
18 maja 1925 r.
Moja Najdroższa Haniu,
Czy wiesz, że kiedy nie pali się już w piecach, nawet deszcz wydaje się bardziej złośliwy? Wczoraj w całej naszej sali słychać było tylko szelest mokrych spódnic i ciche pomruki dziewcząt, które próbowały uratować swoje sukienki. Choć wszystkie mamy takie same, ciemnogranatowe uniformy, to każda wyglądała inaczej – zależnie od błota.
Anielka prawie się rozpłakała, bo błoto na jej spódnicy zrobiło dziwne, szare plamy, jakby ktoś malował akwarelami. U Gosi było tylko kilka plam na dole, ale Hania… Hania miała cały pas kałuż na kolanach. Wyglądała, jakby przeszła przez pola po burzy – a przecież szła tylko po ścieżce w ogrodzie.
Próbowałyśmy ratować nasze sukienki zgodnie z poradami starszych dziewcząt – najpierw wysuszyć, potem delikatnie zeskrobać błoto, a resztę wyczyścić szczotką. Problem w tym, że w maju już nie palą w piecach, więc „wysuszyć przy piecu” to prawie jak bajka o czarodziejskiej różdżce.
Jedna z nauczycielek poradziła nam spirytus, ale skąd my go weźmiemy? Chyba, że po cichu zamówimy od ogrodnika – podobno ma sposób na wszystko.
W całej tej mokrej katastrofie najzabawniejsza była Agatka, która z przekonaniem powiedziała: „Dobrze, że nasze są ciemne! Gdyby były białe, to byśmy wyglądały jak bażanty w błocie.”
A na podwieczorek znów był kompot z rabarbarum – kwaśny jak te nasze nastroje. Ale ja wciąż mam nadzieję, że jutro wyjdzie słońce, a nasze sukienki przestaną być pułapką na kałuże.
Twoja Marysia
Twoja Marysia
19 maja 1925 r.
Moja Najdroższa Marysiu,
Deszcz chyba postanowił, że będzie nas prześladować. Ścieżki w ogrodzie przypominają bagno, a nasze suknie to świadectwo każdej kałuży, jaką musiałyśmy ominąć. W klasie pachnie wilgocią i mokrą wełną – a ja myślę, że chyba wolę lutowe mrozy niż to majowe błoto.
Pani Klementyna zaskoczyła nas dzisiaj, recytując rady „jak ratować zabłocone sukienki”. Słuchałyśmy z nadzieją, ale co z tego, skoro pieców nie palą, a spirytus mamy tylko w opowieściach?
Anielka wciąż narzeka na swoją sukienkę – twierdzi, że jej plamy wyglądają jak mapa świata. Gdzieś między Hiszpanią a Afryką jest wielka plama błota, która za nic nie chce zejść.
A ja, Marysiu, chyba po prostu uszyję sobie fartuszek z woskowanej tkaniny – przynajmniej nie będzie mi groziło codzienne pranie.
Czekam na Twój list, moja kochana. Oby słońce wróciło szybciej niż nasze suche sukienki.
Twoja Hania
Listy z pensji (część 1) – Marysia i Hania: tajemnice i szeptane sekrety
Listy z Pensji (część 2) – Kompot z rabarbarum i niepokój
Źródła: o sposobach na czyszczenie sukien z błota przeczytacie na blogu Czas emancypantek
Najnowsze komentarze