Kiedy umiera pierwsza miłość

Patrzę rano na telefon. “Luiza, mam złą wiadomość. Wojtek zmarł”. To od Agi, która 23 lata temu mnie z Nim poznała. To znaczy, ja już wcześniej Go znałam. Zanim pojawił się na moich 19 urodzinach, mieliśmy za sobą jedną krótką rozmowę. Powiedział wtedy do mnie “Jesteś dziewczyną, której nigdy nie można zapomnieć”. A ja wtedy się w nim zakochałam. Kilka miesięcy później Aga przyprowadziła go na te moje 19 urodziny.

Kto nie pamięta swojej pierwszej Osoby, która zawróciła w głowie do szaleństwa? Wśród nas są z pewnością tacy, którzy musieli pożegnać tę Osobę. Z powodu rozstania na zawsze. Od dziś też wiem, jak to jest.

Pierwsza miłość

Byliśmy razem 2 lata. Zostało mi po nich mnóstwo zdjęć i jeden list. To były wyjątkowy czas. On chyba z nikim potem nie był tak długo z w związku. Kiedy rozmawiałyśmy z jego mamą, to nie o nim… Jedno jest pewne: już nigdy potem nie kochałam nikogo taką głupią, pierwszą miłością. I mam nadzieję, że On też nie.

Nie widzieliśmy się od 21 lat. I już nie zobaczymy. Być może właśnie tak miało być.

Na zdjęciu na klepsydrze – ktoś, kto tylko Go przypomina. Widzę dużo szczuplejszą twarz i jakąś obcość, chłód. To nie On. I On…

Być może, gdyby nie chore serce Wojtka, jeszcze kiedyś spotkalibyśmy się, żeby powspominać stare dzieje. Może jakoś podsumować tę naszą historię z perspektywy lat, nie wiem.

Bardzo chętnie powiedziałabym mu, że jestem szczęśliwa, choć – kiedy mnie zostawił – zupełnie nie wierzyłam, że to możliwe. Na pewno zapytałabym, dlaczego podjął taką decyzję, choć chyba się domyślam. Opowiedziałabym mu o mojej Córce, o koniach, lasach, w których mnie rozkochał. Ale nie opowiem. Póki co nie jestem też w stanie odpowiedzieć sobie na pytania:

  • Czy trzeba/można było jednak spotkać się po latach, zdążyć z tym?
  • Czy trzeba/warto brać pod uwagę, że Pierwsza Miłość  może umrzeć?
  • Czy w ogóle warto myśleć o człowieku, który był bardzo ważny, ale potem Wasze ścieżki totalnie się rozjechały?

Gdybym poszła na pogrzeb

Rozmawiałam z mamą Wojtka. Byłyśmy ze sobą bardzo blisko. Nawet, kiedy już rozstaliśmy się, kontaktowałyśmy się ze sobą od czasu do czasu, żeby zwyczajnie porozmawiać. Powiedziałam jej, że nie dam rady przyjechać na pogrzeb. Fizycznie dałabym, psychicznie – nie. Po prostu nie. Nie wiem też, czy On by tego chciał, bo pewnego dnia zobaczyłam w jego oczach coś, co nie było już miłością ani nienawiścią. Było obojętnością.

 Ale moje pożegnanie brzmiałoby tak:

Wojtuś. Fidel. Miódki.

Dziękuję Ci za to, że byłeś w moim życiu tak ważną Osobą.

Pierwsza miłość zawsze będzie wyjątkowa. Jedyna.

Dziękuję za każdą wyprawę do lasu i na łąki, gdzie uczyłam się od Ciebie rozpoznawać ptaki. Po locie, śpiewie, jednym  błysku skrzydła.

Dziękuję, za tyle chwil, wypełnionych śmiechem. I tęsknotą, kiedy czekałam, aż znów Cię zobaczę.

Dziękuję za lekcję na temat tego, że nie wszystko, co piękne musi mieć ciąg dalszy, nie mówiąc o “żyli długo i szczęśliwie”.

Przepraszam, że nie umiałam Cię zatrzymać. Że byłam za młoda, by wiedzieć, jak to zrobić. Pamiętam, jak podczas jednej z kłótni powiedziałeś mi wprost, że ze mną nie dałoby się nawet ula założyć, a co dopiero rodzinę, dom… Pamiętam, jak potem bardzo się z tego śmialiśmy.

My w ogóle mieliśmy bardzo dużo powodów do śmiechu, płaczu, zachwytów, strachu. Za dobre chwile będę Ci wdzięczna do końca życia. Za złe — przepraszam.

Wiem, że jesteś teraz szczęśliwy i spokojny. Patrzysz sobie na nas  z najpiękniejszego lasu w niebie i tylko ten nasz ból Cię boli. Odpoczywaj Chłopaku. Lub ciężko pracuj, jako niebiański leśniczy, nie wiem…  Wiem, że na pewno też masz już skrzydła. Do zobaczenia Tam.

A taki wiersz Maryli Wolskiej pasuje mi też do tego, co czuję:

Nie żałuję

Nie żałuję dziś za niczem,
Co mi dawne plotły bajki,
Jeno za tym królewiczem,
Co miał gęśle samograjki…

Jeno za nim, co w bojowej
Umiał pogrom nieść potrzebie
I miękkimi pętać słowy —
A podobny był — do ciebie…

I on baśnią był wierutną,
Błędną marą, cieniem, niczem,
Lat minionych wizją smutną,
Snów dziecięcych — królewiczem!

M. Wolska