Piękne baśnie dla małych i dużych? Czarbaje i bajczary!

W czasie zamknięcia przedszkoli (czyli wcale nie tak dawno, dawno temu), nasz dom – i w ogóle większość miejsc, do których nas oczy poniosły – prezentował się dość bajkowo. A to przez brokat, w różnych kolorach i flaszeczkach jak na eliksiry… A to tęczowe bańki mydlane… W drodze po bułki niosły się za nami ptasie odgłosy (najciszej-najgłośniej, najszybciej-najwolniej)… Dżdżownice na mokrych ulicach układały się w jakieś litery. To chyba przez Bajczary

… w każdej przemyślanej baśni

sami jesteście jej bohaterami…

M. Fabjański

Tak jak już pisałamBajczary i czarbaje Joanny Papuzińskiej trafiły do Czteroletniej, dzięki jej Chrzestnej, która pilnuje, by jej biblioteczka była pełna baśni. Bo to w ogóle taka baśniowa, wymarzona matka chrzestna. A muszę sporo wiedzieć na ten temat, skoro znam Ją od 32 lat (poznałyśmy się w pierwszej klasie podstawówki).

Piękne baśnie dla dziecka? Bajczary!

Autorką książki jest Joanna Papuzińska (pamiętacie ze szkoły Moją mamę czarodziejkę?). Ale są to opowieści usłyszane od osób, których nazwiska pojawiają się na końcu każdego czarbaja. W ten sposób stary bajarz spotyka się z młodym, tak jak w wierszu, który otwiera zbiór baśni:

Jak widzicie, zaczyna się baśniowo. Nie mówiąc o samej okładce i w ogóle szacie graficznej, która jest iście czarodziejska. Każda z baśni zaczyna się pięknie i… dobrze kończy. Nawet jeśli po drodze dzieją się rzeczy złe. Cóż, w tych baśniach, tak jak w życiu zło plecie się z dobrem, ale zawsze wygrywa dobro.

Nasza ulubiona: Okruszek

Choć trudno wybrać ulubioną opowieść – chyba najbardziej lubię tę pod tytułem Okruszek. Tytułowy bohater to księżycowy okruch, który spada z wysoka, toczy się, mości w dołku i z tego wszystkiego przybiera kształt jajka. Znajduje go pani Hela na łące, gdzie wybrała się nazrywać jaskrów, firletek i rumianków. Chce jajo pozostawić w spokoju, ale zaczyna się za nią toczyć… bierze je więc do siebie i przekazuje pod skrzydła Czubatki, która właśnie wysiaduje własne jaja. Co dzieje się dalej? Najważniejsze… Okazuje się bowiem, że gdyby nie Okruszek, w obejściu pani Heli mogłoby dość do niejednego nieszczęścia.

A wszystko się kończy powrotem Okruszka do swego ojca.

Trochę to smutne, że księżyc nawet nie zauważył, że kawałek jego samego spadł na ziemię… Ale z drugiej strony – historia zatoczyła koło i okruch księżycowy powrócił na swoje miejsce. Tyle że pod postacią dziwadełka, które wykonało swoją ziemską misję.

I jaki z tego morał? Warto wychodzić na łąkę. I patrzeć pod nogi. A kiedy coś niezwykłego toczy się za nami – zabrać, zaopiekować się tym i zobaczyć co dalej. Może to księżycowe skrzydlate dziecko? Może zechce się odwdzięczyć za opiekę zanim wzbije się z powrotem, wysoko w niebo?

Baczary i czarbaje – podróż w niezwykłe i tematy do rozmowy

Muszę Was jednak ostrzec, że po lekturze tych baśni nic już nie będzie takie samo. Na przykład latem wypatrywać będziecie czy gdzieś pod lasem nie otwiera się ziemia, by na słońcu mogły suszyć się skarby… Nawet jeśli będziecie wiedzieć, że lepiej po nie sięgać.

Może się też zdarzyć, że poczujecie się jak Hanusia, którą zła przyrodnia siostra wepchnęła do oblodzonej studni. I będziecie wiedzieć, że za znalezienie dwunastu perłowych guzików, pan ze srebrzystą brodą sowicie Was nagrodzi i wrócicie do domu bogatsi niż kiedykolwiek.

W dodatku to też kopalnia tematów do rozmowy. Przykłady? Proszę bardzo:

  • Jaką historię opowiedzielibyście smokowi, który – akurat syty – żądałby od Was rozrywkowej opowieści? Bohaterowi jednej z baśni udało się dosłownie – smok pękł ze śmiechu (okazuje się, że jego kolegi wcale nie trzeba było częstować go owieczką na ostro, po której tak bardzo chciało mu się pić, że pił, pił, aż pękł),
  • Czym poczęstowalibyście głodnego starszego wędrowca albo smyka, który prosi o coś do jedzenia? A wróbelka albo myszkę lub inne zwierzę, które można spotkać w “obejściu”? (bo leśnych dzików, łąkowych bocianów i innych dalszych sąsiadów – nie częstujemy tym, co mamy w lodówce, wiadomo)
  • Czy na miejscu matki chorej Zosi też byście posłuchali tajemniczej, zwiewnej kobiety i w pustym kościele obcięlibyście trzy ząbki z obrusa na ołtarzu a potem spalili na popiół i dodali do herbaty chorej córce? Czy zrobilibyście zupełnie coś innego, może jeszcze dziwniejszego by ratować chore dziecko?

Zresztą każda z baśni niesie nie tylko sporo odpowiedzi, ale i zagadek, które można sobie spróbować rozwikłać… Sama od kilku dni zastanawiam się (i nie wiem!) co ma znaczyć trucizna podana pięknej, mądrej i dobrej księżniczce przez zazdrosną, rodzoną matkę (po wypiciu której księżniczka urodziła niedźwiadka). Przyznaję, że baśń, która dziwi mnie najbardziej. A może właśnie o to chodzi? Żeby baśń dziwiła? W końcu nie wszystko, co baśniowe da się objąć rozumem. Bez względu na tego synka-niedźwiadka, tom tych baśni uwielbiam za: blask ognisk (rozpalane wcale nie zapałkami ani zapalniczką, a krzesiwem i hubką) i skarbów, zapach łąkowych kwiatów i ziół, smak biedazupki i… najlepiej sami się przekonajcie!

Lubicie ludowe baśnie? Takie spoza kanonu (nie Andersena, nie Grimmów, nie Perrault, etc.)? Może znacie jakąś niesamowitą legendę związaną ze swoją miejscowością, rzeką, kapliczką przydrożną, postacią? Czy myślicie, że nasze praprapraprawprawnuki będą czytać opowiadać swoim dzieciom lub wnukom bajki, z których znikną lasy, skrzynie ze skarbami, łąkowe jaskry i zielone trawy (a miejsce akcji zajmą: autostrady, parki handlowe lub strefy ekonomiczne)?