Włączyłam dziś rano ulubione radio i co? Powitała mnie pewna piękna piosenka, która przypomniała, że już w ubiegłym tygodniu zakwitła leszczyna. I że to już najwyższy czas na kolejny temat do rozmowy z cyklu co umila a co uprzykrza życie.
Moje ulubione drzewo – leszczyna, leszczyna,
Jak ją za mocno przygiąć w lewo – to w prawo się odgina,
A jak za mocno przygiąć ją w prawo – to w lewo bije z wprawą,
A stara sosna szumi radosna: Brawo, brawo!
W. Młynarski
Marcoumilacz 1: zawodowo obróciło się na lepsze!
Tak naprawdę od początku marca nie wiem w co ręce włożyć. Podczas gdy jednym z lutouprzykrzaczy był brak zleceń – marzec postanowił chyba zadośćuczynić opieszałość starszego kolegi w tym zakresie i … obsypał propozycjami współpracy od starych i zupełnie nowych klientów. W myśl starej, dobrej zasady: Nieważne czy jest dobrze, czy jest źle – to i tak się zmieni. Dlatego nie martwcie się ci, którym właśnie wiedzie się gorzej. A ci, w życiu których drgnęło coś na lepsze, niech w wolnej chwili zanucą ze mną:
Upór, co mi z oczu błyska – leszczyny dziedzictwo!
Jak mnie do ziemi los przyciska, ona mi szepcze: – Nic to!
A jak prostuję się, wtedy ona – powtarza mi: – Tak trzymaj!
Moje drzewo ulubione – leszczyna, leszczyna
W. Młynarski
W sumie to nie mam większego wyboru jak być upartą – w ciągu ostatniego roku moja miesięczna wypłata schudła o 30%. A żeby dostać zlecenie na teksty za interesującą mnie stawkę muszę wysłać 10 razy więcej zgłoszeń. I liczyć się z tym, że klienci, z którymi współpracuję od kilku miesięcy „z przykrością poinformują, że do końca roku/kwartału zawieszają współpracę”.
Marcoumilacz 2: Coraz wiosenniej!
Z przedszkola córeczki przyszła wiadomość, że 22. marca będą świętować nadejście wiosny pochodem, pożegnaniem Marzanny (zwróćcie uwagę na poprawność polityczną – nie topieniem, a pożegnianiem), podziwianiem wielkich baniek mydlanych i czesaniem w szalone fryzury. Dzieci z grupy mojej małej mają tego dnia przyjść ubrane na żółto. Na razie mamy tylko żółte rajstopy… ale zdobędziemy co trzeba.
Nową wiosenną sukienkę dla siebie już zdobyłam. W lutym. Tak, czekam na wiosnę bardzo długo. I nie mogę się doczekać jak dziecko, więc czujnie wyławiam każdy sygnał, który mówi (szepcze): patrz, już…
Marcoumilacz 3: książki w sam raz na przedwiośnie
Chyba całą zimę czytam Kamień i cierpienie. Gruba i duża to książka, w dodatku taka, którą wręcz wypada czytać powoli. Wtedy jeszcze lepiej rozumie się, że jest to nie tylko biografia Michała Anioła ale i studium znaczenia wytrwałości. Tło – rozległe, bo i renesansowa Florencja, i myśl filozoficzna czasów odrodzenia, i religia, i władza, i okrucieństwo. Do tego oczywiście wiele znanych nazwisk ludzi. Artystów, myślicieli, papieży i nie-papieży. Od tej pięknej, choć chwilami zdumiewająco smutnej książki czasem muszę po prostu odpocząć. Wtedy najchętniej sięgam po O rety, przyroda! Albo Klangor i fanfary.
Pierwszy tytuł zachwycił i mnie i Małą. Wałkujemy na przemian z Dziką książką o dzikach (nr 1 od miesięcy) i przygodami Koziołka Matołka (nr 1 dwa lata temu, teraz wielki powrót).
Klangor i fanfary. Opowieści z Mazowsza to bardzo ładnie napisane opowieści krajoznawcze. Tytuł bardzo aktualny, bo żurawi – a żurawie mamy już u siebie w okolicy.
