Jaki jest Twój ulubiony owoc? Ciekawe dlaczego… Powodów prawdopodobnie jest dużo więcej, niż mogłoby się wydawać. Ponieważ sam smak to nie wszystko… Przynajmniej według autora książki „Przyjemność. Dlaczego lubimy, to co lubimy”. Ledwo zaczęłam ją czytać, a już uświadomiłam sobie, czemu mango zawsze będzie na drugim miejscu. Po malinach oczywiście.
Królowa Malina
Wakacje. Mam osiem, może dziewięć lat i idę z siostrą do lasu na kurki i maślaki. Słońce dokazuje, to i pić się chce… A jeszcze wtedy nie noszę ze sobą butelki z wodą, po prostu piło się przed wyjściem i po powrocie (tam na wakacjach — wodę z prawdziwej studni). No cóż, oby wejść między drzewa, tam w cieniu już będzie lepiej. Ale oto, na skraju lasu… Maliny! Kolczaste gałązki drapią do krwi, owoce wciąż nie wszystkie dojrzałe, ale co z tego? Nawet lepiej, bo jeszcze bardziej kwaskowate i gaszą pragnienie, przyjemnie orzeźwiają. Pachną te maliny, liście, ziemia, łopiany. Jest pięknie. No, teraz to ja mogę szukać kurek! W zagłębieniach pełnych igieł są ich całe rodziny…
Mijają wakacje (te lub inne) i z wypiekami na twarzy czytam Balladynę. I już nie chodzi co jest napisane, ale JAK! Ile tam magii i emocji wzmocnionych malinowym smakiem i zapachem. W Malinowym chruśniaku Leśmiana — też ładne. A Żeromski jak pięknie wplata maliny w Popioły… “W dawnych, zarosłych wykrotach, gdzie teraz gnieździła się wilgoć na dłużej, powystrzelały olbrzymie łodygi kwiatów, dudy łopianów, niezdobyte barykady dzikich malin i wielkich ostów”. Albo o: “Wtedy, gdy o tym myślał, zwilżając zeschłe wargi owocem dzikiej maliny, z nagła otoczyli go ludzie”.
A pamiętacie Oczy tej małej? Tej, której “Bóg wybaczył czyny sercowe i lody podał jej malinowe”… Jakby tego wszystkiego było mało, mężczyzna, którego kiedyś kochałam, powiedział, że kojarzę mu się z piosenką Malinowy król!
O co w tym wszystkim chodzi?
Według Paul’a Bloom’a, profesora psychologii i autora książki Przyjemność. Dlaczego lubimy to, co lubimy — chodzi o asocjacje. Czyli skojarzenia. Z tym że skojarzenia te mogą dotyczyć nawet odległych znaczeniowo zjawisk, choćby i tych odbieranych różnymi zmysłami.
Lubimy to, z czym mamy przyjemne skojarzenia lub wspomnienia. O czym miło nam się myśli. Analogicznie — nie lubimy tego, co kojarzy nam się z czymś, o czym wolelibyśmy nie myśleć. Czego się boimy, brzydzimy, etc. To dlatego są wśród nas tacy, którzy za nic nie wezmą do ust szpinaku, krewetek, móżdżku, ciasta z końską krwią lub… malin. Ponieważ każdy ma własne skojarzenia i bagaż doświadczeń.I o ile z każdą nielubianą rzeczą (nie tylko z owocem) wiąże się jakaś niepokojąca historia, to z rzeczą lubianą wiąże się bardzo ładna opowieść. I to może być bardzo fajny temat do rozmowy.
Romans egzotyczny
Znów czasy podstawówki. Smaki lodów: śmietankowy, kakaowy, truskawkowy. Przy odrobinie szczęścia można było trafić na jagodowe lub cytrynowe. I pewnego dnia okazuje się, że w jednym sklepie można kupić kubeczek lodów z różnymi dodatkami! I to nie tylko z kawałkami truskawek czy gruszek, ale i… mango! Ależ to było egzotyczne szaleństwo. Kosztując zamorskiego owocu, czułam się prawie jak w filmie Błękitna laguna, hihi.
