O najdziwniejszych zakupach

I pokarało nas… Było się śmiać w środę z kobieciny, która po 21. zbierała jarzębinę przy drodze? Mijaliśmy ją, wracając (akurat) z niezobowiązującego shoppingu. I chichraliśmy się, że jedną ręką podświetla sobie jarzębinę telefonem, a drugą rwie. I że sezon na nocne wyprawy rodziców w poszukiwaniu rzeczy, które trzeba przynieść do szkoły — istnieje naprawdę i trwa jak zły.

A w czwartek co? Jest 20.58. Cierpię na przeogromny ból mięśni brzucha, a mąsz wyjechał właśnie do marketu kupić… marchewkę i tarkę. Ponieważ po 20 przeczytałam na grupie klasy Sześcioletniej, że jutro dzieci mają przynieść jabłko, marchewkę, miskę i tarkę. Jabłko i miska — ok, są. Ale nasza stara tarka jest ohydnie zardzewiała z jednej strony (to nic, że trzy strony są ok, nie nadaje się do zaniesienia do szkoły, już dawno szukamy takiej tarki, jaką kiedyś kupiła nam moja mama, ale zepsułam). Marchewka leżała w lodówce, ale miękka. Zginając smutne warzywo, nie miałam wątpliwości, że nie nadaje się do tarcia, a do kosza.

Dziwne zakupy młodej pary

Już raz się tak zdarzyło, że dostałam ataku śmiechu, który prawie udusił. I to przy kasie. Kiedy ogarnęłam, że na taśmie leży: 1 piwo, 1 paczka czipsów, 2 tubki wazeliny i ananas. A przy tym stoimy my: piękni 30-letni. Pani na kasie patrzyła na nas jak na dziwnych a ja, zgięta w pół,  nie byłam w stanie wypowiedzieć, że jeszcze poproszę papierosy…

Dziwne zakupy taty

Sytuację sprzed ponad 10 lat, przypomnieliśmy sobie, gdy redagowałam listę zakupów dziś wieczorem:

  • tarka,
  • marchewka,
  • piwo.

I nas to pokonało. Łzy ciekły po gębach, brzuchy bolały, astma dusiła, a nie mogliśmy przestać się śmiać.

PS. W piątek pani wysłała zdjęcia z przygotowywania surówek. Mimochodem rozpoznaliśmy na wielu zdjęciach znajomy model nowiutkiej tarki z miejskiej sieci marketów czynnych do 22…