Emilka na falach życia (1927) Lucy M. Montgomery, czyli klasyka zamiast poradnika

Chyba zawsze wolałam Emilkę Byrd Starr od Ani Shirley. Może dlatego, że najpierw poznałam właśnie Emilkę? Ostatnio po raz któryś z kolei przeczytałam ostatnią część opowieści o niej i uznałam, że to… istna klasyka zamiast poradnika.

Emily’s quest tłumaczono na polski jako Emilka na falach życia, Dorosłe życie Emilki, a nawet Emilka szuka szczęścia. W gruncie rzeczy żaden z tych tytułów w pełni nie oddaje tego, co (i w jaki sposób) dzieje się w życiu tytułowej bohaterki. Młodej kobiety, która nie znosi pić rumianku, za to lubi włóczyć się nocami po ogrodzie i czytać książki na cmentarzu. W III części jest już pisarką co się zowie. A także obiektem westchnień całej armii starających się o jej rękę. W końcu okazuje się, że zostanie żoną tego, którego kochała naprawdę. Fabuła — banalna. Ale każdy, kto zna L. M. Montgomery, wie, że każda stronica to część wyprawy w porywający świat.

Jak dobrze, że nie trzeba wkładać całej duszy we wszystko, co się robi…

Dzisiaj, gdy pisałam nowelę, weszła do mnie ciotka Elżbieta i kazała mi zejść do ogrodu warzywnego i oczyścić z chwastów cebulę. Musiałam odłożyć pióro i pójść do ogrodu. Ale można pielić cebulę i myśleć przy tym o cudownych rzeczach. Jest to błogosławieństwem Bożym, że nie zawsze musimy wkładać duszy w to, co czynią nasze ręce, w przeciwnym razie, kto jeszcze miałby duszę?

Mocne. Dobre. Te słowa w cudowny sposób mogą uświadomić, że są rzeczy ważne i ważniejsze. I że pielenie cebuli/ mycie podłogi/ gotowanie kalafiorowej/ to jednocześnie: nic uwłaczającego i coś, czemu nie warto nadawać nadrangi (no, chyba że ktoś akurat nie ma innych pomysłów na to, co w życiu najważniejsze i uważa, że nad nieudaną kalafiorówką warto drzeć szaty jak nad straconą miłością, przyjaźnią, zdrowiem, poczuciem bezpieczeństwa, rozwijaniem skrzydeł, itd.)

Co jest straszniejsze?

Według autorki warto mieć na uwadze, że nasze własne wyobrażenia o ludziach i zdarzeniach mogą być gorsze niż od… faktycznie istniejących ludzi i zdarzeń.

Duchy i widma zdarzeń i ludzi, którzy nigdy nie istnieli, straszniejsze są, niż upiory, niż duchy tych, którzy byli kiedyś na ziemi.

Zmiana = strata?

Jak mówi Emilka Byrd Starr:

W pierwszej chwili wydaje nam się w obliczu zmiany, że tracimy, że ponosimy niezawodną stratę.

W drugiej, trzeciej i setnej chwili po nastaniu tejże zmiany prawdopodobnie strata wydaje się nam mniejsza.

Bóg jest zazdrosny, a natura zawsze ukoi?

Matka Tadzia wielokrotnie powtarza Emilce, że Bóg jest zazdrosny o miłość człowieka do osoby lub rzeczy, która nie jest Nim, Bogiem. I z tej zazdrości odbiera obiekt miłości. Matka Tadzia była szalona… Ale przez to, co mówi, w książce niejako przeciwieństwem Boga jest Przyroda. Natura, która również ceni wierność, ale nigdy nic nie zabiera — dla tych, co ją kochają, zawsze jest pocieszeniem.

“Natura nigdy nie zdradza serca, które ją kocha”. Ona zawsze leczy z odniesionych ran, skoro się do niej zwracamy z pokorą. Zniknęły dręczące wspomnienia i niezadowolenie. Spostrzegłam nagle, że czeka na mnie, tuż tuż, za progiem, dawna radość życia.

Może być też tak, że można myśleć, że to natura odbiera (młodość, życie), a Bóg pociesza…

Mądry dom

Stary to był dom, i dlatego cichy, mądry i nieco tajemniczy.

Uważam, że w tym zdaniu jest sporo prawdy. Przecież stary dom, taki w którym mieszkała już niejedna osoba czy rodzina — musi być mądrzejszy i znać wiele tajemnic na temat życia. Może dlatego zawsze wolałam stare domy od tych dopiero powstających, wypolerowanych, niewtajemniczonych w to, co ludzkie?

O odwadze

Naturalnie nie mogło zabraknąć tu słów o odwadze. Przecież powodów do obaw oraz lęków Emilka i jej bliscy mieli, co niemiara…

Czyż to nie Emerson mówi: “Czyń zawsze to, czego się boisz”?

Proste. Dziś już niemal w każdym odcinku telewizji śniadaniowej mowa o tym, że nie wolno karmić strachu i lęku unikaniem sytuacji, które nas przerażają.

Nad kim płaczemy, kiedy umiera ktoś bliski?

Ilekroć w mediach pojawia się klepsydra — wraz z nią natychmiast spada deszcz komentarzy. I wcale nie o człowieku, który zmarł. Niemal każdy, kto pisze więcej niż coś w stylu R.I.P. czy [i] – dowodzi, ileż to miał wspólnego ze zmarłym i jak bardzo… należy mu się teraz współczucie.

Kiedy zmarł pan Carpenter, Emilka bardzo cierpiała. Ciotka Elżbieta próbowała ją pocieszyć. Powiedziała, że w tym przypadku śmierć okazała się najlepszą przyjaciółką zmarłego. Emilka doskonale o tym wiedziała. I przyznała po chwili, że rozpaczając, tak naprawdę:

– Myślę w tej chwili o sobie.

Chyba właśnie sporo w tym prawdy, że nie opłakujemy śmierci, bo żal nam zmarłego… Żal nam siebie, że zostaliśmy bez tej osoby. I płaczemy często nad sobą. Czy nie?

Tak, życie bywa okrutne, ale…

Na koniec jeszcze jeden z moich ulubionych cytatów z Emilki (zdaje się, że podobne słowa pojawiają się również w pierwszej części przygód “gwiazdki”).

Życie bywa przykre i okrutne. Ale stokrotki i obłoki zawsze są jasne. Znowu czuła zadowolenie z samego faktu bycia na świecie.