O tym, kiedy najbardziej się zmarzło

Siąść tak sobie w zakolaneczkach, ciepłych legginsach, swetrze, szalu w kratkę i pogadać. O tym, kiedy się ostatnio tak bardzo zmarzło. To byłoby coś. Np. w pięć ulubionych osób, o. I niech to będzie po powrocie skądś, gdzie mróz was chwycił. Najbardziej w koniuszki palców, mimo rękawiczek.

Wczoraj temperatura spadła, jak jeszcze nigdy tej zimy. 8,5 stopniu mrozu. Oczywiście poszłam pokręcić się po stajni i pohulać na Sonacie. Zeszło się prawie 2 godziny. Potem jeszcze zakupy. Kiedy już się położyłam, zastanawiałam się kiedy to było, jak najbardziej w życiu zmarzłam. A potem przyszło mi do głowy, że nie wiem, kiedy najbardziej zmarzło 5 najbliższych mi osób. I że to niedobrze, bo chciałabym wiedzieć,

Zmarznięcia w dzieciństwie

Pamiętacie jakieś okrutnie zimny dzień z dzieciństwa? Osobiście — totalnie nic z tych rzeczy. Dni śnieżne, zaspy po pas, sanki, budowanie igloo — tak. Ale żeby było zimno? Never.

Dzieciaki chyba inaczej odczuwają ziąb. Albo pamięć idealizująca zrobiła swoje i zostało same przyjemności. Tylko dlaczego w takim razie nie pamiętam chwil, w których rozgrzewam się po wielkim zmarznięciu? Czekaj… Pamiętam.

Poszliśmy sobie pewnych ferii pochodzić po bagnach i lasach. Z osobą dorosłą, żeby nie było. Chodziliśmy tak pewnie dobre 3 czy 4 godziny. W śniegu. Więc mróz też być musiał. Włodek potem nas zaprosił do swojej siostry na herbatę. Smak tej herbaty z cytryną pamiętam do dziś. Znaczy wtedy pewnie dość zmarzłam.

Zmarznięcia w LO: 0

Pamiętam uwagę, którą wpisała mi do dzienniczka ucznia rusycystka z LO. Chodziło o to, by moja mama dowiedziała się, że przy -13 stopniach chodzę bez czapki. Phi. Bez czapki, w cienkiej, zamszowej kurtce (bo ładna, brązowa). Pamiętam, jak by to było wczoraj.

To były czasy, kiedy naprawdę bywało zimno. Tylko jakoś na nikim nie robiło to wrażenia.

Mimo wszystko w tych czasach już chroniliśmy się przed zimnem, znajdując sobie jakieś lokum. Czyjś dom, knajpę, nieważne. Wielu wielogodzinnych pobytów na świeżym pow. nie pamiętam.

Może i zmarzłam w Puszczy

Kiedy Młoda miała ze 2 latka… Nie, przecież jeszcze nie chodziła. Wcześniej to było. Wybraliśmy się ze drugą rodzinką do Puszczy Białowieskiej. W zimowej odsłonie. A będąc już tam, wybraliśmy się z kolei na spacer. Dzieciaki na sanki i jazda.

Szliśmy, szliśmy, aż zrobiło się zupełnie ciemno. Najpierw długo puszczą, potem torami. Wtedy też musiałam srogo zmarznąć, ale najbardziej martwiłam się, że zamarznie mi dzieciak. Który oczywiście miał to wszystko w dupie. Spała na świeżym powietrzu, w grubaśnym kombinezonie i tyle, o.

Później jeszcze bywało, że wyłaziliśmy zimą na  2 do 4 godzin, ale żeby jakoś specjalnie zmarznąć to chyba nikt…

No a wczoraj zmarzłam, tak.

Przyznam się, że takie wycieczki w najchłodniejsze chwile życia wcale nie są proste. W sensie ścieżki się w nich wiją, zahaczają o różności, że można się zgubić. Ale tak z ciepłego miejsca — powspominać różne chłody jest naprawdę fajnie. Taki to temat do rozmowy. Może być dobry w gronie albo w pojedynkę. Teraz wspominałam w pojedynkę, ale kiedyś, w tych pięć osób — też bym chciała. Pogadać i posłuchać kto, gdzie i jak zaliczył największe zmarznięcie ever.