Żyli ze „szczujności”? O cenzorach w PRL

Czy ktoś zna(ł) kogoś, kto był cenzorem w PRL? Cenzorskie lekcje literatury to książka o… cenzurze i cenzorach, która sprawia, że człek aż chciałby pogadać z kimś, kto robił notatki, kreślił, przystawiał te wszystkie pieczątki. Dzięki tej książce poznałam nowe a piękne słowo „szczujność”. Iście dosadne określenie na mariaż  czujności ze szczuciem, które to cechy miały często charakteryzować pracę osób zarabiających na chleb w Głównym Urzędzie Kontroli. Jednocześnie też przestałam myśleć o cenzorach wyłącznie jak o, półgłupiej szarej eminencji.  

W pewnym sensie powinniśmy być im wdzięczni — gdyby nie cenzorzy Polacy nie czytaliby tyle dobrej literatury (oczywiście z przekory, w końcu była zakazana). Przyznaję też, że jakoś nigdy nie zastanawiałam się nad tym kim byli cenzorzy i cenzorki. W każdym razie ich kondycja intelektualna z reguły była wyśmiewana, dlatego wydawało mi się, że to garstka śmiesznych osób z partii, która poprawia wiersze, opowiadania i artykuły według klucza, nie łapiąc aluzji. A to wcale nie do końca tak było…

Cenzura i cenzorzy w PRL

Przede wszystkim to nie była ich garstka. Jeden tekst czytało dwóch cenzorów i dopiero na podstawie ich notatek, kawałek był poprawiany, skracany,  odrzucany lub dopuszczany do druku. Cenzorów i cenzorek musiało być więc całkiem sporo. Niestety nie wiem czy to była fucha po godzinach czy normalny etat w Urzędzie Kontroli… W końcu oficjalnie ich profesja nie istniała.

Okazuje się, że sporo z nich było po studiach (a wtedy skończyć studia to była nie lada gratka, magistrów nie było wcale jak na lekarstwo). Najczęściej polonistycznych, ale nie tylko (również po filozofii i innych kierunkach humanistycznych). Według autorki książki Cenzorskie lekcje literatury, wśród cenzorów nie brakowało osób z ambicjami zrobienia doktoratu (a więc z zacięciem badawczym), którym uczelnia odmówiła współpracy i wsparcia (w związku z tym w pewnym sensie mogli wziąć odwet na twórcach literatury).

Czy cenzorzy byli głupi? No nie, a na pewno nie wszyscy. Przede wszystkim mieli bardzo ogólne wytyczne z góry. Mieli  tropić i nie puszczać tekstów, w których wyśmiewano lub podważano racje władz, lub ZSRR. A także przejawy tęsknoty za tym co było przed wojną, czy tym, co jest na Zachodzie…

Wielcy cenzurowani: Różewicz, Rymkiewicz, Miłosz

Dziwicie się, że cenzorzy mieli kłopot np. prozą Teodora Parnickiego? To weźcie w dłonie tomy Nowej Baśni czy Twarzy Księżyca i tropcie momenty, które godzą w honor władz PRL. Dosłownie i w przenośni. To naprawdę było wyzwanie nie lada…

Swoją drogą, cenzorzy byli cholernie oczytani. Nawet jeśli opasłe tomiszcza czytali tygodniami, to… czytali. I nie, to nie była wcale łatwa literatura.

Autorka książki sporo miejsca poświęca cenzurowanej twórczości: Tadeusza Różewicz, Jarosława Marka Rymkiewicza i Czesława Miłosza. Dlatego jeśli ktoś pisze pracę magisterską na podstawie utworu któregoś z tych poetów – w Cenzorskich lekcjach znajdzie sporo ciekawostek na temat cenzurowania ich poezji oraz artykułów na ich temat.

Na przykładzie twórczości Czesława Miłosza fajnie widać „odwilż”, która nastąpiła w latach 80-tych (zarówno za sprawą „Solidarności”, jak i Nagrody Nobla dla autora Doliny Issy).

Bardzo fajny fragment na temat kolejek po tomik Miłosza, po który ustawiali się ludzie, którzy wtedy (mimo wszystko) nie żyli kolejkami za kiełbasą i papierem toaletowym.

Żeby teraz znikał cały nakład tomu wierszy Miłosza w jedną chwilę — musiałby znowu być poetą zakazanym, non?

Czy teraz jest cenzura?

A czy teraz jest cenzura? Raczej na pewno nie jeśli chodzi o książki — komu by się chciało tyle czytać? Wydać książkę może każdy — nawet z kupą literówek i błędów stylistycznych.

Co innego jeśli chodzi o media — podejrzewam, że w profilowanym politycznie czasopiśmie/portalu/telewizji/rozgłośni sekretarze redakcji (lub wydawcy) dziennikarzowi nie puszczą materiału bez poprawek jeśli nie jest „po linii” medium. O poprawność się dba — nie tylko ortograficzną i gramatyczną.

Ale — jak zwykle — to oczywiście temat do rozmowy.

Podobnie jak to czy można pozwolić sobie na stwierdzenie: cenzor też człowiek.

źródło:

M. Woźniak-Łabieniec: Cenzorskie lekcje literatury. Łódź 2022.