Jesień – pora roku, która mieni się od nastrojów. Jednocześnie robi się jakoś spokojniej, fajniej siedzi się w domu i… nie wiem jak Wy, ale my uwielbiamy czytać w łóżku, kiedy za oknami leje i wieje.
Jesienna sceneria to też bardzo wdzięczne tło dla opowieści. Również tych na bardzo trudne tematy. Takie jak przekraczanie własnych lęków (Odwagi zajączku!) czy przemijanie (Jesień liścia Jasia).
Jednocześnie, jesienne książki dla dzieci mogą kryć w sobie pułapki na dorosłych… Tych, którzy stracili czujność i sami są sobie winni. Tak jak w moim przypadku podczas wspólnej lektury Jesieni na ulicy Czereśniowej.
![]() |
Czy podróż do równoległych światów musi odbywać się w scenerii science fiction? Nie. Pod wodą, w jaskini, na grzbiecie jelenia – zajączek Logan okrywa, że wszędzie tam „był cały nowy świat”. Cóż, dla domatora, który trochę nie lubił a trochę bał wychodzić na zewnątrz to było naprawdę Coś.
Rytuały są cudowne. Pozwalają na poczucie bezpieczeństwa i harmonii. Nie znoszę rezygnować z luksusu powtarzalnych, ulubionych czynności… Ale wiem też, że czasem po prostu trzeba zrobić coś zupełnie innego! Nawet jeśli miałoby to oznaczać opuszczenie strefy komfortu.
Taką strefą komfortu dla zajączka Logana jest jego wypielęgnowany, cichy, spokojny dom. Przerażeniem napawa go sama myśl, że mógłby wyjść ze swojego bezpiecznego azylu choć na chwilę. Jednak jego przyjaciółka Luna ma tego dość. Po nieudanej próbie wyciągnięcia zajączka z norki – tupie nogą, trzaska drzwiami i zostawia go samego ze swoimi kwiatkami, kolekcją muszelek, biblioteczką, wygodnym fotelem, etc.
***
Po wyjściu Luny, Logan jakoś nie może sobie znaleźć miejsca… Po stoczeniu wewnętrznej walki postanawia wyjść na zewnątrz. Jesienne kolory lasu, łopot ptasich skrzydeł, tupot wiewiórek, szelesty – jakże tu inaczej niż w znanych granicach norki! Mimo to, Logan postanawia odnaleźć Lunę.
Zwierzątka leśne sugerują, by podążył śladem przygód nieustraszonej przyjaciółki. Na szczęście przezorny Logan ma ze sobą zestaw do nurkowania, szalik, latarkę i… pudełko ciasteczek.
Odkrywa świat Luny i każde przekroczenie własnych granic napawa go dumą i szczęściem. Oraz hartem ducha, który przyda się gdy trzeba będzie uratować przyjaciółkę przed strasznym wilkiem…
Odwagi zajączku to bardzo przyjemna szczepionka przeciw wirusom stresu i lęku. Kiedy Córeczka rozleniwiona/nadąsana odmawia wyjścia z domu, nic tak nie działa jak „O ty, Loganie!” – zaraz pojawia się dobry nastrój i ochota, by ruszyć na spotkanie z przygodą…
Można czytać już dwulatkom.
![]() |
Tę książkę poleciła mi koleżanka, kiedy zapytałam czy rozmawiała już ze swoimi córeczkami o śmierci. W ich przypadku Jesień liścia Jasia okazała się strzałem w dziesiątkę. Podobnie jak w przypadku dzieci ich sąsiadów. Ale jeśli chodzi o moją Trzyipółletnią – wciąż się waham. Po prostu wiem, że będzie płacz. Wobec którego będę bezradna. Tak jak wtedy, kiedy czytaliśmy z siostrzeńcem O psie, który jeździł koleją…
- smutek, który w tej książeczce – choć przesycony nadzieją – może okazać się bardzo przejmujący,
- nazwanie tajemnicą tego, co dzieje się po śmierci (w przypadku osób wierzących),
- fakt, że mimo iż książka ma pomagać w zrozumieniu zjawiska śmierci – nie ma słowa o tym, że niektórzy umierają nie przeżywszy wszystkich swoich pór roku; jeśli dziecko zapyta – dlaczego niektórzy umierają jako dzieci lub młodzi ludzie – zostajemy z tym pytaniem sami, bo o tym nie ma tu ani słowa.
