Ale jaja. Moja 5-letnia córka zaproponowała dziś Grę. Taką, że aż opadła mi koparka. Właśnie Takiej Gry potrzebowałam. Właśnie takiej gry każdy czasem potrzebuje…
Zasady są proste. Chodzi o to, że każdy ma zadanie wymienić coś dobrego. Jeśli gra się we dwoje — to na przemian. Jeśli w więcej osób — to kolejno. Kto wygrywa? Każdy. Co? Świadomość, że widzisz, ile dobrych rzeczy jest na wyciągnięcie ręki. I świadomość, że widzi je osoba, z którą grasz…
– Słońce — zaczęła Pięcioletnia patrząc w okno.
– Deszcz – ja.
– Kibelek.
– Wanna.
– Kran.
– Ciepła woda w kranie.
– Łóżeczko.
– Kołderka (przypomniał mi się stary subiekt z Lalki, który w młodości gdy był żołnierzem, spał w grochowinach).
– Papier toaletowy.
– Pizza.
Aaaaaaaa, właśnie. Na obiad była pizza. I kiedy już miałam rwać pudełka i wynosić do „papierów”, Dzieciak mnie powstrzymał. Propozycja brzmiała:
– Zróbmy z nich sztalugi.
Zrobiłyśmy. A potem wystawę (dwóch) obrazów. W Galerii pod Różą. Tak, by każdy mógł podziwiać nasze dzieła w świetle naturalnego słońca.
Wnioski? Hm.
- Dzieciaki potrafią mieć super pomysły przeciwdziałające nudzie.
- Gra w dobre… robi dobrze, bo pozwala sobie uzmysłowić (wszystkimi zmysłami), ile naprawdę dobrych rzeczy masz pod ręką.
- Pudełka po pizzy potrafią inspirować.
PS. Tak sobie myślę, że — analogicznie — można by było grać w „złe”. Och, byłoby co wymieniać…. Ale my zostaniemy przy Grze w Dobre. I Wam też polecam serdecznie właśnie ten dobry wariant.
Najnowsze komentarze