Wczoraj przyjechał do paczkomatu. Nie wnosiliśmy go do domu, bo jego moc mogłaby rozwalić nam całą elektronikę. Przynajmniej tak twierdzi najlepszy mąż. A chodzi o magnes neodymowy. Na długiej lince. Taki o mocy przyciągania nawet 100 kg żelastwa. Specjalnie na życzenie na dziecka, które zapragnęło zabawić się w poławiacza rudy z dna rzeki Mieni. Sama jej powiedziałam, że nazwa tej rzeczki wzięła się od poblasków – mieniła się jak szalona od złóż rudy na dnie…
Dziś wypróbujemy. Zastanawiam się tylko czy jak będziemy pedałować z nim na mostek i będzie nas mijał jakiś dzieciak na rowerze, to czy go do nas nie przyciągnie. Z drugiej strony – może ten magnes zapakowany jest w jakieś tworzywo hamujące jego moc. Wnoszę, że inaczej kurier miałby ogromny kłopot z umieszczeniem go w metalowym bądź co bądź paczkomacie…
Marzę, że wyłowimy skarb. Niekoniecznie od razu dzisiaj. Ale w ogóle. Podobno są ludzie, którzy rzucają wszystko i ruszają na mosty. I znajdują rzeczy, które spieniężają zarabiając tak na życie. Podobnie jak ci, co chodzą po plażach z wykrywaczami metalu. Choć magnesem nie wyłowi się srebrnego pierścionka ani złotej bransoletki czy łańcuszka, to… dreszczyk emocji jest i tak. Może trafimy na jakiś stary klucz? Albo przedwojenną monetę? Ach, przygodo!
Magnes neodymowy do poszukiwań wodnych – pierwsze zapuszczenie czerwonej liny
Okazało się, że magnes był zapakowany w tekturowe pudełko, a otulała go warstwa gąbki. Dołączona doń była długa, czerwona lina. Chyba żeby można było wyławiać skarby nawet z najbardziej wysokich mostów!
Pierwszy raz zarzuciłyśmy czerwoną linę z naszym magnesem neodymowym na rzece Długiej w Okuniewie. Udało się wyłowić dwa cieniutkie gwoździe, sporo mokrych okruszków żelaznych i jedną kuleczkę z łożyska.
Prócz tego na mostku otworzyłyśmy sezon “Misie Patysie”. A także pograłyśmy patykami na metalowych szczeblach barierki.
Dźwięki piękne jakby biły dzwony. Plusk wody też przyjemny. Słowem – same skarby.
A nad Mienią – czysto…
Przed zmrokiem udało się wyskoczyć jeszcze i nad Mienię. Co prawda nie tę leśną, ale zawsze… Magnes za każdym razem wyciągaliśmy czysty jak łza. Czystszy niż z Długiej… Ale przygoda była? Tak!
Przy okazji dowiedziałam się, że jeśli znajdzie się za pomocą różnych wykrywaczy jakąś cenną rzecz – podobno trzeba to zgłosić. Rzecz trafia do Biura Rzeczy Znalezionych, gdzie przez 7 (szczęśliwych?) lat czeka na właściciela. Potem jest wyprzedaż…
Magnes i dzieciak. Na co warto uważać?
Osobiście polecam. W najgorszym wypadku wpadniecie po uszy i oczyścicie rzeki ze złomu lub traficie na absolutnie fajne znaleziska. Ale. Jeśli macie taki magnes i przedszkolaka… nawet kiedy okaże się, że to duet idealny, na pewno warto uważać. Siła przyciągania może okazać groźna (np. przy metalowych barierkach mostu). Lepiej też niech maluch sam nie “odkleja” od magnesu ostrych gwoździ – czasem trzeba sporo siły i można się skaleczyć. Krótko mówiąc: lepiej uprawiać ten sport razem. Zwłaszcza, że brzegi rzek bywają stromawe…
Czy też sądzicie, że (przy zachowaniu powyższych środków ostrożności) to fajna zabawa?
Cudowna zabawa i najcudowniejszy przedszkolak na świecie❤️❤️❤️