„Pomilusimy muśliny w mchu?”. To jedno z tych zdań z „Piaskowego Wilka”, które przychodzi zawsze, kiedy czuję chłód śliskiego materiału hamaczka. Ma kolor liści wiciokrzewu, pod którym właśnie huśta się, rozwieszony między rzeczywistością a zapachem czegoś, co zaraz zakwitnie. Kwiaty wiciokrzewu pachną tak, że nie bez powodu dawniej wierzono, że mają związek z magią. I że wiciokrzew w ogóle odgania złe duchy.
Tylko że pewnym momencie w uszach zaczynają cicho pobrzękiwać łyżki, garnki i talerze. Niedzielny obiad to świętość. A miałam iść na poziomki…

Jeszcze kilka minut
Poziomki! Pod krzakami jałowców rosły poziomki! I nie były to zwyczajne drobne poziomki. O nie! To były największe, najczerwieńsze i najokazalsze poziomki, jakie Karusia kiedykolwiek widziała. Tak lśniące, że aż otaczał je poziomkowy blask. Karusia czuła w powietrzu ich zapach, a w ustach poziomkowy smak.
Ale poziomki! – Jeszcze kilka minut – pomrukiwał Piaskowy Wilk – Jeszcze tylko trochę, troszeczkę, więcej słońca i będą zupełnie doskonałeA. Lind: Piaskowy Wilk
W środę, we wpisie o weekendowych ochotkach, napisałam o tym pomyśle — że w weekend, może właśnie pod jałowcami czy przy leśnej drodze, poszukamy poziomek.
Zbliża się południe w niedzielę i raczej nie… Obiad sam się nie zrobi. Potem do stajni, do Sonaty. Są sprawy ważne i ważniejsze.
Tylko bez PTSD
Czy jak się nie zdąży odhaczyć zaplanowanych ochotek, to trzeba mieć od razu traumę?
No chyba nie. Nie zawsze trzeba zdążyć.
Nie każdy plan musi się spełnić.
Nie każda ochotka musi dojść do skutku, żeby dzień był dobry. Przecież może wjechać inna.
Kochanka Lady Chatteraly też nie obejrzałam, bo oglądałam rolki i dwa odcinki Warszawianki. No wiem, że nie ma się czym chwalić…
Przecież liczące się media, marki, influencerzy — urządzają wyścig o to, kto pierwszy napisze o poziomkach, o odpoczynku, o słodkim nicnierobieniu z sensem. Wakacyjne posty zaczęły się miesiąc temu, zanim rozwinęły się pąki na bzach. Za chwilę w relaksacyjne relacje o lawendowych wieńcach wplotą się linki do wyprawek.
Bo wiadomo — kto pierwszy wspomni o pięknych zeszytach, ten wygra wrzesień.
Tymczasem w weekend nie zrobiłam naprawdę wiele. Ot, zawisłam między zapachem wiciokrzewu a poziomkowym „może jutro”. I smażyłam sobotnie naleśniki, a usmażę niedzielne schabowe. Proza… A i tak jakoś całkiem milusio, muślinowo, mięciutko jak w mchu mija weekend.
Najnowsze komentarze