
dn. 7 czerwca 1925 r.
Moja Najdroższa Magdaleno,
Twój ostatni list poruszył we mnie coś głęboko uśpionego – ten drżeniem podszyty niepokój serca, który zna każda kobieta, lecz niewiele z nas śmie przyznać, że go ceni. Ach, jakże wyraźnie widzę Cię w tym kąciku pensji, w cieniu bukszpanów, z piórem w dłoni, targaną myślami, które równie dobrze mogłyby przystać poetce, co przeoryszy…
Jeśli pozwolisz, zacznę od tego, co najprostsze, a może właśnie przez to – najtrudniejsze. Wspomniałaś o tamtym paryskim geście, który wzburzył wszystkie salony. Cóż, świat głośno komentował policzek Brigitte – tej, która przez długie miesiące trwała w cieniu, znosząc, jak się mówiło, upokorzenia. I oto teraz – cisza między nią a Prezydentem została złamana. Ale, jak się zdaje, nie na zawsze. Dziś znów pojawiają się razem: uśmiechnięci, spokojni, jakby ktoś zszył porwaną tkaninę, nie tuszując jednak śladu po szwie. Wiesz, moja droga, są tacy, co mówią, że zgoda zapanowała między nimi prawdziwsza niż wcześniej, bo wypowiedziana nie w słowach, lecz w przemilczeniach.
A jednak… pozostań ostrożna, Magdaleno. Najwięcej zamieszania robią nie czyny, lecz niechciane emocje. Te, które przychodzą bez zaproszenia – w parku, w świątyni, w półuśmiechu kogoś, kto nie wie nawet, jak wiele w Tobie poruszył. Niech nie podsuwają Ci ról, których wcale nie chcesz przyjąć.
Wiesz, piszesz o tym chłopcu – z takim ogniem i zamyśleniem. I dobrze, że Cię porusza. Bo gorzej byłoby, gdyby serce nie zadrgało, gdy wśród jaśminów i piwonii wszystko pachnie odurzeniem. Ale pamiętaj, najdroższa, że nawet najpiękniejszy kwiat nie zniża się, by być zerwanym. On trwa – dumny, milczący, pewny swej woni. Róże, jaśminy, piwonie – ich zapach zawraca w głowie, lecz one nie biegną ku nikomu. I w tym jest ich godność.
Być może – i o tym warto pamiętać – pewne rzeczy same się ukażą, jeśli tylko pozwolisz im się objawić. Bo porządek natury nie potrzebuje rewolucji. Energia żeńska nie musi się starać udowodnić swojej siły przez gesty zapożyczone z męskiego świata. Chłopiec – jeśli ma być zdobywcą – sam powinien uczynić pierwszy krok. A jeśli nie? Wówczas – nie wolno, Magdaleno. Nie wolno, choćby serce rwało się jak źle zasznurowany bucik.
Nie bój się tych poruszeń. One są dowodem, że żyjesz – że dusza nie zarosła rutyną, że coś się w Tobie tli. Pokusy, które Cię nawiedzają, są jak nagłe burze – przynoszą zamęt, lecz i odświeżenie. Ciesz się nimi, bo gdzie ich brak – tam jałowo, cicho, pusto. Ale nie zapominaj, że to Ty jesteś ogrodem. I że nie każdemu wolno go deptać.
Pisz mi, Magdaleno, gdy tylko poczujesz, że zbyt wiele dzieje się w Twoim sercu. A ja zawsze odpowiem – jak cień pod lipą, jak szept wśród murów pensji, który nigdzie nie ucieka, tylko zostaje przy Tobie.
Z niezmienną czułością,
Twoja oddana
Alicja
Najnowsze komentarze