Czujnik ruchu w tarasowej latarence wreszcie zaczął działać. Potrzebował tylko odrobiny bobu. W sensie metaforycznym. Ale zaraz wszystko wyjaśnię.
Wreszcie rozwiązał się problem czujnika ruchu przy lampie na tarasie. Od tygodni musiałam wymachiwać mu przed nosem łapami, żeby raczył wyczuć, że to już czas się zaświecić. Próbowałam grzecznie. Potem bardziej stanowczo. Aż wczoraj zamachnęłam się brulionem. Trochę mocniej niż zwykle. I… poszedł plasticzek. Czujniczek trzasnął.
Ale! Chyba wreszcie zrozumiał, kto tu dowodzi. Bo od wczoraj działa jak złoto.
Czyli: zadałam mu bobu. I zadziałało.

Bób, jaki jest, każdy widzi
Może i jest przesmaczny. Może nawet cieszy oko na straganie, taki świeży, letni, obiecujący. Ale po ugotowaniu… ten sino-zielony kolor robi mu okropną robotę. I ten białkowy zapaszek.
Moja Ośmioletnia ucieka na sam widok. Ma swoje racje. Tym bardziej, że jej tata bób obiera. I zostawia potem michę skórek w kuchni. Sam ten widok może człowiekowi zaburzyć apetyt.
Ja sama pierwszy raz jadłam bób dopiero na studiach. W Sopocie. Z masłem i wykałaczką. Taki był wtedy zwyczaj w nadmorskich budkach: papierowa torebka, ciepły bób i słońce na karku.
Od tamtej pory: miłość. Nie od pierwszego wejrzenia, ale trwała. Może Ośmioletnia też jeszcze się naczyta Chmielewskiej, może… czas i literatura zrobią swoje.
Zadać komuś bobu. Czyli co?
Sprawdziłam. Znaczy to: umyślnie uczynić coś złego osobie, której postępowanie uznaliśmy za złe lub niebezpieczne dla nas. Hmm.
Umyślnie? Niby nie celowałam brulionem w czujnik. Ale może… jednak trochę? Może podświadomie miałam już dość jego złośliwego ignorowania mojej obecności?
W każdym razie: zadałam bobu i zadziałało.
A co z tym weekendem?
Jedząc dziś bób, zaczęłam szukać przepisów na weekend. Zastanawiałam się nad trzema rzeczami:
– dlaczego moja córka ucieka na widok bobu?
– o co dokładnie chodzi z powiedzeniem „zadać komuś bobu”?
– i czy w weekend postawić raczej na minestrone czy risotto?
Jeszcze nie wiem. Ale wiem jedno: nie chcę weekendu idealnego. Chcę, żeby był raczej ciepły niż zimny. Letni. Z brulionem w ręce. Z czujnikiem, który działa po zmroku jak pochodnia. Z czymś pysznym do jedzenia, nawet jeśli nie wyględnym.
Może też z jakimś włoskim słówkiem przemyconym mimochodem.
Może z książką, którą niczego nie roztrzaskam.
A może z chwilą, która trwa dłużej, niż trzeba.
I która nie musi być perfekcyjna, żeby została w pamięci.
Tematy do rozmowy (z kimś lub samą sobą)
– Kiedy ostatnio zadałaś komuś (albo czemuś) bobu?
– Bób: miłość od pierwszego nasiona czy trauma z dzieciństwa?
– U Ciebie w domu – bób z masłem, z czosnkiem, boczkiem a może… nie ma go w ogóle?
– Jesteś team: „obieram każde nasionko” czy „jem ze skórką i nie oglądam się za siebie”?
– A czujniki ruchu – czy one w ogóle coś czują? 😄
Najnowsze komentarze