Czy plastry na pępku mogą uratować życie? Czyli o placebo i nocebo

Dawno, dawno temu, bo jeszcze na studiach zrobiłam kurs opiekuna kolonijnego. Ze wszystkimi trzema turnusami mam masę miłych wspomnień. Niektóre są dość zabawne. Jak np. zalepianie pępków plastrami opatrunkowymi. Zapytasz: po co? Cóż, pewnego dnia, przez wyjazdem na autokarową wycieczkę okazało się, że w kolonijnej apteczce zabrakło aviomarinu. Zbladłam, bo kilka dni wcześniej, jak jechaliśmy na miejsce kolonii… nie, nie chcecie wiedzieć co się działo w autokarze. Tak czy siak,  pielęgniarka powiedziała żebym wyluzowała, że brak aviomarinu to żaden problem, bo da mi plastry…

Wyjaśniła, że wystarczy dać dzieciom po dwa plasterki, niech sobie nalepią je na pępek (koniecznie na krzyż!) i wszystko będzie dobrze. Ba, nawet lepiej niż po aviomarinie, bo maluchy nie będą senne. I wiecie co? Oczywiście miała rację. A ja uwierzyłam w cudowną moc placebo.

Ale już co do tego, że ponad 80% ankietowanych polskich lekarzy przyznaje się do przepisywania placebo zamiast prawdziwych leków – mam mieszane uczucia…  

Placebo pomaga od XVIII wieku

Przykład efektów placebo po raz pierwszy opisano w 1794 roku. Działało: oko ropuchy, suszone płuca lisa, puder z mumii… O, zmielona na proszek mumia pomagała jeszcze na początku XX wieku. Na co? A na: wysypki, epilepsję, migrenę, paraliż, złamania, wrzody i jeszcze wiele innych dolegliwości.

Mimo że współcześni lekarze nie przepisują czarodziejskich mikstur, których receptury przypominają tych z ksiąg Gargamela, to… my, pacjenci, łykamy placebo częściej niż nam się wydaje. Dosłownie i w przenośni.

Paradoksalnie, uważa się, że to właśnie dzięki placebo, usługi medyczne mogą być nie tylko tańsze ale i bezpieczniejsze dla zdrowia…

Zamiast prawdziwej operacji – samo nacięcie

Był rok 1955, kiedy to L. Cobb, kardiolog z Seatlle zaczął mieć wątpliwości co do skuteczności jednego z zabiegów chirurgicznych. Chodziło o otwarciu klatki piersiowej i podwiązaniu tętnicy sutkowej, która to operacja ta była bardzo popularna i zalecana w dusznicy bolesnej. Doktor Cobb postanowił zrobić eksperyment… Podzielił swoich pacjentów z dusznicą bolesną na dwie grupy. W jednej grupie przeprowadził zabieg, a w drugiej – jedynie nacinał skórę skalpelem, tak by zostały blizny „świadczące” o zabiegu. Okazało się, że… pacjenci z obu grup poczuli się lepiej! Niestety tylko na około trzy miesiące. Krótkotrwała poprawa stanu zdrowia (wśród pacjentów po prawdziwym, jak i sfingowanym zabiegu) pozwoliła na przypuszczenie, że tę operację można wykreślić z listy skutecznych metod leczenia.

W 1993 roku podobnego eksperymentu dopuścił się chirurg ortopeda J. B. Moseley. Na 180 pacjentach cierpiących na zapalenie kostno-stawowe. Tu też symulowane operacje przyniosła takie same efekty jak operacje prawdziwe. Opublikowane dziewięć lat później badania wywołały burzę w środowisku medyków. Doktor Moseley odnosząc się do ataków swych adwersarzy, przyznał, że rozumie, iż niektórzy lekarze mogą mieć problem z tym, że ich kompetencja liczą się dla zdrowia pacjentów na równi z placebo.

Królewski dotyk

Od 800 roku cesarze a także inni władcy krajów Starego Kontynentu, byli pomazańcami bożymi. A to dzięki związkowi państwa i kościoła, który ustanowiono za pontyfikatu papieża Leona III. Wyświęcony władca miał moc uleczania – wystarczyło, że przeszedł wśród poddanych i poobdarzał ich „królewskim dotykiem”, by poczuli się jak nowo narodzeni. Działało do XIX wieku. Współcześnie w ten sam sposób może działać autorytet lekarza, zwłaszcza gdy podziwiany lekarz pochyli się nad nami, poświęci nam swą uwagę, zbada i powie: będzie dobrze. Nawet jeśli przepisze placebo…

Badania ankietowe wśród lekarzy pierwszego kontaktu, przeprowadzone przez Przemysława Bąbla z Katedry Psychologii UJ pokazały, że ponad 80% z nich stosuje placebo. Z jednej strony: dlaczego nie? Wolę placebo od leku, który może mi bardziej zaszkodzić niż pomóc. Ale już na myśl, że dzieciom chorym na raka można podawać placebo, chociażby po to by odkryć skuteczniejsze lekarstwa niż znane dzisiaj – cierpnie mi skóra…

Nocebo znaczy: będę szkodzić

O ile placebo w wolnym tłumaczeniu oznacza spodobam się, to nocebo  znaczy: będę szkodzić. O ile w przypadku placebo sugestia pozytywna może działać jak najlepszy lek, to w przypadku nocebo – negatywna sugestia może być jak śmiertelna trucizna.

Brak zaufania do lekarza lub metod leczenia może powodować skutki uboczne nie tylko w postaci bezsenności ale i objawów alergii. Być może moja reakcja na antybiotyki wynika właśnie z tego, że się ich cholernie boję? Jak byłam mała dostałam zapaści po penicylinie. Kolejne przygody z kolejnymi antybiotykami tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie chcę wiedzieć czy na antybiotyk, którego dotąd nie brałam – uczuli mnie czy nie. I dużo mnie kosztowało by przełamać lęk przed tym, że moja córka też tak będzie reagować. Na szczęście odziedziczyła po mnie tylko brązowe oczy, odcień karnacji i zamiłowanie do słowa pisanego, resztę ma po tacie 🙂

***

Ufasz swojemu lekarzowi? Czy to co się dzieje na świecie w związku z koronawirusem sprawia, że ufasz lekarzom bardziej czy mniej? Czy uważasz, że to dobrze, że lekarze w Polsce i na całym świecie stosują placebo? Masz jakieś wspomnienie typu „plasterki na pępku” zamiast proszka przeciw nudnościom 🙂 ?

Życzę nam wszystkim dużo zdrowia i wiary, że wszystko będzie dobrze 🙂

literatura:

D. Ariely: Potęga irracjonalności, Sopot 2018

Dr Bąbel: Lekarze chętnie stosują placebo, ale mniej chętnie o tym mówią, https://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news%2C386679%2Cdr-babel-lekarze-chetnie-stosuja-placebo-ale-mniej-chetnie-o-tym-mowia.html

P. Bąbel: Efekt placebo: fakt czy artefakt, Roczniki Psychologiczne 2008, tom XI, nr 1