***
Jaś to jeden z wielu liści na parkowym drzewie. Szybko odkrywa, że nie ma dwóch takich samych listków. Wiosną, które było ich dzieciństwem, zielone liście uczyły się tańczyć na wietrze, latem – wygrzewały się w promieniach słońca, a jesienią – chłodziły w deszczu. Najlepszym przyjacielem Jasia był Daniel, największy i najmądrzejszy liść na całym konarze. To on wyjaśnił Jasiowi, że są częścią drzewa o bardzo silnych korzeniach. Opowiedział mu o ptakach, słońcu, księżycach, gwiazdach oraz porach roku. Latem wytłumaczył też Jasiowi co to jest przeznaczenie.
– To powód, dla którego tu jesteśmy.
***
Jesień sprawia, że Jaś z zielonego listka zmienia się w czerwono-złoto-niebieski liść. Inne listki również przybierają najróżniejsze barwy.
– Każdy z nas ma za sobą inne doświadczenia. Każdego nieco inaczej oświetlało słońce. Każdy dawał inny cień. – rzeczowo wyjaśnia Daniel.
Pięknie, ale pewnego dnia – ten sam wiatr, do muzyki którego tańczyły młode listki – zaczął nimi niemiłosiernie targać. Aż niektóre z nich spadały na ziemię. Już łagodnie, ale… Liście nie wiedziały co się dzieje.
– Jest to czas, kiedy liście przeprowadzają się do innego domu. Niektórzy nazywają to umieraniem.
– I my wszyscy umrzemy? – zapytał Jaś.
– Tak – odparł Daniel. – Każdy umiera. Niezależnie od tego, czy jest duży czy mały, słaby czy silny. Doświadczamy słońca księżyca, wiatru i deszczu. Uczymy się tańczyć i śmiać. Potem umieramy.
– Ja nie umrę – odparł Jaś zdecydowanie. – A ty umrzesz Danielu?
– Tak, kiedy nadejdzie mój czas.
Czas Jasia nadszedł dzień po tym, w którym spadł pierwszy śnieg. Wiatr zerwał go z gałęzi o świcie. To wcale nie bolało. Zamknął oczy i zasnął na kopczyku śniegu.
Duży format i same ilustracje. Ani słowa. Pisanego, bo te wypowiadane mogą Was zaskoczyć. Dzieciak może pytać lub mówić o swoich spostrzeżeniach, odkryciach, skojarzeniach.
Podczas lektury idziemy ulicą Czereśniową, razem z dzieciakami, które uczestniczą w pochodzie z lampionami. Ha, te lampiony mają najróżniejsze kształty… Na widok lampionu-gęsi – dzika gęś aż odłącza się od swego szybującego wysoko klucza.
Być może jest już po pierwszych przymrozkach, bo przy kamienicy pękła rura. Ludzie kupują wieeelkie dynie. Tak wielkie, że wiozą je na taczkach albo drewnianych wózkach.
– Mamo, weźmiemy taczkę dziadka i przywieziemy z targu dynię? – pyta Trzyipółletnia.
Okazuje się, że chce dyniowy lampion, a nie taki, które uczestnicy parady niosą na kijach. Pomarańczowy, solidny, z dziurami na oczy, nos i uśmiech. Zgodziłam się i… cóż, żeby nie było, że robię z gęby cholewę, czeka mnie drałowanie z taczką na targ… W jedną stronę pewnie jeszcze Mała zechce się załadować… A może i w drugą… Razem 4 kilometry. No nie przemyślałam!
***
I kasztany. Jedna z bohaterek sprzedaje je na Czereśniowej. Jeśli ktoś wie, przy jakiej ulicy w Warszawie można kupić jadalne kasztany, proszę o infromację. Tej jesieni koniecznie muszę wreszcie spróbować pieczonych kasztanów…
Prócz wyżej wymienionych tytułów, ciekawe jesienne książki dla dzieci to:
Leśne maluchy
Książka z okienkami, którą kupiłam w Biedronce za grosze. Mała się uparła, bo taka sama jest w przedszkolu. Mała książeczka, dla maluchów (nawet dwuletnich). Wałkowana niezliczoną liczbę razy. Wkurza mnie tylko, że ktoś uznał, że książeczki dla dzieci nie wymagają korekty i… voila: pomylone imiona Rudusia i Kitki. To książka, którą mogą polubić maluchy już od 2. roku życia.