Marcoumilacz 4: 4. urodziny i 4. Wielkanoc z Córką
W Prima Aprilis będziemy świętować 4. urodziny Helenki. Tort ma być śmietankowy z dzikami z masy cukrowej, ale że niewiadomo ile tych dzików ma być – wstrzymujemy się z wizytą w cukierni. Trochę nie mogę się doczekać jak Mała będzie składała zamówienie. OK, trochę ją podpuściłam, żeby opowiedziała jak najdokładniej ma wyglądać jej wymarzony tort. Wataha, babrzysko, buchtowisko, przelatki, pasiaki, samura, pojedynek… Wyobraźcie sobie jak dziewczynka w czapce w kształcie łba dzika wylicza co planuje mieć na swoim urodzinowym torcie!
A propos słodyczy – z okazji Dnia Kobiet zrobiłam sobie owocowe semifredo z przepisu Edyty. Nie wyszło takie ładne jak Jej, ale było… prze-pysz-ne!
Wracając do urodzinek, wstępnie planujemy je połączyć z Wielkanocą. 4. urodziny 4.04 – brzmi fajnie, ale… no właśnie. Bo tu lista marcoumilaczy się kończy.
Marcouprzykrzacze, czyli co z Wielkanocą i… to błoto
Choć to krótka, ale smutna wyliczanka:
- nie mam pojęcia jak planować wielkanocne śniadanie, bo może być reżim,
- zamknięte biblioteki i muzea (o tym, jak długo czekaliśmy w kolejce do Muzeum Geologicznego w ostatnią niedzielę pisałam tutaj),
- zdalna praca mojego męża i przyjaciółki przybiera jakieś monstrualne rozmiary (ciągłe spotkania służbowe w rozmaitych konfiguracjach uniemożliwiają 8-godzinny dzień pracy, wydłużając go standardowo do 10 lub nawet 16 godzin),
I to błoto. Wnoszone na butach codziennie kojarzy mi się z jakimś grząskim, oblepiającym syfem, które pokryło świat. Niech wreszcie będzie sucho i ciepło!
Czy Wam marzec umilają lub uprzykrzają podobne rzeczy? Niech nam upór z oczu błyska – jak w tej piosence o leszczynie – i nie dawajmy się żadnym marcouprzykrzaczom!
Podejrzewam, że Wielkanoc będziemy zmuszeni spędzać w gronie domowników. Z drugiej strony, mam wrażenie że jeżeli o mnie chodzi to już trochę przyzwyczaiłam się do tej sytuacji. Na szczęście najbliższe mi osoby mam pod jednym dachem, więc nie musimy nigdzie jeździć. Współczuję jednak tym dla których będą to kolejne samotne święta…
Ja też współczuję wszystkim, którym wciąż trudno się pogodzić z sytuacją. Osobiście jestem pogodzona, wkurza mnie tylko, że ciągle nie wiem na ile osób planować śniadanie wielkanocne – na 3 czy na 10 :/
Jeśli chodzi o święta wielkanocne to odnoszę wrażenie, że pespektywa nawet samotnych świąt nie jest tak przytłaczająca, jak w przypadku Wigilii.
Odnosząc się do pierwszego akapitu masz rację, raz jest lepiej, raz jest gorzej. Niezależnie jak jest teraz za jakiś czas na pewno się zmieni, więc albo trzeba kuć żelazo, póki gorące, albo mieć nadzieję na dobrą odmianę 🙂
I jeszcze w sprawie tortu! Jestem go strasznie ciekawa. Rozumiem, że na zdjęcie tortu możemy liczyć 🙂
Tak, te święta są przede wszystkim krótsze i samotność na pewno nie doskwiera tak jak podczas Wigilii. A tort oczywiście będzie uwieczniony 🙂 Pozdrawiam serdecznie i cieszę się, że też jesteś optymistką 🙂
Bardzo sie ciesze, ze zrobilas owocowe semifredo, wyszlo ladniejsze niz moje. Ciesze sie, ze smakowalo 🙂
Narobilas mi checi na ksiazke Kamień i cierpienie, ale jakos wszystko utknelo w martwym punkcie i pocieszam sie tylko lekka i przyjemna lektura, wiec moze pozniej. I dziekuje za motto na nastepne dni: Niech nam upór z oczu błyska. Boze, jak to pomaga 🙂
Pozdrawiam cieplutko 🙂