O „Wielkiej wodzie”, czyli artystycznej wizji, tego co działo się naprawdę podczas powodzi tysiąclecia

W roku powodzi tysiąclecia miałam 15 lat. Internetu nie było, wiadomości oglądało się raz dziennie. Najbardziej pamiętam kadry z napuchniętymi martwymi krowami dryfującymi na powierzchni wielkiej wody. I rozmowy mamy z zapłakaną ciotką, której powódź zalała fermę zwierząt futerkowych, w której pracowała. Dopiero teraz sprawdziłam, ilu ludzi wtedy zginęło…

Pięćdziesiąt sześć osób. A ilu z mieszkańców południowej i zachodniej Polski straciło wtedy domy i nerwy? Ilu z nich musiało bać się o swoje dzieci i co będzie dalej?

ONA sporo pracowała granicą, dlatego miała wtedy laptop (kadr z serialu)

Wielka woda — tematów do rozmowy doda

Serial Netflixa Wielka woda — zaczęliśmy oglądać w sobotę. Po pierwsze dlatego, że lubię polskie filmy. Tu przynajmniej rozumiem skróty myślowe, które rozumie każdy Polak e i nie zastanawiam się, dlaczego tłumaczenie jest takie z dupy i w ogóle. Słowem, w polskich filmach z reguły panują polskie realia i to ogarniam. Ale, proszę Państwa, polskie realia w Wielkiej wodzie to jest dopiero coś.

Począwszy od charakterystycznych dla epoko  garsonek, garniturów,  fryzur i wąsów z lat 90-tych. A skończywszy na szczegółowych, gruntownych i profesjonalnych przygotowaniach do przyjazdu JP II. k szczegółowe i pieczołowite, gruntowne i profesjonalne przygotowania do powodzi już nie były. Może dlatego, że powódź wydawała się mniej prawdopodobna niż przybycie namiestnika św. Piotra.

Już w pierwszym odcinku świetnie to pokazali: przed pielgrzymką JP II do Wrocławia wszyscy dwoją i się i troją, by ten jeden człowiek był bezpieczny. A przed powodzią – decydenci do zapewnienia bezpieczeństwa ludziom podchodzą już z pewnym dystansem. Do głosu dochodzą spory, indywidualne ambicje, lekceważenie zagrożenia (w serialu: opracowywanie modelu na podstawie map z lat sześćdziesiątych, miejscami kompletnie nieaktualnych).

Czy warto obejrzeć Wielką wodę?

Oczywiście o gustach się nie dyskutuje, ale od wieków znany jest pewien zbiór elementów, który składa się na przedstawienie (książkę, film) z potencjałem. To:

  • postać panny na wydaniu (w Wielkiej wodzie baaardzo fajna),
  • autentyczne emocje (strach, arogancja, obojętność, nerwy, poczucie zagrożenia)
  • ponadczasowość (trochę zaglądamy przez ramię władzom, których wybieramy, by zapewnili nam bezpieczeństwo, a to dość aktualny temat).

Wiele osób ma osobiste powody, by obejrzeć Wielką wodę. To ludzie, którzy przeżyli tę powódź. Ale z tego co obserwuję, serial oglądają również ci, którzy powodzi nie przeżyli, a są ciekawi  –  jak to wtedy było. Twórcy zapewnili sobie dupochron w postaci ostrzeżenia, że to „fikcja artystyczna”, ale boję się, że przemycili całkiem sporo faktów (tzw. autentycznych), o których oficjalnie nie wypadałoby mówić.

Fajnie byłoby, gdybyśmy mogli pogadać o tym serialu — ludzie, którzy przeżyli powódź tysiąclecia i ci, którzy oglądali ją tylko w Wiadomościach. My na pewno pogadamy o tym z rodziną ze Śląska, jak tylko obejrzymy ostatni odcinek.

Tematy do rozmowy à propos to oczywiście: czy warto obejrzeć Wielką wodę, kto tu najlepiej gra, kto tu najgorzej gra, ile tu prawdy a ile wizji artystycznej, co robiliśmy w czasie powodzi tysiąclecia, czy jest sens robienia takich filmów, czy władze potrafią zadbać o bezpieczeństwo Polaków bardziej tak jak o bezpieczeństwo papieża, etc…