O wodzie z termy, najlepszych czipsach i księdze szeptań, czyli o odkryciach 2022-go października w dziejach

Czy coś dobrego w ostatnim październiku się zaczęło? Tu tak. A to za sprawą odkryć (po jednym: kosmetycznym, czipsowym i książkowym), do których doszło w minionym miesiącu. Jakby na osłodę (osłonę?) dla człowieka, którego jesień uparła się przeczołgać…

„Są na tym świecie rzeczy, których nie można kupić” śpiewał S. Sojka. Wiem. I w związku z tym mam te swoje powody do zmartwień (po prostu przetrenowanie: serca, umysłu i mięśni podkolanowych). Ale też  właśnie dlatego chcę na chwilę zapomnieć o nich, kierując uwagę namacalne dowody na to, że są na tym świecie wspaniałe rzeczy, które kupić… można. Jeszcze. Swoją drogą, to bardzo dobry znak, że stać mnie nie tylko na nie, ale i na to, by się nimi autentycznie cieszyć.

Woda z termy

– Paczka przyszła do sraczkomatu[1] – zagaił ślubny  na tarasie, gdy paląc, rozmyślałam o sprawach służbowych.
– Wiem — odpowiedziałam.
– A co to?
– Krem i woda termalna.
– A co to jest woda termalna?
– No nie wiesz, co to jest woda termalna?
– Woda z termy?

Ja prdl. Definicja wody termalnej ukuta na prędce przez mego męża sprawiła, że bite pół godziny śmiałam się jak durak. Wyobrażając sobie odrapaną łazienkę w jakiejś chacie, gdzie kwitnie biznes, by zaspokoić ekscentryczne (i jednocześnie przepojone prostotą) potrzeby takich paniuś jak ja…

A fakty są takie, że po wieczornym myciu gęby rzadko ją kremuję. Żeby skóry nie rozleniwiać, póki jeszcze próbuje sama się regenerować… Co nie znaczy, że skóra nie bywa po takim myciu nieprzyjemnie ściągnięta, jakby niedoinwestowana. Przez jakiś czas używałam mgiełek, ale na dobrą sprawę okazało się, że nie trafiłam na taką, która tonizowałaby tę moją skórę, jak należy.

Zaczęłam szperać i tak doszperałam się, że tym, o co mi chodzi może być woda termalna Uriage. I jest tym. Przynajmniej od kilku dni. Koi podrażnienia (zarówno delikatne, jak i pryszczowe kratery) i nawilża, jak trza.

To nie jest woda z termy. To woda z Alp. I dlatego jej użycie wzmacnia poczucie brania udziału w jakiejś naprawdę fajnej przygodzie, podróży dalszej niż na Podlasie.

Chipsy o smaku kurek w śmietanach

Szanuję, że producenci czipsów obniżają ich kaloryczność. Naprawdę. I ten szacunek doprowadził mnie do spotkania z czipsami o smaku kurek (grzybów) w śmietanie.

Przyznają, że chwytając paczkę z półeczek przy kasach, nie patrzyłam za bardzo na napisy. Przy pierwszych chrupach próbowaliśmy w Towarzystwie ustalić smak, po czym padło: „grzyby w śmietanach”, co bardzo się nam spodobało. W „śmietanach” brzmi dużo bardziej elegancko niż w „śmietanie”, a jak słusznie zauważono w Towarzystwie — może nawet naprawdę dodano tu erzac śmietany kwaśnej i śmietanki słodkiej.

Tak czy inaczej, bardzo dobre czipsy.

A ich smak zawsze już będzie mi się kojarzył z tym, że żaden strach ani wnerw… nie trwa wiecznie.

Księga  z zaklęciami, „modlitewkami”, szeptaniami…

Od Ludzi z naszego Plemienia wracaliśmy bardzo późnym wieczorem, po błyszczących liściach. Pięcioletnia zasnęła w trybie pilnym. Rozsiedliśmy się z Karolem przy komputerach. I wtedy okazało się, że  istnieje książka, którą muszę mieć jak żadną inną.

Czyli?

Świat zamów światem roślin na pograniczu wschodniej i zachodniej słowiańszczyzny Krystyny Szcześniak. Ten ponad 800-stronicowy Świat natychmiast został zamówiony i lada dzień będzie do mnie jechał z Gdańska. A jak dotrze – poznam zaklęcia (zamowy), które dawne lekarki i szeptuchy stosowały przy podawaniu roślinnych leków na rozmaite dolegliwości (począwszy od blednicy aż po wychlaśnięcie).

Nie, nie wierzę, że serwując sobie ździebełko ziółek, wypowiem zaklęcie (lub je wyszepczę, jak dawna słowiańska szeptucha z Podlasia) i przestanę blednąć w trudnych chwilach. Albo nie poczuję się wychlaśnięta na amen, bo na powrót wchlasnę na swoje miejsce. Ale czytanie o tych roślinach i tych zamowach to będzie wycieczka prosto do bajki.

Jak Świat przyjedzie, to sfotografuję i wrzucę niżej.

A jak będę miała chwilę czasu — sama narysuję/namaluję te leśne kurki, bo wielką mam ochotę na przygodę z akwarelowymi farbami tudzież kredkami. Może to będzie odkrycie listopada? Póki co kurki od ViolkaArt z Pixabay.


[1] paczkomat w naszym familiolekcie już od pewnego czasu stał się sraczkomatem (bo jest śmieszniej)