Chyba zawsze wolałam Emilkę Byrd Starr od Ani Shirley. Może dlatego, że najpierw poznałam właśnie Emilkę? Ostatnio po raz któryś z kolei przeczytałam ostatnią część opowieści o niej i uznałam, że to… istna klasyka zamiast poradnika.
Emily’s quest tłumaczono na polski jako Emilka na falach życia, Dorosłe życie Emilki, a nawet Emilka szuka szczęścia. W gruncie rzeczy żaden z tych tytułów w pełni nie oddaje tego, co (i w jaki sposób) dzieje się w życiu tytułowej bohaterki. Młodej kobiety, która nie znosi pić rumianku, za to lubi włóczyć się nocami po ogrodzie i czytać książki na cmentarzu. W III części jest już pisarką co się zowie. A także obiektem westchnień całej armii starających się o jej rękę. W końcu okazuje się, że zostanie żoną tego, którego kochała naprawdę. Fabuła — banalna. Ale każdy, kto zna L. M. Montgomery, wie, że każda stronica to część wyprawy w porywający świat.
Jak dobrze, że nie trzeba wkładać całej duszy we wszystko, co się robi…
Dzisiaj, gdy pisałam nowelę, weszła do mnie ciotka Elżbieta i kazała mi zejść do ogrodu warzywnego i oczyścić z chwastów cebulę. Musiałam odłożyć pióro i pójść do ogrodu. Ale można pielić cebulę i myśleć przy tym o cudownych rzeczach. Jest to błogosławieństwem Bożym, że nie zawsze musimy wkładać duszy w to, co czynią nasze ręce, w przeciwnym razie, kto jeszcze miałby duszę?
Mocne. Dobre. Te słowa w cudowny sposób mogą uświadomić, że są rzeczy ważne i ważniejsze. I że pielenie cebuli/ mycie podłogi/ gotowanie kalafiorowej/ to jednocześnie: nic uwłaczającego i coś, czemu nie warto nadawać nadrangi (no, chyba że ktoś akurat nie ma innych pomysłów na to, co w życiu najważniejsze i uważa, że nad nieudaną kalafiorówką warto drzeć szaty jak nad straconą miłością, przyjaźnią, zdrowiem, poczuciem bezpieczeństwa, rozwijaniem skrzydeł, itd.)
Co jest straszniejsze?
Według autorki warto mieć na uwadze, że nasze własne wyobrażenia o ludziach i zdarzeniach mogą być gorsze niż od… faktycznie istniejących ludzi i zdarzeń.
Duchy i widma zdarzeń i ludzi, którzy nigdy nie istnieli, straszniejsze są, niż upiory, niż duchy tych, którzy byli kiedyś na ziemi.
Zmiana = strata?
Jak mówi Emilka Byrd Starr:
W pierwszej chwili wydaje nam się w obliczu zmiany, że tracimy, że ponosimy niezawodną stratę.
W drugiej, trzeciej i setnej chwili po nastaniu tejże zmiany prawdopodobnie strata wydaje się nam mniejsza.
Bóg jest zazdrosny, a natura zawsze ukoi?
Matka Tadzia wielokrotnie powtarza Emilce, że Bóg jest zazdrosny o miłość człowieka do osoby lub rzeczy, która nie jest Nim, Bogiem. I z tej zazdrości odbiera obiekt miłości. Matka Tadzia była szalona… Ale przez to, co mówi, w książce niejako przeciwieństwem Boga jest Przyroda. Natura, która również ceni wierność, ale nigdy nic nie zabiera — dla tych, co ją kochają, zawsze jest pocieszeniem.
„Natura nigdy nie zdradza serca, które ją kocha”. Ona zawsze leczy z odniesionych ran, skoro się do niej zwracamy z pokorą. Zniknęły dręczące wspomnienia i niezadowolenie. Spostrzegłam nagle, że czeka na mnie, tuż tuż, za progiem, dawna radość życia.
Może być też tak, że można myśleć, że to natura odbiera (młodość, życie), a Bóg pociesza…
Mądry dom
Stary to był dom, i dlatego cichy, mądry i nieco tajemniczy.
Uważam, że w tym zdaniu jest sporo prawdy. Przecież stary dom, taki w którym mieszkała już niejedna osoba czy rodzina — musi być mądrzejszy i znać wiele tajemnic na temat życia. Może dlatego zawsze wolałam stare domy od tych dopiero powstających, wypolerowanych, niewtajemniczonych w to, co ludzkie?
O odwadze
Naturalnie nie mogło zabraknąć tu słów o odwadze. Przecież powodów do obaw oraz lęków Emilka i jej bliscy mieli, co niemiara…
Czyż to nie Emerson mówi: „Czyń zawsze to, czego się boisz”?
Proste. Dziś już niemal w każdym odcinku telewizji śniadaniowej mowa o tym, że nie wolno karmić strachu i lęku unikaniem sytuacji, które nas przerażają.
Nad kim płaczemy, kiedy umiera ktoś bliski?
Ilekroć w mediach pojawia się klepsydra — wraz z nią natychmiast spada deszcz komentarzy. I wcale nie o człowieku, który zmarł. Niemal każdy, kto pisze więcej niż coś w stylu R.I.P. czy [i] – dowodzi, ileż to miał wspólnego ze zmarłym i jak bardzo… należy mu się teraz współczucie.
Kiedy zmarł pan Carpenter, Emilka bardzo cierpiała. Ciotka Elżbieta próbowała ją pocieszyć. Powiedziała, że w tym przypadku śmierć okazała się najlepszą przyjaciółką zmarłego. Emilka doskonale o tym wiedziała. I przyznała po chwili, że rozpaczając, tak naprawdę:
– Myślę w tej chwili o sobie.
Chyba właśnie sporo w tym prawdy, że nie opłakujemy śmierci, bo żal nam zmarłego… Żal nam siebie, że zostaliśmy bez tej osoby. I płaczemy często nad sobą. Czy nie?
Tak, życie bywa okrutne, ale…
Na koniec jeszcze jeden z moich ulubionych cytatów z Emilki (zdaje się, że podobne słowa pojawiają się również w pierwszej części przygód „gwiazdki”).
Życie bywa przykre i okrutne. Ale stokrotki i obłoki zawsze są jasne. Znowu czuła zadowolenie z samego faktu bycia na świecie.
Najnowsze komentarze