O tym, czy lepiej być wielkim jak góra czy małym jak gąsienica (czyli Klasyka zamiast Poradnika)

Są  książki, które potrafią podnieść na duchu. Chociażby w myśl zasady F. Nietschego, że człowiekowi dobrze robi oglądanie cierpienia. Z pewnością z czystszym sumieniem jest popatrzeć na cierpienia bohatera książkowego niż czuć ulgę, że niespodziewane cierpienie kolegi z pracy, sąsiadki czy cudzego dziecka nie spadło na nas…

Przykładem takiej książki są Podróże Gulliwera Jonathana Swift’a (1726). Tym bardziej, że główny bohater świetnie sobie radzi z sytuacjami, które są tak ciężkie, że aż trudne do wyobrażenia. Że abstrakcja? Bo nam nigdy nie przydarzy się wylądowanie wśród maleńkich ludzi i zwierząt ani w świecie, gdzie wszystko jest przytłaczająco olbrzymie ? Może dosłownie nie, ale metaforycznie… Może okazać się to równie prawdopodobne jak ciężka choroba cudzego dziecka czy samobójstwo męża sąsiadki.

Podróże okrętowego chirurga

Gulliwera czytałam dawno. Nie pamiętałam, że był chirurgiem. Nie pamiętałam o prawie w Krainie Liliputu, według którego osoba oskarżająca niewinnego człowieka – zasługiwała na karę śmierci. Że mieszkańcy tej krainy wyobrażali sobie ziemię jako płaską… I że myśleli, że zegarek Gulliwera to jakieś nieznane bóstwo, bez porady którego nie jest w stanie zdecydować o niczym. A to tylko niektóre rzeczy z pierwszej części Podróży

Być wielkim jak Człowiek Góra

Najpierw Gulliwer trafia na Wyspę Liliputu. Zawsze myślałam, że to Kraina Liliputów, ale nie, bo: Liliputu. Jest to o tyle kłopotliwe, że jest dużo większy niż… wszyscy i wszystko inne w tej krainie.

Czy to, że odznaczał się ogromnymi rozmiarami ciała było dla niego dobre? No nie. Kłopot był już z samym wyżywieniem go… Jeden posiłek musiało przygotowywać setki kucharzy. Trzeba było zabijać mnóstwo baranów i wołów, bo jedno zwierzę było na jeden kąsek. A co potem? Potem pojawiał się problem ze zrobieniem kupy. Tak, by odbyło się to w miarę dyskretnie i którą wywozić na taczkach musiało kilku sług…

Słowem kłopoty pojawiały się już na poziomie zaspokojenia potrzeb fizjologicznych (również jeśli chodzi o seks, choć na niektóre damy pada cień podejrzenia, że odwiedzały Człowieka Górę bez przyzwoitek). Czy lepiej było z poczuciem bezpieczeństwa? No nie. Nie brakowało takich, którzy mieli serdecznie dość Olbrzyma. I choć owszem, mógł okazać się bardzo pomocny (chociażby na wojnie), to… Gulliwer ostatecznie musiał uciekać z Liliputu, bo jeszcze naprawdę wyłupili by mu oczy.

Tak sobie myślę, że ogromne rozmiary tego pana względem malutkich ludzików można traktować albo dosłownie, ale równie dobrze – może to dotyczyć rozmiarów ego albo ogromnej wiedzy/możliwości albo wszystkiego tego naraz. Czy łatwo nakarmić takiego „nadczłowieka”?  Czy łatwo się go pozbyć? No nie… Czy może być ogromnym zagrożeniem? Może.

Być wielkości gąsiennicy

To może lepiej być takiej wielkości by mieścić się na dłoni królowej? Nie być zagrożeniem ani dla wielkoludów, ani dla ich budżetu? Perypetie Gulliwera pokazują, że to wcale nie jest fajne… Transportują go w pudełkach, pokazują za pieniądze, wreszcie karzeł pałacowy nie znosi  go jako konkurencji i robi okrutne mu okrutne kawały. Ci, którzy nie znoszą much – mogą sobie wyobrazić jakim utrapieniem są one dla Gulliwera w krainie, gdzie wszystko jest ogromne… Nie mówiąc o osach, których żądła są wielkości mieczy. Totalna zależność od „właścicieli”, ogrom zagrożeń i… masa obrzydliwości (włosy wystające z kobiecej skóry, którą Gulliwer widzi w powiększeniu – przywodzą go o mdłości).  W dodatku jest wykorzystywany seksualnie przez damę dworu, która rozkazuje mu jeździć na swojej piersi jak na koniu…

Podobnie jak w poprzednim przypadku – małe rozmiary ciała można przełożyć na niewielkość poczucia ważności, pewności siebie, odwagi, słowem: słabości.

*****

Szczerze? Nie mam pojęcia czy wolałabym trafić do krainy, gdzie wszystko jest bardzo malutkie czy takiej, gdzie wszystko jest olbrzymie. I podziwiam Gulliwera za hart ducha, którzy towarzyszy mu zarówno w pierwszej, jak i drugiej krainie… On sobie często w ogóle nie współczuje, tylko godzi się na swój los. I nie przestaje wierzyć, że wróci do swojego świata, gdzie wszystko jest takiej wielkości jakiej powinno.

A jeśli jemu tylko się wydawało, że był w kraju Liliputu bo wszystko umniejszał? I – analogicznie – wydawało mu się, że był w kraju Olbrzymów, bo wszystko wyolbrzymiał? Cóż, nawet jeśli wszystko było w jego umyśle – ryzykował życie.

Swoją drogą, Podróże Gulliwera momentami potrafią całkiem nieźle rozbawić… Dlatego mogą poprawić nastrój w dwójnasób. Zrobić ludziom dobrze pokazując nie tylko człowieka w niebezpieczeństwie, narażonego na cierpienia, ale i komizm wielu sytuacji.