Cyrk współczesny, czyli strach, śmiech i zachwyt?

Jeszcze nie mogę w to uwierzyć, ale… byłam w cyrku. Pierwszy raz od trzydziestu lat z górką. Jak bardzo inaczej wtedy ten cyrk wyglądał!
I właśnie od wczoraj – Dnia Uśmiechu AD 2020 – polubiłam cyrk. Obciach, co? Wszak to rozrywka dobra dla dzieci i pospólstwa… Nie to, co teatr! Albo ambitne kino, jak na przykład filmy Federico Felliniego… Wróć, Fellini akurat fascynował się cyrkową estetyką.  

„Cyrk jest kojarzony z cudownym miejscem, ciekawszym życiem, spełnioną utopią funkcjonującą na marginesie rzeczywistości” K. Donner.
Zgadzacie się z tym?

Inny cyrk (już bez zwierząt)

Juliusz Słowacki, Fryderyk Chopin, Henryk Sienkiewicz, Bolesław Prus – to tylko przykłady klasyków, którzy sięgali do cyrkowych inspiracji. A pamiętacie wiersz Wisławy Szymborskiej Zwierzęta cyrkowe

Przytupują do taktu niedźwiedzie,
skacze lew przez płonące obręcze,
małpa w żółtej tunice na rowerze jedzie,
trzaska bat i muzyczka brzęczy,
trzaska bat i kołysze oczy zwierząt,
słoń obnosi karafkę na głowie,
tańczą psy i ostrożnie kroki mierzą. 

Wstydzę się bardzo, ja – człowiek.

Źle się bawiono tego dnia: nie szczędzono hucznych oklasków,
chociaż ręka dłuższa o bat cień rzucała ostry na piasku.

 

1930 r.: tygrysy w Cyrku Staniewskich, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego za: Cyrk w świecie widowisk, red. G. Kondrasiuk, Lublin 2007.
 

Od razu mówię, że gdyby w programie były występy zwierząt – nie zaciągnięto by mnie tam wołami. Za dobrze pamiętam ściśnięte gardło na widok smutnego, brudnego niedźwiedzia i tygrysy, tak strasznie pozbawione wszystkiego co tygrysie. Na szczęście, choć całkiem niedawno, głośno zrobiło się na temat losu cyrkowych zwierząt. Do tego stopnia, że podczas obrad radnych w licznych magistratach, dyskutowano nad uchwałami typu „Zakaz wjazdu do miasta dla cyrków ze zwierzętami”.  Dyrektorzy cyrków nie mieli wyjścia – żeby wjeżdżać musieli zmienić repertuar.

I co, można? Można! Zostali clowni, iluzjoniści i akrobaci, muzyka i światła… Czy warto iść z dzieckiem do cyrku? Nasze dzieciaki oniemiały. Zresztą nie tylko nasze. Dorośli też otwierali szeroko oczy (ust nie widziałam, bo w maseczkach, ale swoją szczękę przyłapałam kilka razy bardzo nisko). Brawo biłam tak, że do dziś czuję ramiona… Z całym szacunkiem, ale „Mam talent” niech się schowa! Być może takie emocje odczuwa się na widowni w studio, ale nie przed telewizorem. 

Diabeł na linie, motyle na szarfach i motocykliści w klatce

W pewnej chwili podeszli do naszej grupki panowie z obsługi. Prosząc, byśmy się przesunęli, bo na linę (naciągniętą tuż nad nami) zaraz będzie wchodził el Diablo. Ki diabeł? Ano szalony, ubrany na czarno bies, któremu nie straszne liny na wysokości. Ani kiedy po nich łazi, ani kiedy jeździ na rowerze ani na jednym kole – nawet jeśli do liny przyczepią płonącą konstrukcję…
Jego mocny, piekielnie emocjonujący występ to kontrapunkt dla pokazów eterycznych akrobatek…. Baśniowych. Na szarfach lub dużych obręczach.
Na koniec – bomba. Wielka klatka w kształcie kuli. Do której wjechał facet na motocyklu. I krążył po jej wnętrzu z prędkością… taką, by przeżyć dzięki odśrodkowej sile. Potem dołączył do niego drugi motocyklista. A potem jeszcze trzeci. Drżałam.

„W cyrku liczy się doskonałość, wirtuozeria wykonania, performer nie może sobie pozwolić na brak skupienia. Numer musi się udać […] Ciało jest inteligentne, świadome swoich limitów,
przyzwyczai się do wszystkiego, nauczy się każdej techniki – potrzebuje tylko czasu,
oswojenia się z nową sytuacją fizyczną”. L. Donner 

Gardźmy cyrkiem!

Już w dwudziestoleciu międzywojennym cyrkom zarzucano cyrkom: brak wartości edukacyjnych, tandetę i komercję. Zupełnie jak współczesnym telenowelom i paradokumentom, które biją rekordy popularności.
Cyrków nie lubiano również za to, że cyrkowcy prowadzili wędrowny tryb życia, nie mieli „normalnych” domów ani rodzin. Cyrkówka (podobnie jak aktorka czy tancerka) oznaczało kobietę, której nie wolno brać na serio. Z drugiej strony K. Donner porównuje taką romantyczną ucieczkę z cyriem do: podróży w nieznane, przygody, potencjalnie zupełnie innego życia, wolności, szaleństwa i niezależności, może też porzucenia nudy codziennego życia „jego rutyny, problemów, obowiązków, odpowiedzialności, powszechnie akceptowanych norm i ról społecznych”. Tak czy inaczej dziś zdecydowanie mniej osób gardzi artystkami i artystami estradowymi.

Cyrkowców można też nie lubić za to, że nie mają pojęcia o „normalnej pracy„. Rządni poklasku ryzykują życie za pieniądze. Z drugiej strony – zanim wyjdą na arenę, muszą naprawdę ciężko pracować. Nie tylko ciałem. Ich hart ducha, wytrwałość i cierpliwość, zdolność koncentracji – uważam za cechy warte treningu u wielu przedstawicieli zupełnie innych zawodów.

Kolejny powód, by nie lubić cyrku: niechęć do PRL. Fakt, że państwo dotowało wówczas nie tylko teatry, ale i cyrki – może budzić niesmak. Szczerze mówiąc w moich wspomnieniach z dzieciństwa cyrk nie istnieje jako instytucja szczególnie dofinansowana (wręcz przeciwnie). Tak czy inaczej mówi się, że PRL był „złotą epoką” cyrku (może ze względu na swoją mocną pozycję w kulturze rosyjskiej?).

Można również mieć w pamięci krzywdy wyrządzone nie tylko zwierzętom. W końcu przez całe wieki przedmiotowo traktowano w cyrku również karły i innych ludzi (np. wielkoluda, bliźnięta syjamskie lub człowieka-psa) – im bardziej zdeformowanych tym ciekawszych dla gawiedzi. 

***

A Wy kiedy byliście ostatnio w cyrku? Jakie macie wspomnienia z tym związane? Uważacie, że warto iść z dzieckiem do cyrku? Czy w ogóle chodzicie teraz (z dziećmi lub bez) na koncerty, wernisaże, spektakle lub do kina?

Literatura: W. Szymborska:  Zwierzęta cyrkowe, w : Dlatego żyjemy, Warszawa 1952; K. Donner: Idiomy (nowego) cyrku, w: Cyrk w świecie widowisk, red. G. Kondrasiuk, Lublin 2007; G. Kondrasiuk:  O cyrku w świecie widowisk, w: Cyrk w świecie widowisk, red. G. Kondrasiuk, Lublin 2007.