Wakacje między IV a V klasą podstawówki spędziłam na… blaszanym dachu pałacu. Trochę neogotycki, a trochę mieszany w stylu pałac był Domem Nauczyciela, gdzie mieszkała moja siostra. Jedno z okien jej mieszkania prowadziło właśnie na ten dach. Koc, coś do picia, książki Joanny Chmielewskiej, „W pustyni i w puszczy” i notatnik z długopisem – to był mój „dachowy pakiet”.
Lektura „W pustyni…” była obowiązkowa i gruba, więc czytałam ją zapisując co ważniejsze perypetie Stasia i Nel. To wspomnienie uświadomiło mi, że od tamtej pory robię notatki. Czytam około stu książek rocznie, więc notatek jest sporo. Jednocześnie, wiele przeczytanych fragmentów, postaci, zdarzeń zapamiętuję jednak i bez zapisywania. Być może więc jest to kwestia treningu? Tak czy siak, moje „sposoby” może przydadzą się Wam lub Waszym pociechom, które właśnie mocują się z lekturami szkolnymi?
Może łączy Was więcej…
W wygodnym miejscu i pozycji. Czytając albo słuchając. W lekturę zaangażować się tym łatwiej, im więcej łączy nas z tym, co napisane. Czasem mamy z książką więcej wspólnego niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka… Takie odkrycia bywają fascynujące!
Przykład z życia. Poczułam „więź” z Domem duchów, kiedy okazało się, że mamy tyle samo lat. Pierwsze wydanie kultowej książki Isabel Allende ukazało się w 1982, roku moich urodzin. Potem okazało się jeszcze, że jedna z sióstr Mora nosi moje imię (Luisa) i pachnie leśnymi fiołkami (tak jak ja, kiedy noszę Feerie ulubione fiołkowe perfumy).
Włączyć serce i umysł
Władimir Nabokov radzi, by podczas lektury wejść w rolę kogoś z pogranicza wrażliwego artysty i zdystansowanego naukowca. Same artystyczne porywy ducha mogą bowiem unieść nas het ponad tekst. A sama skrupulatna analiza – może przytłoczyć literackie piękno. By przeniknąć tekst, warto znaleźć złoty środek.
Przykład z życia. Miałam koleżankę, która – jak ja – studiowała polonistykę, tylko w innym mieście. A ta z kolei miała na roku poetkę. Wrażliwą, natchnioną, etc.Która myślała, że jej proza poetycka będzie idealną pracą magisterską, ponieważ ukazuje umiejętności władania językiem artystycznym. Nie przeszło. Wykładowcy zdecydowanie woleli typy „naukowców”… Ci z mojej uczelni lojalnie ostrzegali nas też, że jeśli wyłączymy emocje na rzecz suchego analizowania i syntezowania, całą frajdę z czytania trafi szlag.
Zapamiętać to, co ważne – metoda kleryków
Można wykorzystać „sposób kleryków”… Znajomy ksiądz podzielił się ze mną jak uczy się „dobrego czytania” w seminarium duchownym.
Przykład z życia. Klerykom zaleca się zrobienie listy 3 najważniejszych kwestii w przeczytanym tekście. Do każdego punktu mają dopisać później po trzy podpunkty, oczywiście w oparciu o lekturę. Notatki w zeszytach, dziś można zastąpić katalogiem w wordzie.
„Jakimże mędrcem byłby człowiek, gdyby poznał dobrze choćby pięć lub sześć książek” – westchnął już dawno, dawno temu Władimir Nabokov. Autor Lolity i Nauki o literaturze, radzi by nie poprzestawać na jednokrotnej lekturze książki. By poznać dobrze tekst, warto wracać doń kilkakrotnie. Innymi słowy, długa lista przeczytanych książek, nie musi oznaczać, że przeczytał je mędrzec…
Po drugiej czy trzeciej lekturze, siłą rzeczy odkrywamy to, co nieuchwytne podczas pierwszego czytania. Rozumiemy więcej. I, naturalnie, zapamiętujemy to, co ważne.
Jeśli macie (jeszcze) lepsze metody – dzielcie się!
Fot. i grafika by pixabay
Najnowsze komentarze