O pewnej grzywie – czasem pełnej wiatru, a czasem kwiatków (Historie Beztroskie)

W tej stajni żaden dzień nie jest taki sam. Żaden trening, żadne odwiedziny, nic dwa razy się nie zdarza. I nie chodzi o to, że zmieniają się pory roku i w ogóle pantha rei. Drogi jeżu, drogie bażanty, sarny, konie, droga Sonato… jakże do tego miejsca pasuje nazwa Nowinki!

Nigdy nie wiesz, czy spotkasz „stajennego” bażanta (w pojedynkę, czy z dziewczyną). Czy po placu będzie przechadzał się jeż. Czy z wizytą wpadnie stado saren, czy kaczka z kaczorem. No i… co pokażą dzisiaj konie. A przede wszystkim: ukochana klacz. Pod której grzywą rodzą się takie pomysły, że pod moją grzywą jest coraz mniej miejsca na „nie da się”, „mam dość”, „nie mam siły”.

Sonata najpiękniejszy koń świata

Moja ukochana Sonata to mistrzyni, jeśli chodzi o niespodzianki.

Wczoraj wieczorem, czesząc grzywę zobaczyłam w tym czarnym gąszczu malutki, biało-różowy kwiatek kasztanowca. Tak mnie to rozczuliło… Że do grzywy Sonaty tak bardzo właśnie takie pasują ozdoby, a nie żadne koraliki-warkoczyki.

Tak mnie to rozczuliło, jak ostatnio jej uszminkowane buraczkami wargi. Albo kiedy zasnęła na treningu. Te jej drzemki to dla mnie dowód, że ufa mi tak bardzo-bardzo. No wiem, że to nieprofesjonalne, że powinnam wypracowywać pozycję przywódcy niż kogoś, przy kim można zdrzemnąć się na lekcji…

A przecież to jest żywioł. Zdolny powalić każde ogrodzenie i złamać każde drzewo (drapiąc się po brzuszku). Porwać ogłowie. Kiedy 800 kilo galopuje to… dudni ziemia, dudni serce. I też nie raz mnie rozczuliło.

Schowa się w chaszczach czy pokaże, że tęskniła?

Idąc do niej, nigdy nie wiem, co zastanę.

Sonatę w chaszczach, totalnie niezainteresowaną tym, że wpadłam się przywitać (bo akurat jechałam do sklepu, a stajnia po drodze).

Sonatę chowającą się za klacz-koleżankę, dużo szczuplejszą od niej. Pewną, że odkryła znakomity sposób, by zniknąć mi z oczu. I że w tej sytuacji o żadnym zakładaniu ogłowia ani treningu nie może być mowy…

Sonatę dostrzegającą mnie z daleka i idącą w moją stronę, jak przystało na najbardziej klacz na świecie…

Przegrywam z majową trawą i to jest ok, bo…

Oczywiście, że kiedy Sonata ma wybrać: ja czy majowa trawa – wybiera łączkę. Rozumiem.

Ona za to doskonale wie, jak mnie rozmiękczyć przytuleniem pyska. Traktowaniem tak, jakbym była częścią jej stada. Czuwaniem, czy kiedy siedzę na trawie, pieńku czy oponie i nie widzę horyzontu – nie grozi mi niebezpieczeństwo.

Poza tym broni mnie przed innymi końmi – przecież to byłby skandal, gdybym się pomyliła i pogłaskała innego konia albo – co jeszcze gorsze – dałabym mu malinowy przysmak Sonaty!

Jeju, zapach jej pocałunków to zapach siana i malin. I nie pytajcie, czy jest piękniejszy od zapachu jej szyi (wąchanie szyi – uwielbiam to ja, uwielbia to Sonata – działa jeszcze piękniej niż opisała to Sharon Wilsie w Mowie koni 2).

  • Co sprawia, że pod Twoją grzywą wszystko wraca na swoje miejsce?
  • Czyją grzywę najchętniej dziś byś zmierzwił/a lub poczesał/a?
  • Pod czyją grzywą lęgnie się najwięcej „kwiatków”, które sprawiają, że czujesz najpiękniejsze zapachy i smak życia?