Właśnie wróciliśmy z bożonarodzeniowego jarmarku w parku. Oczywiście nasz, sulejówecki nijak miał się swą skalą do warszawskiego czy wrocławskiego (widziałam zdjęcia). Ale — teraz już wiem na pewno — nie dostalibyśmy na tych gigantach tego, co na naszym mini.
Okej, nasze łupy może nie są stricte bożonarodzeniowe, chociaż… w pewnym sensie są i to bardzo. Pewnie, że nie brakowało wieńców, bombek i pierników. Średni wieniec (z całkiem ładnym jelonkiem) kosztował ok. 200 zł. O 50 zł więcej niż przepiękny szal z fioletowo-pomarańczowego moheru. Nad tymi dwoma zakupami namyślałam się, ale w końcu stanęło na zupełnie innych.
Kalendarz Zwierzaków
Musiałam. Przez cały rok 2025 towarzyszył nam będzie kalendarz od Zwierzęta Sulejówek. Co roku właśnie tam wędruje mój nikły procent podatku, bo jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co pani Olga robi dla zwierząt, które inni ludzie z Sulejówka i okolic mają totalnie gdzieś.
Filiżanka różana (cud) malina
Filiżanka z różowym woskiem sojowym to już dzieło jednego z uczniów SP nr 1. Szkoła ustawiła sobie stragan z rzeczami, które zrobiły dzieci i cały dochód ze sprzedaży tychże ma iść na wyciszenie świetlicy. Dzieciaki porobiły naprawdę fajne świece w filiżankach. O zapachach piernikowych, czekoladowych, goździkowo-pomarańczowych. Jednakowoż wybór mojej Małej mógł być tylko jeden: róż.
Miody malinowe
Super, że nie było górali z oscypkami a okoliczni mieszkańcy z tym, co faktycznie wyrabiają. Po minięciu trzech czy czterech stoisk z miodami, trafiliśmy na to, gdzie znaleźliśmy ulubiony. Malinowy. Ale nie z owocami, a z nektaru kwiatu malin. Trzeba było od razu dwa.
Reasumując, jako że kwiaty na kalendarzu też w kolorze dojrzałych malin — nie wstrzeliliśmy się zbytnio w świąteczno-kolorystyczną estetykę świąt. Ale to nic 🙂
Najnowsze komentarze