Chwilę potem pojawiły się smakowe jogurty i oczywiście najchętniej wybierałam te z mango i marakują. Pech chciał, że te jogurty wtedy prawie za każdym razem po otwarciu okazywały się pokryte pleśnią (mimo że data ważności wskazywała, że to wciąż bardzo świeży jogurt). Żeby móc dalej przenosić się w krainy egzotyczne — raz kupiłam żel do kąpieli o zapachu mango. Fascynacja minęła. I Paul Bloom powiedziałby, że zgrzytnęła jakaś asocjacja. Hm, może zagrało skojarzenie z programem tele-zakupowym? Agresja połączona z entuzjazmem prezenterów i spikerów była i śmieszna, i żenująca… Tak czy siak, cały efekt mango trafił szlag.
Hop. Lato 2020. Zaczęło się chyba od mango lassi na deser fajnego wyjściowego obiadku… I wakacje upłynęły pod znakiem (smakiem) mango. Do takiego stopnia, że pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że przecież już są świeże maliny…
Miłość pełna przyjemności
Maliny upomniały się o mnie, gdy przeglądałam rodzaje naturalnych mgiełek do twarzy. Kończyły mi się zapasy hydrolatów, a to — obok żelu do mycia twarzy i kremu — podstawa pielęgnacji mojej, coraz bardziej wymagającej, cery. Szybko się okazało, że poszukiwania zawęziłam do hydrolatów malinowych. I od kilku tygodni jestem szczęśliwą posiadaczką jednego z nich. Razem z olejkiem z pestek malin. Oba stosuję z ogromną przyjemnością, czując, że mojej skórze bardzo odpowiadają… A to tylko wzmacnia moją malinową miłość. Do owoców soute, ziołomiodów i miodów malinowych, konfitur, soków, lodów, mgiełki, olejku.
***
Patrzę na Córkę, jak wcina krokiety, jak bawi się w tipi ulubionymi przytulankami, jak rano wybiera sobie “stylizację” i myślę, że Trzyipółletnia zaczyna być stała w uczuciach co do określonych smaków, kolorów, dźwięków, sytuacji… I jak duża w tym rola: nasza, dziadków, koleżanek, cioć z przedszkola. Książek też.
A Wy, dlaczego lubicie ulubiony owoc (warzywo, potrawę, kwiat, miejsce)?
Literatura:
P. Bloom: Przyjemność. Dlaczego lubimy to, co lubimy. Sopot 2018
Maliny też uwielbiam 🙂 Maliny i borówki 🙂
A mi chodzą po głowie poziomki… w tym roku mąż mi przyniósł poziomki odkryte w naszym ogrodzie, w którym zreszta prawie nic nie rośnie. Najprawdziwsze polskie poziomki. Nie wiem czy są poziomki belgijskie ale we francuskim nie ma na nie nawet odrębnego słowa tylko nazywa się je dzikimi truskawkami. I od razu przypomniała mi się poziomkowa bita śmietana, taka w proszku rozrabianym chyba z mlekiem, która uwielbiałam jako dziecko. Mogłabym mieć poziomkowy ogród 😊
Bach, mój kolejny ulubiony owoc to poziomka 🙂 Marta, po francusku te „dzikie truskawki” i tak brzmią ślicznie i zapis mają śliczny. Zazdroszczę prywatnych poziomek… od dwóch lat nawet w lesie nie znalazłam ani jednej . I zazdroszczę, że pierwsza chciałaś mieć poziomkowy ogród. Tych bitych śmietan tylko zupełnie nie kojarzę 🙂
Tych poziomek była tylko garstka niestety. Ale i tak byliśmy w ciężkim szoku bo od lat ich nie spotkaliśmy. Mamy nadzieje, ze może się rozrosną w przyszłym roku. A te bita śmietanę sama pamietam jak przez mgle. Tylko smak gdzieś został w tyle głowy. Ale to był chyba rodzaj takiego kremu jak do karpatki tylko smakowy. Wspomnienia wspomnienia…