Wyfrunięci: recenzja bajki dla dzieci. Czy warto poznać tę opowieść o wolności?

Bardzo lubię w bajkach dla dzieci to, że dla dorosłych widzów mogą okazać się nie mniej ciekawe i ważne. Wyfrunięci to zapewne nie pierwszy i nie ostatni przykład właśnie takiej opowieści.

Pozornie to prosta, zabawna historyjka, której fabułę można by od biedy streścić w jednym zdaniu. Ale. Jeśli się zastanowić, sprawa staje się nieco bardziej złożona. Osobiście uważam, że Wyfrunięci to bajka o wolności. A co za tym idzie — również o tym, co wolnością nie jest (i nie będzie, jeśli nie zdecydujemy się z tego… wyfrunąć). Recenzja zawiera spoiler, ale nie jest „recenzją”, która polega na streszczeniu/opowiedzeniu bajki, więc można spokojnie czytać.

Bezpieczny domek nad jeziorem

Głowa rodziny Kaczek to domator, który raczej nie lubi opuszczać znanych, bezpiecznych okolic. Mieszka z żoną i dziećmi w naprawdę pięknym miejscu. W sumie to sama z chęcią bym tam zakotwiczyła. Zwłaszcza że tło do akcji jest zrobione bardzo ładnie…

Ale pewnego dnia na jaw wychodzi, że żona i dzieci chętnie by się gdzieś wyrwały. Choćby na wakacje, czy… na zimę. Tata początkowo nie chce o tym słyszeć, ale koniec końcem otwiera się na potrzeby bliskich i postanawia nie być kłodą, która tarasuje im drogę do odkrywania nowych miejsc. Lecą. Tam, gdzie podobno jest naprawdę super… (na Jamajkę)

Tak czy inaczej, strach taty przed ruszeniem się z gniazda przez wiele lat był czymś w rodzaju grubego muru oddzielającego całą rodzinę od podróży, przygód, ryzyka, wspomnień pełnych emocji.

Klatka

Klatka, w której siedzi papuga z Jamajki to ewidentny, namacalny znak niewoli. Ptaszysko nawet nie może rozprostować skrzydeł, nie mówiąc już o tym, by unieść się na nich nad krainą, którą tak bardzo kocha i pamięta. Chodzi o Jamajkę, tak. Twórcy Wyfruniętych muszą mieć tych stron wyjątkowy sentyment.

Wszystko się dobrze składa, bo gdy Papuga odzyskuje wolność, może poprowadzić rodzinę kaczek do celu ich podróży. Ale nie ma tak łatwo. Po drodze trafiają bowiem do miejsca, które roboczo możemy nazwać Krainą Szczęśliwych Kaczek.

Jak błogostan i komfort okazały się wielką klatką

Joga i medytacja. Potem zabawy na placu zabaw, masaże, same smakołyki. To istny raj. Tylko że nawet kaczka, która prowadzi zajęcia z medytacji, nie ma pojęcia, że… nie ma nic za darmo. I ten błogostano-dobrostan opłaca typ, który prowadzi restaurację. By podawać kaczki w pomarańczach ze… szczęśliwych kaczek. Niewiedza tego stada, naiwność i bezrefleksyjne pławienie się w rozkoszach były bodaj najbardziej niebezpiecznym więzieniem. Właśnie dlatego, że więźniowie nie mieli pojęcia, że są własnością kogoś, kto nie ma żadnych skrupułów, by dbać o swój biznes.

Tak, finalnie całe stado ptaszyn ląduje na (a jakże) Jamajce.

Tak, uważam, że Wyfruniętych warto obejrzeć.