Bałtów 2021, czyli nie tylko o dinozaurach

Właśnie wróciliśmy z Bałtowa. Można powiedzieć, że tę wycieczkę sponsorował nam cały naród, bo wykorzystaliśmy prawie całą pulę 500 zł z bonu turystycznego.  Jeśli macie bony turystyczne i dzieciaki, które uwielbiają dinozaury – nie czekajcie do przyszłej do wiosny, tylko ruszajcie do Jura Parku. Nawet jeśli sami nie szalejecie za prehistorycznymi jaszczurami – bo Bałtów to nie tylko dinozaury.

Z chałpy do Jura Parku dzieli nas 200 km z ogonkiem, więc postawiliśmy dojechać na wieczór, przespać się i od rana zacząć zabawę. Zarezerwowaliśmy nocleg, pozostawiając sobie kupno biletów  przy kasie w realu. Na miejscu okazało się, że w ramach 500-złotowego talonu możemy bawić się i jeść wszyscy troje (nie tylko dzieciak). Ale wcale nie było to ani pierwsze, ani jedyne miłe zaskoczenie…

Bałtów wiosną

Bałtów powitał nas wieczorem o zapachu białych rogownic, które są tu bardzo modne. I żabim koncertem na żywo z przydrożnych szuwarów. I zającem skaczącym po jezdni.

Ta bylina pachnie jak szalona…

Choć zapadał już majowy zmrok – to nie on sprawiał, że nie widziało się tu żadnych śmieci. Tych śmieci tu po prostu nie było. Ani papierka, ani peta, ani puszki, ani nawet pustej małpki… Dbają! Dbają tu o porządek jak perfekcyjna pani domu.

Pomnik pszczoły robotnicy

Po małym rekonesansie – rozlokowaliśmy się w pokoju. W całym domku (takim, wiecie, gdzie niewiadomo jakim cudem mieści się 10 pokojów, a w dobudówkach – kolejnych 5) byliśmy tylko my. Pewnie dlatego, że przed sezonem i w środku tygodnia. Cena noclegu? 150 zł. Za pokój trzy osobowy (z TV, ręcznikami, trzema rolkami papieru toaletowego, wi-fi, dzbankiem z filtem, kompletem sprzętu AGD w kuchni na dole, parkingiem, fotelem bujanym i dwoma huśtawkami w ogrodzie). W tym gospodarstwie akurat nie honorowano bonów turystycznych, więc spaliśmy, parkowaliśmy, huśtaliśmy się, myliśmy, etc. tylko za swoje.

W ścisłym centrum Jura Parku – uwaga spojler

Jura Park otwierali o 10. My dotarliśmy o 11. Kolejka do kasy – taka na kwadrans czekania. Wszyscy przed nami wykorzystywali bony turystyczne – widziałam, bo każda grupka/rodzinka miała wydrukowaną kartkę A4, którą kierownik grupki/rodzinki podawał w okienku.
Zaczęliśmy od oceanarium. Uważajcie – wchodząc do ostatniego pomieszczenia, olbrzymi rekin płynie prosto na Was i „tłucze szybę” w akwarium. Chyba był na fotokomórkę. Uprzedzam, bo prawie zeszłam z tego świata.

Ten potwór wie, kiedy runąć w szkło…


O 12. mieliśmy autobus na safari, więc ledwo zdążyliśmy zjeść po gofrze i dalej w drogę.

Safari, Polska w Miniaturze, Sabatówka

Ten Górny Zwierzyniec po którym wożą ludzi pomarańczowymi autobusikami sprawia wrażenie raju dla zwierząt. Strusi, owiec, lam, żubrów, dzików, danieli, jeleni… Chyba nigdzie więcej nie mają tyle miejsca! Sporo z nich biega sobie po całym terenie i wydeptuje własne ścieżki we własnym wąwozie… Wyglądają na szczęśliwe. Dużo szczęśliwsze, niż np. w rezerwacie białowieskim czy warszawskim ZOO. Ja w każdym razie na ich miejscu byłabym szczęśliwsza.

Na zboczu wąwozu – ścieżki wydeptane przez tutejszych…

W drodze powrotnej wysiedliśmy na przystanku Polka w miniaturze. Pałace i zamki jak dla lalek – cudowne. Najbardziej podobał mi się pałac z Szamotuł.

Pałac w Szamotułach, to znaczy w Bałtowie…

Sabatówka – trochę ludowo, trochę naiwnie, trochę nijak. Ducha Słowiańszczyzny tam nie uświadczyłam, ale nie spodziewałam się, poza tym to tylko moje zdanie.

Obiad w 5 minut i atrakcji pod korek

Moi popływali sobie 4 minuty po stawiku w okrągłych pontonach z kierownicą, po czym zaczęliśmy rozglądać się za jadłosprzedajnią. Sporo restauracji było pozamykanych, ale udało nam się zjeść przyzwoity obiad zaraz za głównym wejściem. Może nie był najzdrowszy, ale sił dodał. Czekaliśmy 5 minut. Potem kawa, herbata, plac zabaw. Wykopywaliśmy skamieniałości, pozowaliśmy w paszczy jaszczura i zaliczyliśmy sklepik z pamiątkami.

Potem – do jaru. Ależ tam fajnie! Cieniście, cicho… Tylko odbicia tej czarciej stopki nie dojrzeliśmy. Jakiś wystający kabel ze ściany wąwozu sprawił, że przestałam się przyglądać. Popędziliśmy z powrotem do Jura Parku, bo dochodziła 17. a chcieliśmy jeszcze zaliczyć seans w kinie 5D. I zaliczyliśmy. Ostatni tego dnia. I to była kropka nad i oraz kropka pod wykrzyknikiem w jednym. Jeśli gonił Was kiedyś pradawny jaszczur a jego obrzydliwie straszny kolega Was opluł – to wiecie o czym mówię.

Jeszcze krótki spacer do pasieki (zamknięta), potem do domku do góry nogami (czynny tylko w weekendy) i… w drogę do domku własnego. Szczęśliwi do potęgi trzeciej.
W dodatku powiększyła nam się rodzina. O mamę – królewską jaszczurkę o imieniu Myszka, tatę (imię jeszcze nieznane) i małego jaszczura, na którego czekamy z niecierpliwością 🙂 Tak, musi być w wodzie a nie w gnieździe, bo inaczej się nie wykluje. Potem też będzie w wodzie, gdzie ma urosnąć (zgodnie z instrukcją na opakowaniu).

Jeśli byliście w Bałtowie, ciekawa jestem co podobało Wam się najbardziej. Planujecie tej wiosny lub lata kierunek Bałtów?

Żydowski Jar

Do zobaczenia piękna Kraino…