych jarzębin lub z dodatkiem jabłek czy gruszek.

Podobno takie przetwory to turbo super food. Zdrowsze od rokitnika i chia razem wziętych.



Listopad

W dawnej Anglii wierzono, że jarzębina odstrasza czarownice. Wystarczyła mała gałązka, ale zapobiegliwe gospodynie często szły krok dalej… Używając kijów do maselnic, właśnie z drewna jarząbu (czarownice lubiły rzucać urok, by masło się nie udało). Przedmioty z jarzębinowego drewna przydawały się też  w stodołach i oborach (czarownice słynęły z tego, że kradły mleko, pętały zwierzęta, a nawet kazały im stawać na głowie). Nie mam koni ani krów, nie ubijam masła, ale sprytne czarownice potrafią psuć mi szyki.

Mój kochany teść jest stolarzem (o, pamiętam, jak Dwulipółletnia na jego ostatnie imieniny śpiewała „Stolas, stolas, niech żyje, żyje nam”), więc na pewno pomógłby mi wyczarować jakiś sprytny odstraszacz wiedźm. Typu deska do krojenia czy coś innego. Ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem przekonana, że poprzestanę na czymś, co nie będzie wymagało dużo drewna. Patyczek do ciasta będzie w sam raz. Zwłaszcza, że to właśnie przy wypiekach czarownice lubią przeszkadzać najbardziej.


Prawda, że Cicely Mary Barker pięknie narysowała i opisała swoją Jarzębinową Wróżkę? Do tych jej kwiatowych, ziołowych i drzewnych Wróżek mam prawdziwą słabość… Postacie wzorowała zawsze na dzieciach z przedszkola, które prowadziła jej siostra. Nie mam pojęcia, czemu w Polsce tak mało je znamy.

 

Literatura:

S. Botheroyd, P. Botheroyd: Słownik mitologii celtyckiej, Katowice 1998,

S. Kossak: O ziołach i zwierzętach. Warszawa 2017

C. M. Barker: The Mountain Ash Fairy (ilustracja i wiersz), https://flowerfairies.com/the-mountain-ash-fairy/