Warkoczyk z XV w. i współczesne trendy nadmorskie, czyli jeszcze o pewnym urlopie

Wróciliśmy w niedzielę, jest wtorek a plecaki nierozpakowane… Wyjęliśmy „tylko” to, co błagało o taniec w pralce, eutyroxy z saszetki-apteczki (jak przystało na małżeństwo z Hashimoto) i maskotki Małej. Czuję, że zanim cała reszta wróci na swoje miejsce – wciąż będę trochę nad morzem. Już nie w planach ani tu i teraz, ale we wspomnieniach, z którymi się cackam jak z niemowlęciem…

Najfajniej, że tłumy były wszędzie, tylko nie na plaży. Jakby dla wielu stoiska z pamiątkami i bary okazały się zaporą nie do pokonania. Ciepłe morze. Przy pięknej pogodzie – więcej ludzi, ale zero mody plażowej, znanej ze stron o trendach w sukienkach (że nad morze to najlepiej białe albo błękitne) czy kostiumach kąpielowych (guzik prawda, że jakikolwiek kogokolwiek wyszczuplił).

Czy naprawdę jeszcze „trzeba nam wielkiej wody”? Albo wielkiej mody? Kiedy tylko położyłam Vogue’a na piasku – pierwsza fala zalała go dokumentnie. I jednocześnie symbolicznie – bo w Stegnie nie jest elegancko. Tu nikt nie przejmuje się modowym must have – prędzej zobaczysz człeka, co wcina wędzoną makrelę na ulicy (prosto z papieru) niż dziewczynę jak z okładki.

Dlaczego (nie) Stegna?

Stegna to nadmorskie miasteczko, do którego jest bodaj najbliżej z Warszawy i w ogóle Mazowsza. 4 godziny i jesteśmy na miejscu. No, w porywach do 5  godzin(bo obiad, bo korki, bo coś tam). Tak czy siusiak wychodzi dużo szybciej niż do Trójmiasta, Dąbek czy Dębek, Jastarni czy na Hel. Każda przypadkowo nawiązana rozmowa z innymi turystami to okazja, by dowiedzieć się, że są z Warszawy, Siedlec, Mińska, Otwocka lub mazowieckich powiatów. Dlatego planując romantyczny wypad, który wolicie utrzymać w tajemnicy –  lepiej omijajcie Stegnę z daleka – chyba, że nie mieszkacie na Mazowszu.

Czy jest drogo? Zależy od tego jak blisko do plaży… Za zupę i drugie trzeba zapłacić od 25,- do 40,- Smażalnia nad morzem ma klimat początku lat 90. – jest nieco drożej, dlatego turyści przychodzą tu na zupę lub kiełbasę niż rybę. Tak słyszałam – z tego, co krzyczały panie wydające zamówienia (nawiasem mówiąc, w co drugim zamówieniu dochodziło do pomyłki z pomidorową zamiast rosołu i ogórkową zamiast kiełbasy).

Od naszych gospodarzy wiemy, że po świeżą rybę najlepiej jechać do Kątów Rybackich. I kupić je w rybnym, za hotelem Tristan. Wędzone też tam braliśmy (węgorze) i były pycha.

Plaża w Stegnie – pusta…

Stegna na pogodę i niepogodę

Pada? Nie ma sprawy. Jest okazja, by skoczyć do Gdańska, Malborka, Elbląga czy… dawnego obozu pracy w Sztutowie. Uwaga – Stuthoff to nie jest atrakcja turystyczna sensu stricto, raczej miejsce pamięci, które… na długo zapada w pamięć. Uznaliśmy, że 4 lata to za mało, by fundować Małej taką wycieczkę. Dlatego deszczowy wtorek spędziliśmy w elbląskim muzeum. Ile tam cudów spod ziemi i spod wojennych gruzów… Można się i zachwycić i wprowadzić dzieciaka w temat ciemniejszej strony historii…

Ten warkoczyk ktoś zaplótł ponad 500 lat temu… A jajko jest jeszcze starsze – pochodzi z XIV wieku…
Piękna filiżanka sprzed wieków, która przetrwała wszystkich pijących z niej ludzi….

Nie pada? To na plażę! Tu w zatoce woda cieplejsza niż tam gdzie otwarte morze. Nie ma kamieni – są same muszelki.

A jak nie na plażę to:

  • w labirynt na polu kukurydzy albo do parku linowego (Stegna),
  • na Mierzeję Wiślaną (przy jej przekopie praca wre!) – do Jantaru lub Krynicy Morskiej (blisko, ale droga ciasna i korki – może się zejść nawet z godzinkę),
  • do Malborka (uwaga – z bonami turystycznymi lub kartą Dużej Rodziny – tego lata w kolejce na Zamek Krzyżacki czeka się nawet do 5 godzin…)

Jesteśmy małą rodziną, wyprztykaliśmy kasę z bonu, ale postanowiliśmy, że najpier wolimy nie stać w kolejce do Parku Smoków i Dinozaurów. Ruszające się i ryczące jaszczury w pakiecie z wesołym miasteczkiem sprawiły, że nie starczyło siły na Zamek…

Prócz smoków i dinozaurów w elbląskim parku można spotkać również mamutki…
A w Krynicy Morskiej musieliśmy zobaczyć pomnik dzików…

Wrócimy. Przyjrzeć się lepiej Mierzei Wiślanej. Z perspektywy Wieży Pirata w Krynicy Morskiej i tutejszego Parku Krajobrazowego. Podobno wiosną widać stąd wspaniale przeloty ptaków... A ze stateczków obwoźnych można obserwować foki.
Cieszę się, że wciąż szumi mi w uszach od fal. I od pisku Małej, którą goniły morskie bałwany. Co chwila wracam myślami do tego prastarego warkoczyka i filiżanki z Elbląga – zastanawiam się kto ich dotykał zanim zmieniły się w eksponaty. Szkoda, że ten urlop to też już historia – najnowsza, ale historia. Idę rozpakować plecaki.