Jestem przedszkolakiem. Jesień
Lubię tę serię (mamy wszystkie cztery pory roku). Egzemplarz w miękkiej okładce można kupić za mniej niż 5 zł. A fajnego czytania naprawdę sporo. Dla dzieciaków powyżej trzeciego roku życia.
Skarb rudej kitki
Uwielbiam takie ilustracje… To książeczka z morałem, napisana tak sobie (a może przetłumaczona tak sobie), ale obrazki śliczne. O tym, że z powodu myślenia tylko o sobie można sobie zaszkodzić. Jest happy end. Dla przedszkolaków i młodszych uczniów.
Żubr Pompik. Kolory jesieni.
Dla małych fanów Pompika – na pewno pozycja obowiązkowa. Akurat między moją Córką a małym żubrem, jego rodziną i przyjaciółmi – nie iskrzy. Książka dla dzieci w wieku przedszkolnym.
Mogą być ciekawe, ale nie wiem, bo nie czytałyśmy: Jesień w Klinice Małych Zwierząt w Leśnej Górce, Skarby jesieni. Przygody Fenka, Jesień Toli.
Do dziś pamiętam swoje jesienne lektury z przedszkolnego dzieciństwa. Na przykład szare, jakby pełne mgieł i pajęczynek Zaszumiało jesienią Osieckiej. A tę o jeżu Kolczatku nawet jeszcze mam…. Ciekawa jestem bardzo Waszych wspomnień i planów związanych z jesiennymi książeczkami dla dzieci.
Wybacz, że nie spełnię Twojej prośby. Chcę Ci tylko napisać, że Twoje recenzje są znakomite, napisane świetnym językiem i z przyjemnością je przeczytałam, choć najmłodszy wnuk ma 8 lat i całkiem inne upodobania czytelnicze. Chylę czoła przed wprowadzaniem córeczki w świat książek.
Fajne książeczki
Też bardzo lubiłam czytać moim jak byli mali w deszczowe dni 
Ja też lubię czytać pod kocem, gdy pada. Wtedy jest mi bardzo przyjemnie.
Moje wspomnienia czytelnicze ściśle związane są z klasyką literatury dziecięcej. Pamiętam, że raz w miesiącu czekała na mnie jakaś książeczka, np. ''1001 Dalmatyńczyków", ''Martynka i jej mały świat…" czy w ''Małym leśnym domku". Było tego sporo. I tak trwa ta moja miłość do dobrej literatury:)
Zajrzałam do Ciebie po raz pierwszy i od razu się zachwyciłam.
Piękne i mądre książki promujesz.
Ja sama piszę a swoje ksiązki dedykuję najbliższym, w tym wnukom. W dwóch pierwszych książkach opisywałam ciekawe i śmieszne historie związane z moimi niesamowitymi wnukami.
Pozdrawiam Cię serdecznie
Idealne dla mojej córki.
Sama lubię czytać takie książki. Pobudzają wyobraźnię
Właściwie nie wiem dlaczego, ale jesienią zawsze wracał do nas "Kubuś Puchatek" A. Milne ten klasyczny, w tłumaczeniu Ireny Tuwim. Zresztą teraz też czytamy go w przedszkolu, codziennie po fragmencie. A tutaj u Ciebie zaintrygowała mnie książeczka "Jesień liścia Jasia". Poszukam jej z pewnością.
Zapamiętam tytuły, dla Wnusia kiedyś zakupię









Dziękuję za polecenie
Serdeczności niedzielne zostawiam
Bardzo mi przyjemnie
Dziękuję.
Dziękuję
W tym jesiennym czytaniu jest jakaś magia – Twoi też na pewno się z tym zgodzą 
Ty w ogóle jesteś mol książkowy
Dziękuję. Zrobiłaś swoim Maluchom piękny prezent na całe życie. Ich wnukowie pewnie też będą czytać Twoje historie
Tak, nasi bliscy mają spory wpływ na gusty czytelnicze
Mam nadzieję, że ja też nauczę Córkę odróżniać literaturę od Literatury 
To mamy córeczki w podobnym wieku! Super!
Zgadzam się. Niektóre książeczki dla dzieci naprawdę warte są uwagi dorosłych.
"Kubuś" może dlatego, że to książka pełna ciepła
A "Jesień liścia jasia" jest mądra, tylko taka smutna…
W bibliotekach też na pewno są – jeśli nie wszystkie to większość
Pozdrawiam serdecznie-słonecznie 