O lotności mleczy i ciężarze rzeczy (Klasyka Zamiast Poradnika)

Kiedy zaczynają kwitnąć mlecze (mniszki, maiczki, ogniszki, żabie kwiaty, jastrzębce), a potem ich korony zmieniają się w te puch-kule, przypomina mi się fraszka Jana Sztaudyngera. W kilku słowach tyle subtelności i lekkości (do stracenia), wspomnień z dzieciństwa (dmuchawce). I o tym, że czasem sami nadajemy rzeczom ciężar, który gniecie. Półki, szuflady, serca.

Nie przywiązujmy się do rzeczy,
Bo utracimy lotność mleczy

J. Sztaudynger

Są takie dni, kiedy przypominam sobie, że to, co mam, nie musi zostać na zawsze. I że może to dobrze. Że niektóre filiżanki mają prawo się rozbić, a niektóre myśli — ulecieć. Jak mlecz. Jak cień na trawie. Rozpierzchnąć się gdzieś, by dać czemuś zupełnie nowy początek.

Nie ma co przywiązywać się do koron

Kiedyś zbierałam pamiątki jak święte skrawki — bilety, liściki, zasuszone bratki. Dziś częściej potrafię coś odłożyć do przegródki „nieistotne”. Wynieść. Pozwolić odejść. Może to kwestia wieku, może praktyki. Może to obojętność, a może wręcz przeciwnie? Czułość, która nie znosi przytłoczenia?

Lubię myśleć, że wolność zaczyna się tam, gdzie dajemy sobie zgodę na puszczenie czegoś z rąk. I że nie wszystko trzeba chować do szuflady na zawsze. Bo wtedy robi się miejsce. Dla innych rzeczy. Innych myśli. Dla oddechu.

Coś, co wydaje nam się być dowodem, że mamy dużo (całe królestwo, którym władamy) w rzeczywistości może okazać się koroną, która nie może wiecznie złocić się tak samo.

Zmiana perspektywy z żabiej na ptasią

Wiosna w tym pomaga. Przypomina, że dmuchawiec nie kłóci się z wiatrem. Że czasem dobrze się rozsypać. Rozproszyć. I że to wcale nie musi boleć. A pozwoli zmienić perspektywę – z ciężkiej, przyziemnej (fachowo, zdaje się, nazywanej żabią), na lekką, swobodną (fachowo zdaje się nazywaną ptasią).

Nie wiem, jak Ty, ale ja czasem się uczę tej lekkości. Z różnym skutkiem. Czasem nadal trzymam coś zbyt kurczowo. Ale coraz częściej potrafię sobie powiedzieć: może już nie muszę. Może to już było. Może już mogę… puścić.

Tematy do rozmowy (z samym sobą) i ćwiczenia z lotności mleczy

·  Co ostatnio noszę ze sobą (lub w sobie) tylko dlatego, że trudno mi to (od)puścić?

·  Czy ta rzecz / sprawa / myśl mnie jeszcze karmi, daje siłę – czy tylko przyzwyczaiłam(em) się do jej ciężaru?

·  Gdyby jutro zniknęła połowa moich rzeczy – co naprawdę bym opłakiwał/a?

·  Czy jest miejsce w ciele, które rozluźnia się, gdy tylko pomyślę „mogę, ale nie muszę”?

·  Kiedy ostatnio pozwoliłam(em) sobie odlecieć – w sensie metaforycznym i nie tylko?

·  Wybierz jedną rzecz z szafy, której „szkoda Ci się pozbyć”. Spytaj siebie: „czy ja jeszcze jestem osobą, która to nosi?”. Jeśli nie – podziękuj jej i przekaż dalej.

·  Przez jeden dzień nie kończ zdania „muszę…” – zamieniaj je na „mogę” albo „chcę” albo „dzisiaj nie”. Zobacz, co się zmienia.

·  Zrób coś inaczej niż zwykle – idź inną drogą, wypij kawę w innym kubku, napisz wiadomość komuś, z kim dawno nie rozmawiałaś. Niech to będzie drobne, ale nowe. Dla przypomnienia, że nie trzeba dreptać tylko po wydeptanym.

·  Zostaw przez kilka dni jedno miejsce w domu… puste. Bez kwiatka, bez świeczki, bez książki. Niech przypomina: pusta przestrzeń też jest wartością.

·  Zerwij mlecz (mniszka, maiczka, ogniszka, żabi kwiat, jastrzębca).  Albo weź kamyk. Zabierz go na spacer. A potem pozwól mu zostać tam, gdzie właśnie jesteś. I wróć do domu.