O tym jak może pachnieć upływający czas

„Czy zastanawialiście się kiedyś jak pachnie upływający czas? Nie twierdzę, że rozmyślałam nad tym kiedykolwiek zanim przekroczyłam próg zamku Milderhurst, ale teraz na pewno wiem. Pleśnią i amoniakiem, szczyptą lawendy, grubą warstwą kurzu, masą rozkładającego się bardzo starego papieru” – pisze Kate Morton w Milczącym zamku. Od razu poczułam zapach pałacowego strychu, gdzie – nie wiedzieć czemu – czułam woń zacierek gotujących się na wiejskim mleku…

Na tym strychu zawsze było duszno. I te „snopy zakurzonego światła” (to znów K. Morton)… Upływający czas można było poczuć wszystkimi zmysłami! Jeśli chodzi o zapach przeszłości przychodzi mi też do głowy aromat unoszący się w starych aptekach. No, może przesadzam z tą ich starością – chodzi o apteki, które znam z dzieciństwa, czyli końca lat 80. ubiegłego wieku. Wyraźnie czuć było zioła i jakieś maści. Czy ktoś to jeszcze pamięta? A może ktoś wie jaka ustawa i dlaczego pozbawiła apteki tego zapachu?

Czas, który właśnie upływa

Do takich zapachów przeszłości zaliczyć wypada też chyba ten pasty do podłogi. Takiej w sporym, plastikowym pudełku. Ostatni raz uderzył mnie w nozdrza na studiach – prosto z podłogi właśnie pastowanej podłogi  korytarza jakiegoś internatu w Częstochowie. Dziś już chyba się tej pasty nie używa.

Powolutku, sekunda po sekundzie do przeszłości odchodzi również zapach tego, co teraz. Jesień, więc mi najczęściej czuję na spacerach coś, czym pachną teraz topole. A w domu? Różnie. Najczęściej w moim teraz wyczuć można lawendę. W kosmetykach, perfumach, z suszonych bukietów. Tej jesieni odkryłam też swój ulubiony sposób na gruszki. Nie wszystkie są słodkie i miękkie, dlatego pokrojone wrzucam do karmelu w rondelku. Karmelu ze zwykłego cukru. Pachnie bosko.

Zapachy przyszłości

Gęsi odlatują gęgając na potęgę nadchodzących chłodów. To może oznaczać, że niedługo znów nie będzie dało się oddychać, bo u nas w miasteczku sporo osób pali plastik i uważa, że to znaczy… wolność. Ale, zanim kominy rozbuchają się „na dobre” czeka nas jeszcze spotkanie z kucykiem Amigo. Jeszcze latem zaczęłyśmy raz w tygodniu odwiedzać stadninę. Ani mnie, ani Helence zapach koni zupełnie nie przeszkadza (choć podobno po powrocie czuć od nas stajnią na kilometr).

Dziś, w wigilię początku astronomicznej jesieni, włączę do rytuałów herbacianych plasterki imbiru. A po południu może zrobię te zacierki… Chodzą za mną, takie prawdziwe – nie takie bez mleka, mąki ani cukru ale takie , które lubiła zjadać na śniadanie s. Faustyna (jeszcze jako mała Helenka). Wczoraj były imieniny Faustyny…

Coś mi się wydaje, że zapachy przyszłości będą mocno nawiązywać do tych doskonale znanych już kiedyś. Podobno właśnie te najbardziej lubimy, za wspomnienia (a jesień to taka nostalgiczna pora).

Jakie zapachy kojarzą Ci się z upływającym czasem? A które z pełnym zanurzeniem w Teraz? W każdym razie: niech Ci jesień pachnie najpiękniej!

źródła:

K. Morton: Milczący zamek. Warszawa 2011,
M. Maliński: Faustyna znaczy szczęśliwa. Powieść biograficzna. Kraków 2002
fot. Oleksandra Bardasz/Unsplash