Czy wiecie, że w moim mieście skończyły się najlepsze bułeczki i chałki? Te prawdziwe, nie z sieciówki, nie z mrożonego ciasta. Zmarł właściciel piekarni w Pustelniku – i wraz z nim odeszła cała magia wypieków, które smakowały jak w dawnych czasach.
W moim mieście, tak jak w wielu innych, piekarnie z duszą znikają jedna po drugiej. Zostają te z ciastem przywożonym z centrali, z masową produkcją i pieczywem, które jest zawsze takie samo – chrupiące tylko przez chwilę.

Piekarnia w Pustelniku była inna. Bułeczki z chrupiącą skórką, chałki delikatne, lekko słodkie, które smakowały jak wspomnienie dzieciństwa. A teraz… teraz ich nie ma. I nikt nie przejmie tego przepisu, nikt nie będzie piekł z tym samym sercem. Może ktoś kupi lokal, może ktoś postawi tam kolejny market z pieczywem z automatu.
Ale tego smaku już nie będzie.
Niestety, prawdziwe piekarnie umierają wraz z ich właścicielami. Mistrzowie, którzy znali swoje ciasto, którzy wstawali w środku nocy, by zaczynać wypieki, odchodzą. A my zostajemy z kolejną „świeżą bułką” z marketu, która jest świeża tylko w nazwie.
Czego nie pojmuję: córka, lat 8, zawsze wybierała donuty, calzone i bułki na hot dogi z Lidla. Prawdziwa chałka wydawała jej się „zwykła” i „nudna”. Czego nie potrafię sobie wyobrazić: co zastąpi pieczywo, które nasze dzieci kojarzyć będą z dzieciństwem?
- Masz (jeszcze) w swojej okolicy piekarnię, której nie da się zastąpić?
- Czy Twoje dzieci znają smak prawdziwej chałki?
- Jak myślisz, jakie pieczywo będzie w trendzie za 20 lat?
Najnowsze komentarze