To miał być spokojny spacer. Ot, chmury trochę ciemniejsze niż zwykle, ale kto by się przejmował? Wzięłam parasolkę – taką klasyczną, czarną, z ozdobnym uchwytem – bo lepiej mieć niż nie mieć. I wtedy zaczęło się show.
Pierwsze krople były niewinne – delikatne, niemal jak wiosenny deszczyk. Ale po chwili niebo się rozdarło. Kropelki zmieniły się w strugi, a wiatr postanowił, że będzie głównym bohaterem tego dnia.

Parasoletka, bo tak ją nazwałam, najpierw dzielnie trzymała pozycję. Jak rycerz na polu bitwy. Ale potem… potem postanowiła, że ma inne plany.
Chwycił ją podmuch. Najpierw przekręcił na lewą stronę, jakby chciała się pochwalić swoim metalowym szkieletem. Potem wyrwała się z mojej dłoni z takim entuzjazmem, że aż sama się zdziwiłam.
Leciała nad kałużami jak baletnica, skręcała w prawo, potem w lewo. Ludzie uciekali w popłochu, jakby ktoś rzucił granat, a ja – jak szalona – biegłam za nią, starając się dogonić.
Ale Parasoletka była szybsza. Wpadła na latarnię, odbiła się, potoczyła po ulicy i – jakby nigdy nic – zatrzymała się pod drzewem. Mokra, wywrócona, ale dumna.
Podniosłam ją, przekręciłam na właściwą stronę i… znów zaczęła się burza. Jakby los chciał przetestować naszą relację jeszcze raz.
Wtedy zrozumiałam, że Parasoletka to nie jest zwykła parasolka. To osobowość. Charakter. Wojowniczka na wietrze.
Wróciłam do domu cała mokra, ale z uśmiechem. I z Parasoletką – pokiereszowaną, ale niepokonaną. Bo czasem nawet burza ma swój élan vital.
Siłę, która nadaje istnieniu dynamizm, ożywia to, co nieruchome, popycha naprzód to, co waha się na granicy ruchu. W burzy jest coś więcej niż tylko woda i wiatr – jest życie. Jest ożywcza siła, która przypomina, że chaos może być początkiem czegoś nowego.
Kiedy ostatnio próbowałaś, próbowałeś pochwycić coś, co miało własne plany? Czy tzw. przedmioty martwe i zjawiska mogą żyć pełnią życia? I czy jest coś bardziej romantycznego niż spacer w burzy?
Najnowsze komentarze