Stępem przez życie, bo… a po co szybciej?

Ciasteczka Sonaty od wczoraj leżą na stole, wyglądają jak korki od wina po jakiejś imprezie. Wyjęłam je  po stajni kieszeni, położyłam na tym stole i tak zostały. Patrzę na nie i dobrze mi z myślą, że było tak fajnie. Chociaż wcale nie galopowałyśmy. Ani nie piłyśmy wina.

Urlop, więc do stajenki po śniadaniu. Powiem wam, że przygotować ukochaną klacz to jazdy, to nie jest tak hop siup. Czesanie jest po prostu przyjemne, więc wiadomo, że trwa. Ogłowie – spoko. Ale już wyczyścić kopytka – to jak przeładować tonę węgla. Zimnokrwistej ciężko podnosić nogi, poza tym nienawidzi jak coś się jej robi przy kopytach. No i popręg… Zapiąć go na brzuchu tej beczułki to czasem i w dwie osoby trudno. Czasem mam wrażenie, że specjalnie się tak nadyma. Przecież jej się nigdzie nie spieszy, wręcz przeciwnie.

Stępem, stępem i stop na apel

Stęp to najwolniejszy chód konia. My mamy taki… jego wariant człapiący. Anka i Karolina się z nas śmieją. Że trzeba trochę energii na początku treningu. To daję trochę łydki (znaczy łydką o koński boczek, żeby ciut szybciej) i nawet przyspieszamy.

Sonata to klacz zimnokrwista o duszy beczki pełnej miodu i ciele 800-kilogramowego motylka. Kiedy chce, chodzi jak szlachetny fryz w zwolnionym tempie filmów przyrodniczych. Kiedy nie chce – zatrzymuje się na środku placu. Mówię wtedy do niej: „Ojej, nóżki już kochanego konia bolą”. I…

Lubię wyjąć stopy ze strzemion, puścić wodze, rozkładam ręce, klata do góry. Jak Indianin na totalnie cudownej rzeźbie Cyrrusa E. Dallina „Modlitwa do wielkiego ducha”. Mamy pauzę, mamy stop.

Przypływ energii z tego otwarcia barków i wewnętrzny chichot, który budzi się we mnie, niemal za każdym razem, gdy styk sacrum i profanum, może powodować, że czasem wyzwala się chęć na szczyptę szaleństwa.

Po apelu nieco kłusa i odpoczynek

Oczywiście, że czasem przyspieszamy i do kłusa, ot tak, dla sportu, żeby serce mocniej zabiło, bo to przecież zdrowo dla ciała i ducha. Robimy też różne ćwiczenia na placu – z siodła, z ziemi i z ręki. Czasem trzeba tak energiczniej, tak.

Ale.

Zaraz potem znów stęp. Już na koniec. Potem schodzę i mówię: „To chodź, odpoczniesz, już będziesz odpoczywać”. Jak ona to rozumie!

Ani ona, ani ja nie mamy w planach podboju zawodów jeździeckich i pokonania rekordowo wysokich przeszkód. Dziewczyny, które nas uczą mówią, że to rozumieją. Bardzo dużo lenistwa i gapowatości nam wybaczają. I tego, że ponad wszystko cenimy, kiedy jest po prostu miło. I trochę śmiesznie. I to nie jest tak, że im nie czasem nie zazdroszczę, że tyle potrafią.

Ale…

Sonatka wybrała mnie nie bez powodu. Żeby pokazać, jak najmilej może płynąć czas.