„Srebrne łyżwy”, czyli „Zimowy romans”: o pewnym filmie w sam raz na zimę

Właśnie obejrzałam film Srebrne łyżwy. Dlaczego ten tytuł po polsku brzmi Zimowy romans – nie wiem. Może po to, żeby nadać mu „miłosnego” charakteru i lepiej sprzedać? Jak się coś chce lepiej sprzedać – warto odrzeć to z liryki i symboliki. Opakować w coś, co brzmi prościej i obieca co trzeba.

W końcu… nie opłaca się wierzyć w inteligencję ludzi. Ja wierzę i pewnie dlatego nie „robię” w marketingu. A  na film Zimowy romans  będę mówić Srebrne łyżwy.

Posiedziałoby się tak i pomyślało…

Srebrne łyżwy – czy to dobry film?

To zależy co to znaczy dobry film… To jest odrębny temat do rozmowy. Na studiach miałam filmoznawstwo i to, co zapamiętałam z tych zajęć do dziś to to, że:

  • dobry film nie może być produkcji amerykańskiej (jeśli amerykański – na pewno nie jest arcydziełem sztuki filmowej),
  • dobry film ma męczyć (im bardziej męczy – tym jest lepszy),
  • dobry film jest pełen brzydkich rzeczy (nie da się oglądać przy jedzeniu – im więcej brzydkości – tym lepiej).

A więc – Srebrne łyżwy to taki trochę dobry film, bo jest:

  • produkcji rosyjskiej (nie amerykańskiej)
  • nie męczy (dlatego nie ma szans na uznanie filmoznawców najwyższej klasy),
  • niepełny brzydkich rzeczy (wręcz przeciwnie – bardzo ładne obrazy przeważają nad obrzydliwościami).

Nawet jeśli Srebrne łyżwy nie są dobrym filmem, to na pewno jest to film ładny.

Twórcy filmu mogliby pociągnąć tę scenę i wtedy może krytycy uznaliby to za ambitne kino…

Pewnej zimy w carskiej Rosji…

O fabule pisać nie będę: tyle tylko, że jest ona i on i… jeszcze parę osób. Temat stary jak świat, więc nie lada sztuką jest podać go w sposób przykuwający uwagę. Szczerze? Gapiąc się w ekran… naprawdę się zapatrzyłam.

I zapatrzy się każdy, kto lubi obrazki prosto z carskiej Rosji… Dawne czasy, piękne stroje, pałace, komnaty, abażury, komnaty pełne blasku i kwiatów. Nawet zimą? Zwłaszcza zimą! Arystokracja rosyjska mieszkała w Petersburgu iście po królewsku… A jakie wyprawiali bale! Najpiękniejszy? Chyba ten na rzęsiście oświetlonym lodowisku na pałacowym dziedzińcu…

Jest i Petersburg „zwykłych” ludzi. Jarmark, na którym stoją stragany z rybami, samowarami, etc. Nie wszyscy mieszkają w pałacach. Niektórzy śpią na ławach w ubogich, ciemnych izbach, a inni w hamakach na starych okrętach…

Kicz, ale przyjemny 🙂

Idzie rewolucja

Cóż, są tacy co kradną. Bogaci okradają biednych a biedni bogatych. Bogatsi mogą bogacić się kosztem uboższych, a ubożsi – nie mogą bogacić się kosztem bogatych. Za to (biedniejsi) peterburscy złodziejaszkowie to artyści – magicy w wyjmowaniu z kieszeni palt portfeli i kosztowności i magicy w jeździe na łyżwach po zamarzniętych kanałach Petersburga.

Za chwilę światła latarni ma zastąpić elektryczność. Za chwilę dziewczyny będą mogły studiować. Za chwilę stary świat legnie w gruzach.

Ulubione sceny

Balkonowa. Pierwsze spotkanie i od razu… ogień!

Bal na lodowisku.

Ekscentryczny prof. Mendelejew na egzaminach Alisji.

O, jest tych przyjemnych scen dużo więcej, ale zdradzałyby za dużo szczegółów opowieści….

Ech, aż nabrałam ochotę na herbatę z samowara w białowieskiej Carskiej…

Przy okazji można porozmawiać o tym, kiedy się ostatnio jeździło na łyżwach… A w gronie przyjaciółek lub sam na sam ze sobą – o tym, ile to już zim minęło od chwili, kiedy ostatnio ktoś powiedział do Ciebie „Trzymaj się mnie i nie patrz w dół”.